Wolni niewolnicy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po pracy Ukraińcy byli zamykani w barakach z kratami w oknach
Aukcje niewolników - tak nazywane są nieformalne giełdy pracy dla robotników zza naszej wschodniej granicy. Funkcjonują one w kilkudziesięciu miastach Polski i w dużej części są kontrolowane przez ukraińską i rosyjską mafię. W podwarszawskim Błoniu działają dwie takie giełdy, w Piasecznie - jedna. Plac w Opolu, położony nieopodal Wojewódzkiego Urzędu Pracy, zwany jest ruskim rynkiem. W Rzeszowie aukcje robotników ze Wschodu odbywają się na placu przed bazarem przy ulicy Dołowej, w Lublinie - przed dworcami PKS i PKP. Każdą taką aukcją kieruje wyznaczony przez wschodnią mafię "komandir". Tylko za wpuszczenie na plac pobiera on opłatę w wysokości 10 zł (jedna trzecia przeciętnego dziennego zarobku). Gdy ktoś nie chce płacić haraczu, trafia na czarną listę i nie jest wpuszczany na aukcję. Pięć złotych dziennie trzeba zapłacić "komandirowi" za możliwość nocowania w opuszczonych chałupach, oborach czy stodołach wynajętych od Polaków.

Obozy pracy przymusowej

Większe firmy zatrudniające nielegalnych pracowników ze Wschodu same organizują im noclegi, a właściwie swoiste obozy pracy przymusowej. W podłódzkim gospodarstwie Andrzeja i Zbigniewa Gałkiewiczów - Agrobiznesmenów Roku 2001 (według "Nowej Wsi") - policja odkryła 36 nielegalnie pracujących Ukraińców. Mieszkali w barakach z kratami w oknach, w maleńkich boksach oddzielonych od siebie folią. Nie było tam sanitariatów, a jedynie prycze przypominające te z sowieckich gułagów. Poza godzinami pracy Ukraińcy byli w tych barakach zamykani. Jak mówi Aldona Kostrzewa z policji w Koluszkach, pracodawca nadał im numery porządkowe i tak się do nich zwracał. W razie kontroli pracujący na czarno mieli uciekać przez mur, do którego przymocowano specjalne drabinki. W ziemi wykopano tunele, którymi mieli się dostać na pobliskie bagna. W ubiegłym roku podobny obóz pracy zlikwidowano w Błoniu.

Haracz za spokój

Ojciec Piotr Kuszka, proboszcz greckokatolickiej parafii w Warszawie, wielokrotnie był świadkiem, jak robotnicy ze Wschodu skarżyli się na to, że są wykorzystywani przez mafię. - Organizowaliśmy nawet specjalne spotkania z warszawską policją, która tłumaczyła przybyszom ze Wschodu, jak się mogą bronić przed gangsterami wykorzystującymi ich niczym niewolników. Ale niewiele to dało - mówi ojciec Kuszka.

Policjanci przyznają, że mają słabe rozeznanie w środowiskach nielegalnych robotników, a jeszcze mniejsze w grupach przestępczych zza wschodniej granicy działających w Polsce. - Najczęściej o pobitych Ukraińcach czy Rosjanach zawiadamiają nas lekarze ze szpitali, gdzie przywożone są ofiary gangsterów. Zastraszeni pokrzywdzeni podczas przesłuchań nie chcą jednak wskazywać sprawców bądź zasłaniają się niepamięcią - mówi podinspektor Sławomir Sosnowski, zastępca komendanta komendy rejonowej policji na warszawskiej Pradze Południe (podlega jej m.in. Stadion Dziesięciolecia).

Tomasz Krzyżak. Współpraca: Sławomir Sieradzki

Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 9 lutego.