Z Millerem bez zmian

Z Millerem bez zmian

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przynajmniej do 2 maja Marek Borowski powinien pozostać marszałkiem Sejmu - uważa premier Leszek Miller. Jak podkreślił, obecne prezydium z Markiem Borowskim jest "szansą na stabilizację w Sejmie".
"Zwyczajem Sejmu jest to, że marszałkiem Sejmu jest przedstawiciel największego ugrupowania. Natomiast uważam, że  przynajmniej do 2 maja Marek Borowski powinien być marszałkiem. Zależy mi bardzo, żeby te pięć tygodni mogło się toczyć w  harmonijnej współpracy między rządem a prezydium Sejmu pod  przewodnictwem Marka Borowskiego - powiedział Miller w niedzielę w  TVN24. - Jest jeszcze wiele spraw do zrobienia i wiele ustaw do  uchwalenia".

Zdaniem premiera, kolejne awantury i zakłócenia w Sejmie byłyby obecnie nie na rękę rządowi. "Potem decyzje będą zależały od  mojego klubu i partii" - dodał.

Premier zapewnił, że nie jest przeciwnikiem Borowskiego. Jego zdaniem, nie powinno być "żadnej zemsty i żadnej wojny na lewicy". "Tu jest potrzebna przyjazna współpraca" - powiedział.

Miller potwierdził, że jego decyzja o podaniu się do dymisji 2  maja jest nieodwracalna.

Zdaniem premiera, SLD nie może się nigdy zgodzić na rezygnację z  realizacji planu wicepremiera Jerzego Hausnera. Polskie Stronnictwo Ludowe uzależnia poparcie dla nowego rządu m.in. od  rezygnacji z planu Hausnera. Miller zapowiedział, że będzie namawiał kolegów z SLD, by taki postulat PSL został odrzucony.

"Tu nie chodzi tylko o wyłonienie rządu. Chodzi o to, żeby wzrost gospodarczy nie został podważony narastającym kryzysem finansów publicznych" - podkreślił szef rządu.

Jak powiedział, nie broni się przed przyspieszonymi wyborami, ale  trzeba 307 głosów, by je ogłosić, a to "wydaje się bardzo mało prawdopodobne".

Miller przyznał, że domyśla się, kto jest kandydatem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na nowego premiera, ale nie może tego powiedzieć. Jego zdaniem, przyszły premier może być zarówno politykiem, jak i osobą kojarzoną z "umiejętnościami menedżerskimi". "To jest rzeczywisty wybór. Według mnie dopuszczalne jest i jedno i drugie" - powiedział Miller.

"Znając oczekiwania i poglądy pana prezydenta w tej kwestii, uważam, że mamy taki wybór" - dodał.

Miller podkreślił, że przyszła koalicja rządowa musi być oparta przede wszystkim na programie. Pytany, z jakimi klubami SLD mogłoby zawrzeć koalicję, Miller wymienił Unię Pracy, Socjaldemokrację Polską oraz Federacyjny Klub Parlamentarny. "No i  może jeszcze ktoś. W tej chwili to jest wielki znak zapytania, ale  myślę, że jest szansa, by nawet spośród posłów niezależnych utworzyć grupę, która byłaby skłonna poprzeć ten program i nowy rząd" - ocenił premier.

"To byłaby większość nie do końca stabilna, ale potrzebna, by  program był realizowany i by rząd mógł działać" - dodał.

Premier przyznał, że nie widzi wielkiej różnicy między szefem klubu Platformy Obywatelskiej Janem Rokitą a szefem Samoobrony Andrzejem Lepperem. Obaj są podobni w "populiźmie i demagogii". "Jeżeli Andrzejowi Lepperowi zarzuca się, że jego program ekonomiczny jest księżycowy i grozi destrukcją, to przecież program Rokity: +3x15+ jest równie populistyczny i również powoduje destrukcję polskiej gospodarki" - ocenił Miller.

Propozycja PO, określana "3x15", zakłada wprowadzenie 15- procentowych podatków PIT, CIT i VAT.

Miller pytany, za co, jego zdaniem, on i SLD płaci wysoką polityczną cenę, odparł, że "detonatorem i głównym sprawcą jest afera Rywina". Wskazał też na "patologie" z udziałem działaczy Sojuszu w różnych gminach, powiatach i miastach.

Szef rządu przyznał, że czasami ma ochotę rzucić politykę.

sg, pap