To prawdziwa gratka, bo spółki giełdowe nie mają obowiązku podawania aż tak precyzyjnie zarobków swoich menedżerów. Prawo zobowiązuje je tylko do podawania w sprawozdaniu rocznym łącznych kosztów wynagrodzeń całego zarządu, bez podziału na prezesa, wiceprezesów i pozostałe osoby. Dziennikarzy mogą się jedynie domyślać wysokości kontraktu prezesa.
Czemu Bank Pekao aż do tego stopnia się obnażył? Bo zaleciła mu to Komisja Papierów Wartościowych i Giełd w związku z planowaną przez Bank Pekao emisją opcji na akcje dla menedżerów banku. Przepis zobowiązujący spółki do podawania płac członków ich władz wszedł w życie dopiero kilka miesięcy temu i Bank Pekao stał się jego pierwszą "ofiarą".
Powszechnie wiadomo, że najwyższe pobory wśród bankowców pobiera prezes Banku Millennium Bogusław Kott. Według nieoficjalnych informacji do jego kieszeni trafia miesięcznie równowartość 150 tys. euro, czyli sześć razy więcej, niż wynoszą pobory prezesa Bieleckiego. A Pekao jest przecież kilkakrotnie większym bankiem niż Millennium. Prezes Banku Pekao zarabia też mniej od najgłośniejszego ostatnio polskiego menedżera - byłego prezesa PKN Orlen Zbigniewa Wróbla, który do momentu swojego niedawnego odwołania inkasował miesięcznie ok. 200 tys. zł.
em, pap