SLD-owski skok na A1 (aktl.)

SLD-owski skok na A1 (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Autostradę A1 będzie budować firma powiązana z szefem pomorskiego SLD Andrzejem Różańskim. - To kolejny skok na kasę - uważa szef klubu parlamentarnego PiS Ludwik Dorn.
Umowę na budowę jednego z północnych odcinków autostrady A1 podpisali w sierpniu przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury i konsorcjum Gdańsk Transport Company (GTC). W konsorcjum do niedawna dużymi udziałowcami były wielkie światowe koncerny budowlane. To się jednak zmieniło.

Zdaniem Dorna, rząd musiał wiedzieć w chwili podpisywania umowy, że w spółce GTC zmieni się struktura kapitałowa. Z firmy wycofały się amerykański potentat budowlany Bechtel oraz bank BGŻ. Zamiast tego pojawiła się firma NDI, której jednym z dyrektorów jest zasiadający obecnie w sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen i jednocześnie członek sejmowej komisji infrastruktury - Różański.

NDI - tłumaczył Dorn - to firma zajmująca się pośredniczeniem w obsłudze wielkich transakcji na rynku nieruchomości i nie ma żadnego doświadczenia w budowie autostrad. Ponadto - według niego - ostatnią fazą negocjacji między ministerstwem a firmą GTC "sterował ręcznie" wiceminister Jan Kurylczyk, dawny wojewoda pomorski, odsuwając jednocześnie od negocjacji Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad.

"Rysuje się taki oto obraz, że podpisano umowę cywilno-prawną szalenie trudną do ruszenia. Tak jak to się działo w przypadku różnych przedsięwzięć za czasów rządu Leszka Millera, tak dzieje się w przypadku rządu pana Marka Belki. Tylko jest to układ, którego eksponentami są inne osoby, pochodzące z nieco innych kręgów biznesowych" - powiedział Dorn. - Szef klubu parlamentarnego PiS Ludwik Dorn powiedział we wtorek, że autostradę A1 będzie budować firma powiązana z szefem pomorskiego SLD Andrzejem Różańskim. To kolejny przykład SLD-owskiego "dzielenia tortu i skoku na kasę", czyli realizacji osobistych interesów ludzi związanych z Sojuszem.

Koncesja na budowę północnego odcinka autostrady A1 została wydana siedem lat temu. Budowa pierwszego odcinka A1 powinna być zakończona do końca 2007 roku. Cena jego budowy wynosi 504 mln euro, czyli ok. 5,6 mln euro za jeden kilometr.

Zdaniem posła PiS Jerzego Polaczka, koszty budowy 1 kilometra autostrady w Polsce przy systemie koncesyjnym są "niespotykane w  Europie", np. za naszą zachodnią granicą są o blisko 2 mln euro niższe.

Jak dodał wiceszef PiS Marek Jurek, obecny system koncesji "jest tak naprawdę tylko systemem otwierania kanałów wypływu pieniędzy, mnożenia niepotrzebnego pośrednictwa, podrażania kosztów". Ponadto system ten jest źle przygotowany do absorpcji środków z Unii Europejskiej.

System koncesyjny polega na tym, że prywatna firma, na podstawie koncesji wydanej przez państwo, buduje dany odcinek autostrady na własny rachunek, organizując też finansowanie tego przedsięwzięcia. Potem spłaca te kredyty z opłat od kierowców za  przejazdy. Różnica między metodą koncesyjną a tzw. tradycyjną, czyli taką, w której inwestorem jest państwo, polega m.in. na tym, że koncesjonariusz bierze na siebie ryzyko, którego w metodzie tradycyjnej nie ponosi wykonawca.

Polaczek przypomniał przy tym, że realizowana wyłącznie ze  środków budżetowych budowa autostrady z Wrocławia do Gliwic kosztuje jedynie 3 mln euro za kilometr.

Jak zapowiedział Ludwik Dorn, jego ugrupowanie będzie teraz analizowało, czy nie uda się "wzruszyć" zawartej już umowy z GTC. Dorn zapowiedział też, iż w ciągu najbliższych dni jego klub złoży w Sejmie projekt uchwały, zgodnie z którą Izba zobowiązywała rząd do składania informacji o wszelkich założeniach związanych z  budową autostrad w Polsce.

"Wytoczono ciężkie armaty na wróbla" - skomentował zarzuty PiS Różański. "Jest to tania próba szukania przez liderów PiS za wszelką cenę tzw. haków na SLD i przyznam, że czuję się w tym momencie ofiarą" - oświadczył Różański. Dodał, w firmie NDI pracuje już od  siedmiu lat, "co dotąd nikomu nie wadziło".

Poseł twierdzi, że nie miał żadnych możliwości wpływu na decyzję zakupu akcji GTC przez jego firmę, gdyż taką decyzję podjął zarząd NDI. "A nie ma on obowiązku informować mnie o takich decyzjach" - powiedział. Tajemniczo dodał, że gdy dowiedział się, że NDI zakupiła akcje GTC, "podjął pewne decyzje, które teraz będzie finalizować". "Jak przyjdzie czas to je upublicznię" - zapowiedział. Powiedział też, że nie wyklucza nawet rezygnacji z pracy w NDI, choć "działo by się to z dużą szkodą dla jego życia zawodowego".

Ministerstwo Infrastruktury nie odniosło się do zarzutów PiS. ,

em, pap