Arciszewska - współdziałająca ze Stowarzyszeniem Gdynian Wysiedlonych (SGW), które chce domagać się od rządu Niemiec m.in. odszkodowań za utracone mienie, a od władz polskich przyznania statusu represjonowanych podczas wojny - podkreśliła, że nie chce być szefową "Powiernictwa Polskiego". Jak powiedziała, zależy jej jedynie na tym, by do stowarzyszenia zgłaszali się nie tylko pokrzywdzeni gdynianie, ale ludzie z całej Polski.
"Nie chcieliśmy atakować, ale działalność pani Eriki Steinbach, szefowej Związku Wypędzonych, i pana Pawelki (przewodniczącego rady nadzorczej Pruskiego Powiernictwa) przekracza wszelkie granice" - powiedziała Arciszewska. Podkreśliła, że powołanie stowarzyszenia jest formą obrony poszkodowanych, którym trzeba pomóc.
"Chcemy dodać odwagi i wspierać tych ludzi, którzy zostali pokrzywdzeni. Jak to jest, że tym ludziom się mówi, że mają płacić jeszcze za jakieś roszczenia? (...) Jeśli mamy liczyć, to możemy liczyć" - powiedziała posłanka.
Kilka dni temu skupiające kilkuset członków Stowarzyszenie Gdynian Wysiedlonych za pośrednictwem konsulatu Niemiec w Gdańsku skierowało do kanclerza Niemiec apel o zadośćuczynienie i przeprosiny. Według Arciszewskiej, stowarzyszenie nie otrzymało dotychczas żadnej odpowiedzi.
"Powiernictwo za powiernictwo. Najpóźniej za dwa miesiące powstanie Powiernictwo Polskie, stowarzyszenie pokrzywdzonych przez III Rzeszę - napisała w środę "Gazeta Wyborcza". - Do jego założycieli zgłosiło się już kilku niemieckich adwokatów, którzy chcą reprezentować Polaków przed niemieckimi sądami. Adwokaci na razie zapoznają się z dokumentami. Myślę, że pod koniec roku zaczniemy batalię prawną" - cytuje gazeta gdyńską poseł Dorotę Arciszewską-Mielewczyk z koła parlamentarnego SKL.
"Do Powiernictwa Polskiego na pewno przystąpią członkowie Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych - jest ich obecnie 600, ale cały czas zgłaszają się nowi chętni. Jesienią 1939 r. hitlerowcy organizując bazę Kriegsmarine, wysiedlili ze 120-tysięcznej Gdyni około 80 proc. mieszkańców" - informuje "Gazeta Wyborcza". "W 1939 r. pozwolono nam zabrać tylko tobołki, podobnie jak inni wysiedleni mieliśmy zakaz powrotu do domu pod groźbą kary śmierci" - mówi 65-letni Benedykt Wietrzykowski, prezes SGW. "Rodzice stracili dwa sklepy i wyposażenie mieszkania. Przeliczając, to dziś ok. pół miliona zł".
"Członkowie SGW chcą domagać się od rządu RFN odszkodowania za stracone mienie i +utracone dzieciństwo+. Od polskiego rządu chcą przyznania statusu osób represjonowanych. Dałoby to im uprawnienia praktycznie identyczne z kombatanckimi, m.in. zniżkę na przejazdy koleją, dodatek 143 zł do emerytury i dodatek 90 zł na opłaty za prąd. Dotychczas nie uznawano ich za osoby represjonowane, ponieważ w większości nie mają za sobą gehenny hitlerowskich obozów lub więzień, a tego wymaga polskie ustawodawstwo. Gdynian po prostu wysiedlono +w pole+, zanim Niemcy zaczęli organizować tzw. obozy przejściowe" - pisze gazeta.
em, pap