Jagiełło brzytwy się chwyta

Jagiełło brzytwy się chwyta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nikt mnie nie informował, a ja nie uprzedzałem starachowickich samorządowców o toczącym się wobec nich śledztwie. To wszystko kłamstwa mediów wymierzone w SLD - utrzymuje poseł Jagiełło.
Wskazanie konkretnej osoby lub osób, które miały poinformować mnie o toczącym się śledztwie wobec kolegów samorządowców jest niemożliwe, albowiem takiej osoby lub osób nie było - napisał poseł (już nie SLD) Andrzej Jagiełło do marszałka Sejmu Marka Borowskiego.

List Jagiełły był odpowiedzią na ubiegłotygodniowy apel marszałka Borowskiego w skierowanym do niego liście otwartym, o "niezwłoczne, szczere i pełne" ujawnienie wszystkich okoliczności, związanych ze sprawą starachowicką oraz o wskazanie osoby lub osób, które poinformowały go o śledztwie wobec jego kolegów.

Jagiełło utrzymuje, że nie utrudniał w żaden sposób postępowania karnego i nikogo nie uprzedzał o planowanej w Starachowicach akcji policji. "Wszystkie informacje w środkach masowego przekazu na temat +sprawy starachowickiej+ są w istocie swej nieprawdziwe, nierzetelne i powodują celowe wprowadzenie w błąd opinii publicznej w celu spowodowania utraty społecznego zaufania do SLD".

"Dziwi mnie jednak bierność władz partyjnych SLD w tej sprawie, które nie czynią nic w tym celu, aby opinia publiczna uzyskała prawdziwą i rzetelną informację na temat sprawy starachowickiej. Bezspornym jest bowiem po upływie niemal czteromiesięcznego śledztwa, że aresztowani samorządowcy starachowiccy nie są i nie byli członkami żadnego gangu, mafii czy też zorganizowanej grupy przestępczej" - dodał.

Jagiełłę oburzają natomiast "przejawy naruszania zasad praworządności przez organa państwa, takie jak prokuratura i policja". "Pomimo nieuchylenia mi immunitetu parlamentarnego przez Sejm, miałem przez sześć dni ograniczoną wolność, poprzez całodobową asystę policji podczas pobytu w szpitalu - skarży się Jagiełło. - W czasie przesłuchań byłem podstępem, wbrew przepisom procedury karnej przymuszany do  składania wyjaśnień, grożono mi aresztowaniem, co w tym czasie nie było możliwe ze względów formalnoprawnych. Także publiczne wypowiedzi organów władzy państwowej, a w szczególności zastępcy Prokuratora Generalnego, dotyczące mojej osoby, świadczą o nieznajomości materiału dowodowego sprawy".

"Sygnalizując powyższe nieprawidłowości, będące naruszeniem prawa", Jagiełło prosi marszałka o interwencję. Prosi go również o  cierpliwość w oczekiwaniu na ostateczne wyjaśnienie sprawy przez powołane do tego organy państwa, ponieważ on ujawnił już wszystkie znane mu okoliczności związane ze sprawą starachowicką.

Jagiełło nadal twierdzi, że do 26 marca włącznie nie miał wiedzy ani świadomości tego, że przeciw samorządowcom ze Starachowic CBŚ prowadzi postępowanie nie mógł więc ich uprzedzić.

Na koniec zwraca uwagę, że wyraził zgodę na pociągniecie go do  odpowiedzialności karnej, zrezygnował z członkostwa w partii, z  funkcji partyjnych i członkostwa w klubie parlamentarnym.

Swoje argumenty powtórzył podczas specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej.

4 lipca "Rzeczpospolita" poinformowała, że z policyjnego podsłuchu wynika, iż były już poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do jednego ze starachowickich samorządowców z SLD i ostrzegł go  przed planowaną akcją Centralnego Biura Śledczego. Jagiełło miał się powołać na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki.

Starachowicki starosta i ówczesny wiceprzewodniczący rady (obaj z  SLD) zostali z kilkunastoma innymi osobami zatrzymani w marcu przez CBŚ i aresztowani przez sąd. Prokuratura Okręgowa w Kielcach oskarżyła starostę o usiłowanie wyłudzenia odszkodowania za  rzekomo skradziony samochód, a wiceszefa rady powiatu o wyłudzenie odszkodowania oraz łapówkarstwo.

9 lipca prokuratura postawiła posłowi Jagielle zarzut utrudniania postępowania karnego przez poinformowanie starosty i  wiceprzewodniczącego rady powiatu o planowanej akcji CBŚ. Grozi mu za to kara do pięciu lat więzienia.

em, pap