Polskie uszy Honeckera

Polskie uszy Honeckera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polscy współpracownicy Stasi wciąż nie zostali rozliczeni.
Zbigniew Sobotka, wiceminister spraw wewnętrznych, Stanisław Ciosek, doradca prezydenta Kwaśniewskiego oraz Wiesław Klimczak, szef wpływowego Stowarzyszenia Ordynacka byli informatorami wywiadu NRD - wynika z akt Stasi. Polskie dossier enerdowskiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwa (MfS) mogłoby wypełnić kilka ciężarówek. Funkcjonariusze PZPR i przedstawiciele PRL-owskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pomagali kolegom z NRD w penetrowaniu i zwalczaniu polskiej opozycji, ujawniali im tajemnice państwowe. Niedawno ("Wprost" nr 29) opisaliśmy odnalezione w aktach Stasi dossier Zbigniewa Sobotki, obecnego wiceministra spraw wewnętrznych. Takich informatorów jak Sobotka, Ciosek i Klimczak, Stasi miała w Polsce tysiące. Ci z nich, do których udało nam się dotrzeć, bronią się twierdząc, że współpracowali nieświadomie.

Braterska pomoc

Jeden z raportów Stasi dotyczy rozmowy konsula generalnego NRD z sekretarzem KW PZPR w Jeleniej Górze Stanisławem Cioskiem (obecnie doradcą prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego). Spotkanie odbyło się 31 października 1980 r. w Jeleniej Górze. Stanisław Ciosek skarżył się: "Trzeba przyznać, że kontrrewolucja ma dziś za sobą absolutną większość narodu. Powiem całkiem brutalnie i to jest prawda, że oni mają absolutną większość, a my jesteśmy mniejszością". Jak napisano, "przy niewykorzystaniu szansy [przez kierownictwo PZPR] Ciosek nie wyklucza konieczności wkroczenia wojska". W meldunku z 6 października 1981 r., sporządzonym dla szefa służby bezpieczeństwa Ericha Mielkego, as enerdowskiego wywiadu Markus Wolf informował - powołując się na rozmowę z funkcjonariuszem polskiego wywiadu D. Sokolakiem - o planowanym odwołaniu ówczesnego I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani. Jak zapewniał Sokolak, "Jaruzelski ma świadomość, że tylko bez Kani ma szanse na polityczne przeżycie". Na dokumencie znajduje się odręcznie dopisane zastrzeżenie Wolfa, by Mielke zachował wyłącznie dla siebie nazwisko informatora.

Do najbardziej zaufanych współpracowników MfS należał I sekretarz KW PZPR we Wrocławiu Ludwik Drożdż. Z raportu Wydziału II (HVA) MfS (z 6 lutego 1981 r.) wynika, że Drożdż liczył na "braterską pomoc krajów socjalistycznych". Jak podkreślał, "zaprowadzenie porządku przez milicję byłoby możliwe przy mądrym przygotowaniu i prężnym, centralnym kierownictwie. Do tego jednak byłoby konieczne wzmocnienie jej przez odpowiednich towarzyszy z braterskich organów w polskich mundurach, ewentualnie z zastosowaniem ciężkiej broni".

- Być może te informacje trafiły do Stasi - broni się dziś Leszek Dróżdż w rozmowie z "Wprost". - Ja z Niemcami współpracowałem i rozmawiałem z nimi z własnej woli, bo przecież mieliśmy silne kontakty partyjne PZPR-SED. Tamtejsza partia i bezpieka trochę mocniej były z sobą związane. Moim zdaniem, oni nam dużo pomogli w czasach, kiedy partia była atakowana ze wszystkich stron. Niczego nie podpisywałem, ale nie bałem się w rozmowie z niemieckimi towarzyszami głośno mówić tego, co myślę.

Jak towarzysz z towarzyszem

- Oczywiście, że współpracowaliśmy z Niemcami. Zresztą współpraca służb specjalnych dotyczyła wszystkich państw Układu Warszawskiego - mówi "Wprost" gen. Henryk Dankowski, wówczas wiceminister spraw wewnętrznych. - Niemcom szczególnie zależało na informacjach o sytuacji w Polsce, bo wiedzieli, że ferment u nas odbije się na sytuacji u nich. Zgodnie z zawartymi umowami, żaden obcy, nawet sojuszniczy wywiad nie mógł na własną rękę werbować w zaprzyjaźnionym kraju swoich współpracowników. Mogły być jedynie pojedyncze wypadki nieprzestrzegania ustalonych reguł. Niemcy, jeżeli coś zdobywali, to raczej podczas normalnych rozmów towarzyskich.

