Były minister skazany

Były minister skazany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Karę 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata i grzywnę w wysokości 15 tys. złotych wymierzył Sąd Rejonowy w Grójcu byłemu ministrowi sprawiedliwości Markowi Sadowskiemu.
Sadowski jest oskarżony o spowodowanie wypadku drogowego, w  wyniku którego mieszkanka Białobrzegów Janina Pachniak doznała ciężkiego kalectwa.

Sąd zasądził także na rzecz pokrzywdzonej od oskarżonego 100 tys. zł nawiązki tytułem zadośćuczynienia za ciężki uszczerbek na  zdrowiu i doznaną krzywdę. Kara jest zgodna z żądaniem prokuratora. Poszkodowana wystąpiła o zasądzenie na jej rzecz odszkodowania od oskarżonego w wysokości 200 tys. zł i dożywotniej renty w wysokości 1.500 zł miesięcznie. Oskarżony i jego obrońca wnosili o uniewinnienie.

Do wypadku doszło późnym wieczorem 6 sierpnia 1995 roku w  Broniszewie w powiecie białobrzeskim, na Mazowszu. Według ustaleń grójeckiej prokuratury, Sadowski, jadąc peugeotem, nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania, na którym stał seat terra, kierowany przez Janinę Pachniak. Oskarżony zbyt późno zaczął hamować i uderzył w seata, który przesunął się na  przeciwległy pas ruchu i zderzył się z autobusem PKS Jelcz.

Sadowski wyjaśniał w sądzie, że nie przekroczył prędkości 90 km na godzinę. Kiedy minął wzniesienie, z odległości ok. dwustu metrów zobaczył na skrzyżowaniu auto pani Pachniak. Był przekonany, że zdąży ona skręcić w lewo. On sam skręcił w prawo, aby ją ominąć. Wtedy zobaczył na poboczu fiata 126 p i pieszych. Nie mógł ominąć ich i uderzył w seata. Przyznał się do udziału w  zdarzeniu, ale nie do swojej winy.

Sąd podzielił stanowisko prokuratury. Sędzia Anna Stieblich powiedziała, że z dokumentacji zawartej w aktach sprawy wynika, że  istniejące w miejscu wypadku oznakowanie dostatecznie informowało kierowców o dojeździe do skrzyżowania i możliwych sytuacjach na  drodze.

Podkreśliła stanowisko biegłych, że Sadowski zobowiązany był przewidzieć, że przy omijaniu seata z prawej strony będzie musiał wykorzystać pobocze i mieć pewność, że nie jest ono zajęte. Dodała, że wymaga to zmniejszenia prędkości jazdy do takiej, która umożliwia zatrzymanie samochodu przed przeszkodą, którą kierowca może zauważyć dopiero w swoich światłach mijania.

"Właśnie niezachowanie tego warunku i wjazd na część pobocza z  nadmierną prędkością spowodowało, że oskarżony sam postawił się w  sytuacji wyboru - w który pojazd uderzyć, skoro bezpieczny przejazd nie był możliwy, a z powodu prędkości i zbyt bliskiej odległości obu pojazdów również i skuteczne hamowanie peugeota nie  wchodziło w grę. Taka technika jazdy doprowadziła do powstania wypadku i odpowiedzialność za to zdarzenie ponosi kierujący peugeotem Marek Sadowski" - uzasadniała wyrok Stieblich.

Sąd nie zasądził od niego renty dla kobiety, gdyż nie jest to  możliwe w procesie karnym. Nie przyznał też odszkodowania, bo  należałoby ustalić wysokość szkody, a trudno ją przeliczyć na  pieniądze. Dlatego sąd przyznał nawiązkę.

Sadowski nie chciał komentować wyroku. Powiedział, że nie wie, czy się będzie odwoływał od wyroku. "W ogóle tego wyroku nie będę komentował. Proszę pozwolić, żebym zapoznał się dokładnie z  uzasadnieniem wyroku, będę mógł wtedy mieć własny pogląd i  stosunek" - powiedział dziennikarzom.

Z poszkodowaną pożegnał się słowami: "Do widzenia, wszystkiego dobrego".

Janina Pachniak powiedziała, że od wypadku minęło ponad dziesięć lat i nie może już założyć sprawy cywilnej o odszkodowanie i rentę. "Zostałam z tym, co dostałam. Cały czas potrzebuję leków i  rehabilitacji. Doszłam do jakiejś normalności, ale kaleką będę do  końca życia. Stało się, jak się stało, i nie chcę komentować wyroku sądu" - powiedziała dziennikarzom.

W wyniku wypadku Pachniak doznała m.in. zmiażdżenia kolana i  podudzia z otwartym złamaniem kości, przeszła operację przeszczepu kości. Komisja lekarska stwierdziła 75 proc. uszczerbku na jej zdrowiu. Łącznie otrzymała z PZU 65 tys. zł odszkodowania. Miesięcznie dostaje 392 zł renty z ZUS i 334 zł renty wyrównawczej z PZU.

W chwili, kiedy doszło do wypadku, Marek Sadowski był sędzią. Prokuratura dwukrotnie występowała o uchylenie mu immunitetu sędziowskiego, aby został pociągnięty do odpowiedzialności karnej, ale bez skutku. Postępowanie umorzono.

W zeszłym roku, kiedy został ministrem sprawiedliwości i  prokuratorem generalnym w rządzie Marka Belki, nie chronił go już immunitet sędziowski. Prokuratura rozpoczęła starania o uchylenie mu immunitetu prokuratorskiego. Minister podał się do dymisji. Grójecka prokuratura podjęła śledztwo, ale tego samego dnia okazało się, że Sadowski został powołany do Prokuratury Krajowej i  znów chroni go immunitet.

Prokuratura Okręgowa w Radomiu na wniosek grójeckiej prokuratury zwróciła się do sądu dyscyplinarnego dla prokuratorów przy Prokuraturze Generalnej o uchylenie mu immunitetu. Sąd dyscyplinarny przychylił się do tego wniosku. Prokuratura Rejonowa w Grójcu mogła już pociągnąć go do odpowiedzialności karnej. W  grudniu ubiegłego roku postawiono mu zarzut. Tydzień temu ruszył proces.

ss, pap