Bender nie musi przepraszać Urbana

Bender nie musi przepraszać Urbana

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zakończył się jeden z najdłuższych procesów cywilnych w III RP. Sąd Najwyższy oddalił kasację wniesioną przez red. naczelnego "Nie" Jerzego Urbana w procesie przeciw prof. Ryszardowi Benderowi.
Chodziło o nazwanie przez Bendera Urbana "Goebbelsem stanu wojennego".

Oznacza to, że Bender po sprawie, która ciągnęła się od 13 lat, nie musi przepraszać Urbana. Utrzymany został wyrok Sadu Apelacyjnego w Lublinie z października 2004 r. Wtedy sąd uznał, że  używając porównania Bender nie miał na myśli zbrodniczych czynów Goebbelsa, lecz jego działalność propagandową. Wyrok SN jest ostateczny i zamyka sprawę.

Adwokat Urbana mec. Eugeniusz Baworowski podnosił w kasacji nie  samo rozstrzygnięcie sądu, a to, że Sąd Apelacyjny - jego zdaniem -  nie wypełnił ostatniego wyroku Sądu Najwyższego. Wtedy SN wskazywał, że należy odnieść się do konkretnych zeznań świadków występujących w tym procesie i ich odczuć związanych z tą wypowiedzią Bendera. Według mec. Baworowskiego lubelski sąd nie  zrealizował tych wskazań, traktując zeznania świadków Urbana ogólnie - odrzucając wszystkie, ponieważ uznał prawdziwość świadków strony przeciwnej.

W uzasadnieniu wyroku sprawozdawca - sędzia SN Jerzy Frąckowiak -  mówił, że sąd w Lublinie dokonał oceny sprzecznych zeznań świadków w tej sprawie. Sąd uznał, że obiektywnie porównanie polega na  ocenie cech wspólnych obu tych ludzi i na tej podstawie ocenił zeznania świadków. Odrzucił te, które mówiły, że porównanie Bendera przypisuje Urbanowi wszystkie cechy zbrodniarza wojennego Josepha Goebbelsa.

Sąd Najwyższy nie odnosił się do innych aspektów tej sprawy -  jedynie do zawartych w skardze kasacyjnej adwokata Urbana -  podkreślił sędzia Frąckowiak. Przewodniczący składu sędzia SN Stanisław Dąbrowski zapewnił, że obecność publiczności i jej nastawienie do jednej ze stron nie mogło mieć i nie miało żadnego wpływu na decyzję w tej sprawie.

Ponieważ do sądu na rozprawę przyszło wielu sympatyków prof. Ryszarda Bendera potrzebna była większa sala. W sali posiedzeń plenarnych SN przysłuchiwało się jej ponad 70 osób, głównie słuchaczy Radia Maryja, na której falach w nocy ze środy na  czwartek Bender prosił o wsparcie modlitwą i przybycie na  rozprawę. Oklaskami powitali wyrok SN.

Sam Bender, który jest obecnie ponownie senatorem, powiedział po  rozprawie, iż nie liczył na to, że sprawa się zakończy. "Być może coś się zmieniło w sadownictwie po wyborach, bo ciągnąca się i  ślimacząca sprawa, odsyłana do kolejnych sądów w końcu znalazła swój kres" - mówił dziennikarzom.

Urban wniósł powództwo w lipcu 1992 r. Sąd Najwyższy wcześniej trzy razy z powodów formalnych odsyłał sprawę do sądu apelacyjnego w Lublinie. Pierwsze orzeczenie przed lubelskimi sądami było korzystne dla Bendera, następne dla Urbana. Za każdym razem przegrany odwoływał się do sądu wyższej instancji.

W kwietniu 1992 r. w nadawanym na żywo telewizyjnym programie "Dekomunizacja po polsku" ówczesny senator prof. Ryszard Bender nazwał - rzecznika rządu PRL w latach 80. Jerzego Urbana "Goebbelsem stanu wojennego". Urban poczuł się obrażony porównaniem go do hitlerowskiego zbrodniarza wojennego, wytoczył Benderowi proces o ochronę dóbr osobistych i zażądał przeprosin. Bender odmówił przeproszenia twierdząc, że chodziło mu jedynie o  porównanie stylów propagandy uprawianych przez obie postaci.

ks, pap