Było jednak inaczej. Enerdowskie MfS nie tylko korzystało z osób pracujących dla MSW, ale także na własną rękę poszukiwało polskich informatorów w wielu środowiskach - wśród studentów czy w kierownictwie PZPR. Jednym z nich był Wiesław Klimczak, zastępca redaktora naczelnego partyjnych "Nowych Dróg", obecnie szef Stowarzyszenia Ordynacka. Niektóre sprawozdania z rozmów z Klimczakiem sporządzono na podstawie nagrań magnetofonowych (dokonano ich m.in. 31 maja i 6 czerwca 1988 r.). Zawierają one na przykład komentarze dotyczące rozmowy Mieczysława Rakowskiego z Andriejem Gromyką, ocenę zagrożenia strajkami, omówienie rezultatów XVIII i XIX plenów KC PZPR oraz charakterystykę ówczesnych członków władz partyjnych - Stanisława Cioska, Kazimierza Cypryniaka, Iwony Lubowskiej, Zbigniewa Michałka, Wiktora Pyrkosza, Gabrieli Rembisz, Janusza Reykowskiego, Zdzisława Świątka, Zdzisława Balickiego, Marka Hołdakowskiego, Zygmunta Czarzastego, Leszka Millera i Mariana Stępnia. Informator oceniał także Manfreda Gorywodę, Stanisława Gabryelskiego, Mieczysława Rakowskiego, Mariana Woźniaka, Andrzeja Wasilewskiego oraz "tracącego autorytet" Lecha Wałęsę. W kolejnym meldunku Genosse (towarzysz) Klimczak ubolewa nad "pluralistycznymi zamierzeniami" Rakowskiego. Dziś Klimczak mówi, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że informuje Stasi.

Totalna inwigilacja

Ostatnie meldunki napływały od polskich informatorów do MfS już po ustaleniach okrągłego stołu. Jerzy Janicki, członek KC PZPR i dyrektor Ursusa, w informacji dla oficera kontaktowego narzekał na politykę partii: "Mimo wszelkich ostrzeżeń po 1981 r. partia popełniła te same błędy, co przedtem. (...) Wszystko ograniczało się do jednej osoby mającej władzę, za co teraz partia płaci". Janicki oceniał, że "rząd Tadeusza Mazowieckiego ma nikłe szanse ze względu na skomplikowane położenie ekonomiczne". Obarczył też "wyłączną winą kierownictwo partii" za rozdźwięk w stosunkach z OPZZ. Szczegółowo również relacjonował sytuację w swoim zakładzie. Z kolei Marian Kołodziejczak (wówczas pracujący w "Słowie Powszechnym") informował MfS o rozluźnieniu współpracy środowiska PAX z PZPR, a także o zamiarze poparcia rządu Mazowieckiego.

Z akt MfS można się dowiedzieć o okolicznościach rozmów okrągłego stołu, o wydanym przez gen. Czesława Kiszczaka rozkazie zniszczenia kompromitujących dokumentów partyjnych i SB oraz o sytuacji w środowiskach robotniczych, studenckich i naukowych. Wschodnioniemieckie służby miały wyczerpujące relacje ze strajków (z liczbą strajkujących i charakterystyką ich przywódców), wiedziały o nastrojach w zakładach pracy, o planach bezpośredniego otoczenia Wałęsy, znały kazania polskich księży, a nawet satyryczne wierszyki na temat ówczesnej rzeczywistości.

Aneta, Tina i inni

"Niniejszym zobowiązuję się dobrowolnie i z własnego przekonania wspomagać MfS w walce z wrogami NRD i innych krajów socjalistycznej wspólnoty. (...) Do nieoficjalnej współpracy wybieram pseudonim Aneta". Deklarację tę złożyła Anna Hawro podczas pobytu w Berlinie 27 czerwca 1986 r. Jej zadaniem było m.in. informowanie o nastrojach wśród polskich studentów w NRD, strukturach zachodnioberlińskiej "Solidarności", a także o organizacjach studenckich w Polsce i wskazanych nauczycielach akademickich. Ostatni meldunek IM Aneta (IM - tajny współpracownik) napisała 30 czerwca 1989 r. O jej zaangażowaniu świadczy to, iż przekazane raporty liczą 278 stron. Pod względem liczby meldunków Annę Hawro pobiła agentka Halina Sobotko. Zobowiązanie do działalności agenturalnej Sobotko (IM Tina) podpisała 13 września 1982 r. Jej raporty sporządzane odręcznie mają aż 487 stron. Doniesienia dotyczyły głównie polskich dziennikarzy w Berlinie, organizacji społecznych w Polsce, przedstawicieli władz partyjnych i opozycji. W zbieraniu informacji Tinie pomagał m.in. wujek - jak odnotowała - "komunista godny zaufania". Do aktywistów "Solidarności" dotarła natomiast przez kuzyna, działacza związkowego z Wrocławia.

Współpracownikami z Polski zajmowały się również agendy terenowe MfS. W archiwach tylko jednej z nich - Głównego Wydziału II - znajduje się teczka z kilkuset pseudonimami i nazwiskami polskich IM oraz osób kontaktowych (KP), które świadomie udzielały informacji. Polskich donosicieli miały także wydziały do spraw obcokrajowców i analiz gospodarczych. Dla niemieckich archiwistów cała ta dokumentacja z nagłówkami "Streng Geheim!" (ściśle tajne) jest obecnie ściśle jawna. Nie interesują się nią tylko polski aparat ścigania i wymiar sprawiedliwości. Przed kilkoma laty przekazano do Warszawy niektóre akta, ale nic z nimi nie zrobiono. Tymczasem kompromitujące materiały z agenturalnej działalności mogą się stać instrumentem nacisku. Polska puszka Pandory w archiwach MfS wciąż czeka na otwarcie.

Piotr Cywiński, Berlin; Violetta Krasnowska

Pełny tekst ukaże się w najnowszym 1082 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 18 sierpnia.

W tym samym numerze: Na psychotropach dzieci (Prozac przepisuje się nawet niemowlętom!)