Atak na fotoreportera

Atak na fotoreportera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fotoreporter "Newsweeka" został napadnięty po wyjściu z restauracji, gdzie robił zdjęcia m.in. Naumanowi i Łapińskiemu. Zniszczono mu sprzęt.
Tuchliński w piątek po południu robił zdjęcia b. prezesowi Narodowego Funduszu Zdrowia Aleksandrowi Naumanowi, b. ministrowi zdrowia, szefowi mazowieckiego SLD Mariuszowi Łapińskiemu, b. szefowi gabinetu politycznego Łapińskiego - Waldemarowi Deszczyńskiemu i Małgorzacie Kazubowskiej, która jest konkubiną Naumana i szefową rady nadzorczej firmy "Centrum Osteoporozy, której prezesem jest Deszczyński.

Osoby te spotkały się ok. 13.30 w restauracji Pod Żubrem, która mieści się na parterze warszawskiej siedziby SLD przy Rozbrat.

Fotoreporter na zlecenie tygodnika zrobił kilkanaście zdjęć tym osobom. Nauman mówił mu, że jest tam prywatnie i poprosił go, żeby się wylegitymował. "Powiedziałem, że  to miejsce publiczne, takie dostałem zlecenie z redakcji i  wylegitymowałem się legitymacją +Newsweeka+. Nauman spisał moje imię, nazwisko i redakcję. W tym czasie Łapiński telefonował do prawnika, by zablokować publikację tego zdjęcia" - mówił reporter.

"Poczekałem, aż pani Kazubowska wróci do stolika i znowu zrobiłem zdjęcia. Pan Nauman bardzo się tym zdenerwował, mówił żebym +sp.......ł+ i inne tego typu słowa. Gdy pan Łapiński wstał od  stolika, uznałem, że pora zakończyć fotografowanie. Powiedziałem +do widzenia+ i wyszedłem z budynku" - opisał zdarzenie fotograf.

"Za rogiem zatrzymałem się, żeby schować sprzęt do torby. Wtedy z  budynku wybiegło dwóch młodych mężczyzn - w wieku ok. 26-32 lata. Krzyczeli do mnie +K...a, oddawaj film+, zacząłem uciekać. Próbowałem wejść do sklepu, żeby się schronić, ale nie wpuścił mnie jakiś przechodzień. Dogonili mnie między dwoma samochodami, upadłem na ziemię, przykryłem aparat ciałem. Mężczyzna szarpał za  pasek aparatu, krzyczał, żebym oddał film i nazywał mnie +k...ą+" -  relacjonował.

"W tym czasie zwinąłem film w aparacie, wyjąłem go i wsadziłem do  kieszeni spodni. Puściłem aparat, pan wyrwał mi go, drugi zabrał mi torbę. Odeszli w kierunku restauracji. Wstałem i zobaczyłem, że  oglądali sprzęt - poobijany aparat, wyłamaną lampę błyskową. Wzięli go, obejrzeli, zostawili i weszli do siedziby SLD" - dodał. Zabrałem sprzęt, wsiadłem do taksówki i pojechałem do  redakcji. Klisza ze zdjęciami nie została naruszona. Zdjęcia zostały wywołane - powiedział Tuchliński.

Redakcja konsultuje się z prawnikami w kroków prawnych dot. napaści na fotoreportera i publikacji zdjęć - poinformował szef działu krajowego pisma Dariusz Wilczak.

Wersja zdarzeń podawana przez Naumana jest inna. Według niego podczas obiadu podszedł mężczyzna i zaczął robić zdjęcia. Nauman spytał go skąd jest, a po uzyskaniu tej informacji prosił, by  przestał go fotografować.

"Nie mam zwyczaju używać słów niecenzuralnych. Powiedziałem temu panu tylko, że nie życzę sobie, żeby ten pan robił mi zdjęcia, bo nie jestem już osobą publiczną, tylko prywatną, i żeby sobie poszedł. Po czym ten pan dalej robił zdjęcia" -  mówił Nauman. Dodał, że wtedy zagroził, że wezwie policję, a Łapiński zadzwonił do swojego adwokata.

Nauman twierdzi, że nie wie, co zdarzyło się po wyjściu fotoreportera z  restauracji. "Jeśli Newsweek uważa, że poruszam się z bandziorami po mieście, to się grubo myli. Nie wiem, kto za nim pobiegł, bo w  tym czasie płaciłem rachunek" - powiedział Nauman. - Nie  mam żadnych ochroniarzy.

em, pap