Podejrzany Rutkowski

Podejrzany Rutkowski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prokuratura prowadząca śledztwo dotyczące ładunków wybuchowych, odnalezionych przez Krzysztofa Rutkowskiego, bada, czy nie jest on zamieszany w ich rozmieszczenie. Poseł uważa sytuację za komiczną.
Chodzi o sprawę odkrycia przez Rutkowskiego rankiem 24 lipca 2003 r. w Czarlinie (woj. pomorskie) dwóch skrzynek, w których, jak się później okazało, były ładunki wybuchowe.

Szef Prokuratury Rejonowej w Tczewie Mirosław Szymański zapytany, czy sprawdzany jest wątek, że to detektyw bądź jego współpracownicy rozmieścili ładunki, odpowiedział: "To jedna z wersji. Każda wersja tego zdarzenia jest badana. Tej wersji nie  wykluczamy, natomiast czy ona znajdzie potwierdzenie w  zgromadzonym materiale dowodowym to trudno mi powiedzieć, bo jest jeszcze za wcześnie".

"Będziemy żądać, by udzielił nam wszelkich informacji związanych ze zdarzeniem, a zwłaszcza ujawnienia źródeł informacji dotyczących ewentualnych sprawców. W telewizji pan poseł podał, że  jest kwestią czasu wykrycie sprawcy, bo posiada stosowne informacje i źródła" - poinformował Szymański.

Poseł Rutkowski uznaje "całą sytuację za komiczną, wręcz komediową" i podsuniętą prokuraturze przez policję. Zapowiedział, że przekaże prokuratorowi w "notatce informacyjnej" swoją wiedzę na temat tej sprawy.

"Nie jestem w stanie przekazać źródła informacji w policyjnym protokole przesłuchania, ze względu na to, że niestety - o czym wiadomo - wielu policjantów jest po prostu skorumpowanych i  pracuje dla świata przestępczego. Nie mogę skazać na śmierć mojego współpracownika" - argumentował Rutkowski.

Według niego, sprawa wyniknęła z zazdrości policji. "Przyjeżdża facet z Warszawy, powiedzmy do Tczewa, i pokazuje policji, gdzie są u nich na terenie dwie bomby. To każdego boli. Ja sobie zdaję z  tego sprawę. Niech najpierw oczyszczą swoje szeregi, potem się biorą za robotę, a potem dopiero się zastanawiają, czy ktoś sam sobie podłożył bomby. To dla mnie kolejny raz sytuacja komiczna i  wręcz komediowa, że każdy sukces nasz odbierany jest czy  komentowany w taki sposób, jaki potrafi zrobić tylko policja" -  powiedział poseł.

Cała sprawa zaczęła się, gdy 24 lipca rano Rutkowski przybył do  Czarlina wraz z ekipą jednej z komercyjnych telewizji i "niczym jasnowidz" wskazał miejsce, gdzie była zakopana jedna ze skrzynek.

Niebawem na miejsce przyjechali pirotechnicy z plutonu antyterrorystycznego z Gdańska oraz policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Asystentka detektywa Monika Chmielnicka już przed godz. 14.00 informowała media o odnalezieniu w czwartek rano dwóch "urządzeń wybuchowych o dużej sile rażenia". Faksy z nagłówkiem "Biuro Doradcze +Rutkowski+" wysyłano z biura posła. Według informatora, ani Rutkowski, ani jego współpracownicy nie mogli wtedy mieć pewności, co było w skrzynkach.

Pirotechnicy pierwszym ładunkiem znalezionym przez detektywa zajęli się ok. godz. 12.30. Zneutralizowano go na poligonie dwie godziny później. Drugi domniemany ładunek zabezpieczono o godz. 15.30, a zneutralizowano po godzinie 18.00.

Detektyw twierdzi, że "całą wiedzę" miał od informatora. Odnajdując ładunki, posługiwał się precyzyjnym planem. Podając informację o dwóch urządzeniach wybuchowych, także opierał się na  wiadomościach uzyskanych od informatora.

sg, pap