Jagiełło pod sąd! (aktl.)

Jagiełło pod sąd! (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Minister sprawiedliwości zwrócił się do marszałka Sejmu o pozbawienie immunitetu posła Andrzeja Jagiełłę (SLD). O to samo poprosił później marszałka sam Andrzej Jagiełło.
Jagiełło złożył również rezygnację ze wszystkich funkcji w partii oraz z członkostwa w klubie parlamentarnym SLD - poinformował lider świętokrzyskiego SLD, poseł Henryk Długosz.

Według Długosza, samorządowcy SLD, aresztowani w tzw. sprawie starachowickiej, dawno już złożyli rezygnacje z członkostwa w partii, ale  ponieważ przebywają w areszcie, dokumenty do władz SLD jeszcze nie  dotarły.

Piątkowa "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż Jagiełło zadzwonił do jednego ze  starachowickich samorządowców i ostrzegł go przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Miał się przy tym powołać na  informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotkę.

Jak poinformował minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk, po uchyleniu immunitetu prokuratura chce posłowi Jegielle postawić zarzuty utrudniania śledztwa z art. 239 par. 1 Kodeksu Karnego.

Zgodnie z tym artykułem, grozi mu kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik, mówiąc o tzw. sprawie starachowickiej, zastrzegał, że nie może ujawnić wszystkiego, co zebrała prokuratura w prowadzonym śledztwie, w którym zostali przesłuchani policjanci z Centralnego Biura Śledczego, a także Komendant Główny Policji i kierownictwo CBŚ.

Dodał również, że policja, która podsłuchiwała rozmowy gangsterów ze Starachowic i związanych z nimi innych osób, zataiła przed prokuraturą, że wykryła przeciek. Natrafił na niego prokurator prowadzący postępowanie, analizując ponad tysiąc stron billingów telefonicznych i zapisów podsłuchów. Wtedy dopiero wszczął odrębne postępowanie w tej sprawie. Musiał jednak ponad miesiąc czekać na zwolnienie z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej policjantów z CBŚ, których przesłuchał jako świadków. "Taki stan rzeczy spowodował rażące opóźnienie w rzetelnym i sprawnym rozpatrzeniu sprawy. Trzeba przecież działać niezwłocznie, a opóźnienie utrudniło to  postępowanie" - mówił Olejnik.

Wyjaśnił on, że status w śledztwie wymienianego w  tekście "Rzeczpospolitej" wiceministra spraw wewnętrznych i  administracji Zbigniewa Sobotki zostanie rozpatrzony dopiero po przesłuchaniu posła Jagiełły. "O ile status posła Jagiełły był dla nas jasny - uważamy, że powinien on być podejrzanym w tym śledztwie, to na dzień dzisiejszy Zbigniew Sobotka jest dla nas świadkiem" - powiedział Olejnik. Uchylił się od odpowiedzi na pytanie o to, co na temat tej sprawy mówili przedstawiciele KGP i CBŚ, jak tłumaczył, dla dobra śledztwa.

"Wiemy, że policja prowadziła u siebie postępowania wyjaśniające źródło tego przecieku, ale do dziś nie mamy jego rezultatu" - powiedział Olejnik.

Poseł Andrzej Jagiełło stawił się w Prokuraturze Okręgowej w Kielcach. Oświadczył, że czuje się całkowicie niewinny; nie miał tajnych informacji i nie ostrzegał o działaniach policji.

"Nie może być poważnych dowodów, bo nic się nie działo" - twierdził. Pytany, czy dzwonił do starosty Mieczysława S. przed jego aresztowaniem, odpowiedział: "Nie wiem, muszę to zobaczyć. Wy wiecie więcej, niż ja".

Szef MSWiA wezwał do siebie komendanta Kowalczyka, by uzyskać wyjaśnienia, dlaczego policja przekazała prokuraturze materiały dotyczące sprawy starachowickiej i  przecieku informacji dopiero 15 kwietnia, choć polecenie z MSWiA w  tej sprawie otrzymała 2 kwietnia.

Po spotkaniu minister Janik poinformował, że odwołani zostali dwaj doradcy wiceministra Zbigniewa Sobotki, odpowiedzialni za kontrolę cywilną w policji.

"W sprawie starachowickiej nie popełniono żadnego większego błędu. Uważam jednak, że trochę inaczej powinniśmy pracować z policją" - powiedział dziennikarzom Janik.

em, rp, pap

Czytaj także: CBŚ: Jagiełło zdradził