Kończy się proces ws. katastrofy w kopalni Halemba. Zginęło wtedy 23 górników

Kończy się proces ws. katastrofy w kopalni Halemba. Zginęło wtedy 23 górników

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kończy się proces ws. katastrofy w kopalni Halemba. Zginęło wtedy 23 górników (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Gliwicka prokuratura chce kary siedmiu lat więzienia dla Kazimierza D., byłego dyrektora kopalni Halemba i ośmiu lat więzienia dla byłego szefa wentylacji tego zakładu. Mężczyźni są oskarżeni o doprowadzenie do katastrofy, w której zginęło 23 górników.
Na ławie oskarżonych oprócz byłego dyrektora kopalni, zasiada 16 osób: Marek Z., były główny inżynier wentylacji, dyspozytorzy, sztygarzy oraz właściciel prywatnej firmy, która wykonywała podziemne roboty.

Osobom tym zarzucono spowodowanie katastrofy lub narażanie życia górników. Zdaniem śledczych łamanie przez oskarżonych przepisów i fałszowanie odczytów z metanomierzy doprowadziło do tego, że w listopadzie 2006 r. wybuch metanu zabił 23 górników.

- Dyrektor kopalni musiał więc wiedzieć, że w takiej sytuacji pod ziemią w każdej chwili może dojść do wybuchu, ale nie kazał przerwać prowadzonych prac - podkreślał prokurator. Ostatni raport o wysokim stężeniu metanu dyrektor miał dostać w dniu katastrofy. Podobne informacje miał otrzymywać również główny inżynier do spraw wentylacji Marek Z. Według prokuratury kilkanaście godzin przed wybuchem jeden z nadsztygarów informował go, że w ścianie jest za dużo metanu.

- Tak jest i tak będzie. Musicie sobie jakoś poradzić - miał stwierdzić Marek Z. 

- Nie da się pracować - podkreślał nadsztygar. 

- Powiedz to dyrektorowi - stwierdził szef wentylacji.

Jak zeznali sztygarzy, Marek Z

- Z raportów odpraw członków dozoru wynika wprost, że dyrektor kopalni naciskał na nich zwiększenie tempa prowadzonych pod ziemią prac i groził, że firma zewnętrzna, która wygrała przetarg, zostanie od prowadzenia robót - mówił we wtorek prokurator Kużdżał.

Sztygarzy przewieszali czujniki badające poziom metanu pod rury ze świeżym powietrzem. Dzięki temu fałszowano odczytu stężenia gazów. Nienależycie prowadzono też profilaktykę przeciwwybuchową.

- Górnicy mieli świadomość, w jakich warunkach muszą prowadzić roboty, ale godzili się na to, bo bali się utraty pracy lub przeniesienia w gorsze miejsce - podkreślał prok. Kużdżał.

Prokuratorzy podejrzewają, że decyzję o kontynuowaniu prac podjęto z powodów ekonomicznych.

- Tej tragedii można było uniknąć, jednak pęd do demontażu sprzętu i realizacja narzuconych norm doprowadziła do ignorowania zagrożeń - podkreślał prokurator Kużdżał.

- Ta sprawa wymaga odwagi podejmowania decyzji wbrew oczekiwaniom społecznym - mówił mecenas Antoni Boczek, obrońca Marka Z.

Mecenas Boczek mówił, że w trakcie procesu zgromadzony przez prokuraturę materiał dowody został zubożony, bo część świadków na sali rozpraw wycofała się z zeznań.

wyborcza.pl