Lepper przed sądem (aktl.)

Lepper przed sądem (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szef Samoobrony Andrzej Lepper nie przyznał się przed sądem do pomówienia polityków SLD i PO. Odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.
Nie przyznaję się do pomówienia polityków PO i SLD, korzystam z prawa do odmowy składania wyjaśnień -  oświadczył w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie szef Samoobrony Andrzej Lepper, oskarżony przez prokuraturę o  pomówienie z sejmowej trybuny polityków PO - Donalda Tuska, Pawła Piskorskiego i Andrzeja Olechowskiego oraz SLD - szefa MON Jerzego Szmajdzińskiego i szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza.

Lepper przyjechał do sądu z kilkunastoma swymi zwolennikami; niektórzy z nich - w tym lider Samoobrony - w biało-czerwonych krawatach.

Do tej pory szef Samoobrony trzy razy nie stawił się na proces, przedstawiając zaświadczenia, m.in. o chorobie wieńcowej, a także konieczności odbycia badań lekarskich. Pytany w piątek przez dziennikarzy w Sejmie oświadczył, że nie unika wymiaru sprawiedliwości.

Przed poniedziałkiem Lepper miał - decyzją sądu - stawić się na  badanie u lekarza sądowego, jednak - jak ujawniła przewodnicząca składu sędziowskiego Barbara Sierpińska - nie uczynił tego. Pytany o powód, oskarżony mówił najpierw, że jego adwokat dostarczył zaświadczenie lekarskie. Gdy sąd pouczył go, że to nie ma żadnego znaczenia, Lepper odparł, że w dniu, na który wyznaczone było badanie miał "bardzo ważną debatę w Sejmie o prywatyzacji i  podatkach", w czasie której zabierał głos. "Powinien więc pan zawiadomić o tym sąd" - odpowiedziała mu sędzia.

Zanim proces formalnie się rozpoczął adwokat Leppera, senator Henryk Dzido, chciał odroczenia rozprawy. Wzywał prokuraturę do  "odstąpienia od oskarżenia", bo sprawy o pomówienie - jak argumentował - sąd bada zazwyczaj z oskarżenia prywatnego, a nie publicznego (po wszczęciu śledztwa przez prokuraturę - PAP). W tej sprawie prokuratura - według Dzidy - niesłusznie wszczęła śledztwo z urzędu, zamiast pozostawić sprawę pomówionym, którzy sami powinni wystąpić do sądu.

Dzido powołał się na wytyczne Prokuratora Generalnego, który pisał, że prokuratura co do zasady powinna włączać się w takie sprawy, gdy oskarżyciele są nieporadni czy niedołężni. Adwokat chciał też zmiany składu sądu - z 3 sędziów zawodowych na jednego sędziego i dwóch ławników. Sąd oba wnioski obrony uznał za  bezprzedmiotowe i otworzył proces.

Na początku Lepper musiał podać swe dane osobowe, ujawnić jakie ma wykształcenie (średnie techniczne) i dochody (6,6 tys. zł pensji poselskiej plus diety). Potwierdził też, że był karany, m.in. za lżenie organów państwa.

Akt oskarżenia przeciw Lepperowi prokurator Maria Murawska odczytywała przez prawie 1,5 godziny. Opisuje on, jak 29 listopada 2001 r., podczas wystąpienia w Sejmie nad wnioskiem o odwołanie z  funkcji wicemarszałka, Lepper zasugerował - w formie pytań - że  politycy SLD oraz PO otrzymywali pieniądze od biznesmenów i  gangsterów. Lepper oskarżony jest też o to, że w czasie audycji radiowej dzień wcześniej nazwał Cimoszewicza "kanalią", a o jego ojcu powiedział, że "mordował Polaków".

Warszawska prokuratura okręgowa wszczęła wówczas śledztwo z  urzędu. Podstawą postępowania stał się artykuł kodeksu karnego, przewidujący karę do 2 lat więzienia lub grzywnę za pomówienie za  pomocą środków masowego przekazu, mogące poniżyć daną osobę w  opinii publicznej oraz narazić ją na utratę zaufania niezbędnego dla pełnienia danego stanowiska. Sejm w styczniu 2002 r. uchylił Lepperowi immunitet na potrzeby tej sprawy.

Znaczną część poniedziałkowego wystąpienia prokurator przeznaczyła osobie Bogdana Gasińskiego, b. szefa gospodarstwa w  Klewkach, który miał dostarczyć Lepperowi informacji o  podejrzanych kontaktach i łapówkach polityków. W kilku oświadczeniach i na kasetach: magnetofonowej i video Gasiński opowiadał o afgańskich terrorystach hodujących w Klewkach bakterie wąglika. Oświadczenia i nagrania powstały już po wystąpieniu Leppera. Gasiński, podejrzany i skazywany za wyłudzenia oraz  groźby karalne, został uznany przez prokuraturę za osobę niewiarygodną i konfabulującą.

W poniedziałek sąd przesłuchał też lidera PO Andrzeja Olechowskiego. Przyznał on, że poczuł się pomówiony wypowiedziami Leppera, zarówno dlatego, że zarzut wzięcia łapówki jest nieprawdziwy, jak i dlatego, że Lepper wygłosił to z trybuny sejmowej, i to jeszcze jako wicemarszałek Sejmu. Olechowski podkreślił, że w dniu, o którym mówił Lepper, w ogóle nie było go  w kraju.

Olechowski dodał, że wypowiedzi te na pewno zaważyły na jego wizerunku, jak i wizerunku Platformy Obywatelskiej, którą wtedy współtworzył. "A czy przeciw panu Gasińskiemu wytoczył pan jakąś sprawę" - pytał Olechowskiego mec. Dzido. "Nie. I nie wystąpię przeciw komuś, czyje słowa nie mają żadnej wagi. Co innego, gdy zarzuty pojawiają się w świetle kamer, z jednej z najważniejszych trybun w Polsce" - brzmiała odpowiedź.

Gdy Olechowski zaprzeczył, by miał jakiekolwiek kontakty z  podejrzanymi osobami, Lepper zapytał go, czy takie kontakty miał jego obrońca mec. Robert Smoktunowicz (Olechowski, który w tej sprawie jest oskarzycielem, ma pełnomocnika, nie obrońcę - PAP). "Nie interesuje mnie to, a poza tym na szczęście ja nie muszę mieć obrońców" - replikował polityk.

Sąd ogłosił przerwę w procesie do 19 października. Tego dnia mają być przesłuchani pozostali pomówieni: Cimoszewicz, Szmajdziński, Piskorski i Tusk.

Już po rozprawie Lepper otoczony przez dziennikarzy i swych zwolenników powtórzył, że nie czuje się winny. Spytany, czy nie obawia się przegranej zapowiedział, że z tym procesem w razie przegranej dojdzie aż do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

em, pap