Proces Polaków w Grodnie

Proces Polaków w Grodnie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed sądem w Grodnie zostali postawieni Andrzej Poczobut i Mieczysław Jaśkiewicz, działacze nieuznawanego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi. Prawdopodobnie po to, by nie dojechali na sobotnie posiedzenie Rady Naczelnej ZPB.
Aresztowani w piątek wieczorem działacze są oskarżeni o "drobne chuligaństwo" za rzekome utrudnianie pracy ekipie telewizyjnej, która filmowała organizowane 15 sierpnia przez konsulat RP w Grodnie uroczystości na cmentarzu z okazji święta Wojska Polskiego. Grozi im do 15 dni aresztu lub grzywna.

Występując w sądzie Poczobut, polonijny dziennikarz, ocenił proces jako prowokację. Oświadczył, że całą sprawę zmontowało KGB. "Świadkowie oskarżenia plątali się w zeznaniach, zaprzeczali sobie nawzajem" - powiedział, gdy wyprowadzano go z sądu.

Obrona na procesie powołała 19 świadków, w tym także szefową ZPB Andżelikę Borys. Oczekując przed salą sądową opowiadali oni, że Poczobut i Jaśkiewicz na uroczystości 15 sierpnia poprosili jedynie mężczyznę filmującego mszę polową nieoznakowaną kamerą, aby się przedstawił, bo podejrzewali że jest z KGB. Tymczasem zarzucono im, że zachowywali się agresywnie, szarpali operatora i jego kamerę. "Na filmie jednak widać, ze podeszli do niego spokojnie, a Poczobut uprzejmie zadawał pytania" - opowiadali działacze, których wpuszczono na rozprawę. "Ludzie nie chcieli, by ich filmowano podczas modlitwy. Tym bardziej, że ten człowiek nie ujawnił, z jakiej jest stacji, a inne ekipy telewizyjne miały oznakowany sprzęt i nie filmowały tak nachalnie" - relacjonował Jaśkiewicz, gdy na kilka minut wypuszczono go z sali sądowej podczas procesu.

Choć pozew złożyła w sądzie dyrekcja bliżej nieznanej stacji telewizyjnej RTC, nawet sędzia przyznała pośrednio, że pokazywane na rozprawie jako dowód zdjęcia filmowe z uroczystości robiono milicyjną kamerą. O stacji RTC (Radio Telewizja Centr) nie słyszał nikt z ponad 40 grodzieńskich działaczy, w większości starszych ludzi, którzy przyszli na rozprawę, by wesprzeć sądzonych kolegów.

Jedna z działaczek przypomniała, że sam Poczobut, sądzony już po raz piąty w ciągu półtora roku, został raz skazany na 10 dni aresztu za brak umieszczonej w widocznym miejscu akredytacji dziennikarskiej podczas relacjonowanej demonstracji.

Oskarżony o przeszkadzanie w pracy ekipie telewizyjnej miał być jeszcze trzeci działacz ZPB Igor Bancer, ale ostrzeżony telefonicznie przez kolegów, zdołał uniknąć aresztowania i się ukryć. Poczobuta i Jaśkiewicza zatrzymano przed nieoficjalną siedzibą związku, gdy szli do samochodu.

Andżelika Borys jest przekonana, że sprawę sfabrykowano, by obu działaczom uniemożliwić udział w sobotnim posiedzeniu Rady Naczelnej ZPB. "Władze robiły wszystko, abyśmy nie mieli kworum" - powiedziała szefowa ZPB. Przypomniała, że przed posiedzeniem milicja śledziła działaczy, pod różnymi pretekstami zatrzymywała ich samochody w drodze do Grodna, przymusowo zabierała na badanie zawartości alkoholu we krwi, kwestionowała dokumenty, jednego z aktywistów oskarżyła nawet o rozprowadzanie fałszywych banknotów, wiele osób dostało wezwania na przesłuchanie. "Nękano nie tylko samych członków Rady Naczelnej, lecz nawet kierowców, którzy mieli ich wieźć do Grodna" - relacjonowała Borys.

"Władze były przekonane, że nastąpił już koniec naszego związku. My jednak udowodniliśmy, że tak nie jest. Ludzie są teraz nawet bardziej aktywni, sami wychodzą z inicjatywą" - ocenia Borys. "Na posiedzeniu Rady Naczelnej wszyscy jednomyślnie głosowali za kontynuowaniem działalności, nikt nie opowiedział się za jej przerwaniem" - dodała polonijna dziennikarka Ines Todryk. Według Borys, o postawie działaczy świadczy choćby fakt, jak licznie przybyli do sądu i zgłaszali się na świadków obrony.

Po przesłuchaniu świadków oskarżenia sąd ogłosił przerwę w procesie do wtorku. Poczobut i Jaśkiewicz zostali odwiezieni do aresztu.

Rozprawę obserwowała konsul z konsulatu generalnego RP w Grodnie Zofia Szmyd.

pap, em