Kierowniczka Biedronki skazana (aktl.)

Kierowniczka Biedronki skazana (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na 5 miesięcy pozbawienia wolności w  zawieszeniu na dwa lata Sąd Rejonowy w Głogowie (Dolnośląskie) skazał byłą kierowniczkę sklepu Biedronka za uporczywe łamanie praw pracowniczych.
Sąd orzekł wobec niej także grzywnę w wysokości 600 zł oraz obciążył ją kosztami procesu.

"Ta i pozostałe tego typu sprawy budzą uzasadnione emocje w  całym kraju. Zdaniem sądu, wymierzona kara jest świadectwem, że  wymiar sprawiedliwości nie może tolerować tego typu zachowań. Wszystkie osoby zajmujące stanowiska kierownicze muszą mieć na  względzie, że takie postępowanie, jak to, jest niezgodne z prawem" - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Michał Lewoc.

Sąd uznał Monikę M. winną tego, że od lipca 2002 roku do końca grudnia 2003 roku, jako kierownik sklepu, a więc osoba odpowiedzialna za wykonywanie czynności z zakresu prawa pracy, naruszała prawa ośmiu zatrudnionych w Biedronce pracowników.

Przełożona wielokrotnie wydawała im polecenie pozostawania po  godzinach pracy, następnie zaś tak wypracowanych godzin nie  ujawniała w listach obecności i czasu pracy. Pracownicy nie  otrzymali wynagrodzenia za przepracowane godziny nadliczbowe lub  dni wolnych, które im z tego tytułu przysługiwały.

Według sędziego, zeznania Moniki M. oraz pokrzywdzonych ujawniły strukturę przedsiębiorstwa. "Wszystko wskazuje na to, że  oskarżona nie działała z własnej inicjatywy, ale podejmowała tego typu działania, bowiem jako kierownik sklepu przy określonej liczbie ludzi musiała wykonać określony plan. Spowodowało to, że  kierowniczka zmuszała pracowników do wykonywania zadań poza ich normatywnym czasem pracy" - powiedział sędzia.

Wyrok w tej sprawie zapadł bez przeprowadzania procesu, bowiem Monika M. przyznała się do winy i dobrowolnie poddała karze, której wysokość wynegocjowała wcześniej z prokuratorem. Oskarżonej nie było na sali rozpraw. Stawił się za to tylko jeden z  pokrzywdzonych pracowników. Po ogłoszeniu wyroku, powiedział, że - jego zdaniem - jest on za niski i nie wykluczył odwołania się do  wyższej instancji.

"Nie znalazło się tu wiele kwestii. Uważam, że działania kierowniczki wykraczały poza ramy tego, co przedstawiono w akcie oskarżenia. Według mnie, stosowała wobec nas mobbing" - powiedział dziennikarzom pokrzywdzony, Jarosław Ząbek.

Podał przykłady wymuszania przez kierowniczkę określonych zachowań poprzez straszenie podwładnych np. zwolnieniem z pracy. Stwierdził, że pracownicy zamiast 40-godzin przepracowywali 60- godzin w tygodniu. "Przychodziłem np. na ósmą rano do pracy, a gdy wychodziłem o godzinie 18, to miałem problemy" - skarżył się Ząbek. "Mimo że byłem zatrudniony na stanowisku kasjera, to  zmuszany byłem do wykonywania wielu innych pracy, także takich, do  jakich nie miałem uprawnień. Byłem ochroniarzem, sprzątałem, przenosiłem towar, czy dokonywałem napraw" - powiedział b. pracownik.

"Próbowałem rzetelnie wypełniać swoje obowiązki i przypłaciłem to  trzykrotną wizytą w szpitalu. Odwoziła mnie tam karetka z powodu zasłabnięcia spowodowanego m.in. nerwami i stresem" - dodał Ząbek.

Według niego, dzisiejszy wyrok sądu nic w sieci sklepów nie  zmieni. "Mam tam znajomych i wiem, że trochę poprawiło im się finansowo, ale praktyki są te same" - mówił.

Jarosław Ząbek przyznał, że były zakład pracy po rozwiązaniu z  nim umowy, zapłacił mu "pewną sumę pieniędzy" za nadgodziny. Zaznaczył, że nie dostał żadnej dokumentacji stwierdzającej, za  jaką liczbę nadgodzin mu zapłacono.

Prokuratura zajęła się sprawą nieprawidłowości w głogowskiej Biedronce w wyniku doniesienia Państwowej Inspekcji Pracy z  Poznania. Tę zawiadomili m.in. byli pracownicy. Podczas kontroli sklepu inspektorzy stwierdzili uchybienia takie jak praca w  nadgodzinach bez wynagrodzenia oraz nieprawidłowo prowadzona ewidencja czasu pracy.

ks, pap