Gdy już faktycznie porozbijał wszystkie siły polityczne w kraju, zabrał się za parlament. Z 260 deputowanych zostało 110. Bardziej niż partie, reprezentują oni grupy zawodowe: lekarzy, nauczycieli. Jak u Lenina, którego celem były rządy nie polityków, ale kucharek. Wtedy "władza ludowa" mogła nimi manipulować do woli.
Na deser Łukaszenka zostawił sobie Związek Polaków na Białorusi. Organizacja liczy 25 tys. członków i reprezentuje ponad 400 tys. ludzi (wedle oficjalnych danych), ma własne siedziby we wszystkich najważniejszych miastach kraju. Kontrola nad nią jest więc łakomym kąskiem - zwłaszcza na rok przed "wyborami", które mają przedłużyć rządy Łukaszenki na kolejne lata. Ministerstwo sprawiedliwości, które nigdy nie kiwa nawet palcem bez wyraźnego polecenia dyktatora, zdelegalizowało demokratycznie wybrane na marcowym zjeździe władze Związku Polaków na Białorusi. W efekcie, władzę w związku ma teraz sprawować zarząd odwołany przez uczestników zjazdu - z powodu bierności i zarzutów o nadużycia finansowe. Jego zaletą jest natomiast to, że cieszy się on poparciem Łukaszenki.
Juliusz Urbanowicz