Przepustka do raju mrówek

Przepustka do raju mrówek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od poniedziałku, kiedy zaczęto wydawać obywatelom Ukrainy wizy na wjazd do Polski, przed konsulatem RP we Lwowie tworzą się tasiemcowe kolejki.
"Każdego dnia po wizy zgłasza się od 500 do 1000 osób, a realnie wydawanych jest 100. Konsulat pracuje w godzinach od 9 do 14. Naszym zdaniem, sytuacja będzie się pogarszać wraz ze zbliżaniem się daty 1 października, gdy zacznie obowiązywać wymóg wizowy" - powiedział Andrij Pawłyszyn z dziennika "Lwiwska Hazeta". Według niego, na tej sytuacji zapewne zechcą zarobić cwaniacy, np. poprzez sprzedawanie miejsc.

Tłumy zdenerwowanych ludzi, oblegających konsulat RP we  Lwowie pokazuje od wtorku ukraińska telewizja. "Mam 272 miejsce w  kolejce. Dziś to już pewnie nic z tego nie wyjdzie" - powiedziała w relacji telewizyjnej kobieta w średnim wieku. Inni narzekają na  całkowity brak informacji ze strony pracowników placówki.

Według nieoficjalnych informacji, w środę ma być we Lwowie ambasador Marek Ziółkowski, który zapozna się z sytuacją z  wydawaniem wiz.

Według Pawłyszyna, za to co się dzieje winę ponosi nie tylko polska strona, która - jego zdaniem - nie jest przygotowana do  nowej sytuacji. Winni są też Ukraińcy. "Nasi nie postarali się, aby polski konsulat został przeniesiony do przestronniejszego budynku, a przecież oni wiedzieli najlepiej, że zainteresowanie będzie ogromne, biorąc pod uwagę, iż najwięcej tzw. mrówek (osoby wielokrotnie przekraczające granicę ze znacznie tańszymi na Ukrainie papierosami i alkoholem) pochodzi z zachodniej Ukrainy".

Pawłyszyn uważa, że ukraińskie władze powinny były ponadto przeprowadzić szeroką kampanię informacyjną, aby ludzie wiedzieli z jakimi dokumentami należy stawiać się do konsulatu, a także, że  otwarto dodatkową polską placówkę konsularną w Łucku. "Nic takiego nie zrobiono. To poważny błąd" - ocenił.

"Lwów jest najbliżej granicy z Polską i tu też jest najwięcej tzw. mrówek, czyli ludzi, którzy po kilka razy w tygodniu jeżdżą do Polski. Nagle w tym środowisku z nieznanych mi powodów wybuchła panika i wszyscy rzucili się po wizy. Konsulat pracuje stabilnie i wydaje średnio po 100 dokumentów dziennie" - tłumaczy sytuację konsul generalny w Kijowie Sylwester Szostak.

Tak dramatycznej sytuacji nie ma w innych konsulatach - w Charkowie i w Kijowie. Tam po wizy zgłasza się maksimum kilkadziesiąt osób dziennie, choćby dlatego, że ze względu na odległość, jeździ stamtąd mniej Ukraińców do Polski. W Kijowie działa też największa polska placówka konsularna w tym kraju, która deklaruje, że jest gotowa wydawać nawet po 700 wiz dziennie.

W nowej placówce w Łucku też nie ma tłumów, aczkolwiek - jak powiedział konsul Andrzej Drozd - zainteresowanie jest spore. Dziennie zgłasza się tam około stu osób. Według niego, wiele osób nie wie, że otwarto dodatkową placówkę konsularną w Łucku i tradycyjnie jedzie załatwiać takie sprawy do Lwowa. "Pewnie to jedna z przyczyn sytuacji, jaka wytworzyła się w tym mieście" - uważa.

Przygotowując się do wprowadzenia wiz władze RP zdecydowały się na otwarcie na Ukrainie dwóch nowych konsulatów: w Łucku i Odessie, obok istniejących wcześniej w Charkowie, Kijowie i Lwowie.

Według szacunków MSZ, po wprowadzeniu od 1 października obowiązku wizowego rocznie będzie wydawanych 555 tys. na Ukrainie, 320 tys. w Rosji i 280 tys. na Białorusi. Placówka w Kijowie ma wydawać 300 tys. takich dokumentów rocznie - najwięcej na świecie. Tyle że - co już pokazało życie -  największy napór chętnych będzie nie na konsulat w Kijowie, a we Lwowie, który ma znacznie mniejsze możliwości.

em, pap