Żaba.ch wołem?

Żaba.ch wołem?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po 11 września krewni żaby imieniem Ameropa wiedzą już, że czuje się ona jak zaoceaniczny wół. Wiedzą - o ile ze swojej coraz bardziej żabiej perspektywy w ogóle to dostrzegli. Tak czy inaczej, patrząc na żabę.ch świat zachodni może przyjrzeć się sobie. A dokładniej - jednemu ze swoich "możliwych Ja".
<b>Piotr Toczyski</b>
<br><small>Autor zajął III miejsce w IX edycji konkursu dla młodych dziennikarzy zorganizowanego przez "Wprost" i ambasadę USA w Polsce</small>

Ameropa to nazwa firmy świadczącej wespół z niemiecką koleją usługi turystyczne. Żadna z oferowanych w katalogu wypraw nie wykracza poza Europę, a w większości przypadków podróżujący pozostaje na terytorium Niemiec. Mimo to wplecenie Ameryki w nazwę wydało się organizatorom atrakcyjne, bo przyciąga europejską uwagę.
<br>W numerze niskonakładowego pisma sprzed pięciu lat (Polis 5-6/1996), w całości poświęconym Stanom Zjednoczonym, czytam fragment "Notatnika amerykańskiego" Sławomira Józefowicza. 13 października 1993 autor napisał: Po powrocie z biblioteki wyprawa do World Trade Center. Dwa bliźniacze, 400 metrowe, najwyższe w Nowym wieżowce. Na szczycie jednego z nich jest platforma widokowa. Rewelacyjna panorama. A jednak tam właśnie uświadamiam sobie, że Wielkie Jabłko - pomimo swojego ogromu, dynamizmu i zróżnicowania - nie jest, nie może być stolicą współczesnego świata, i że stolica taka w ogóle nie istnieje.
<br>Uwagę czytelnika zwraca też dziś zapis obszernej wypowiedzi znawcy Ameryki, prof. Krzysztofa Michałka. Autor wyjaśnia między innymi, dlaczego Stany Zjednoczone starają się negocjować z mocodawcami terrorystów. Wedle profesora, Ameryka chce w ten sposób utrzymać wizerunek międzynarodowy (z grupami terrorystycznymi nie negocjuje się, tylko się je niszczy lub aktywnie zwalcza), zmniejszyć dotkliwość czy zakres działania terroryzmu i sprawić, by nie docierał on do samych Stanów Zjednoczonych, gdzie trudno z nim walczyć. Krzysztof Michałek wskazuje tradycję terroryzmu na gruncie amerykańskim, wspominając XIX-wieczne irlandzkie grupy walczące przeciw Wielkiej Brytanii, wybuch w Oklahomie czy (poprzedni) atak na WTC. Stwierdza też obawę przed instytucją państwa policyjnego: Amerykanie są bardzo wyczuleni na wszelkie działania pararepresyjne, nawet (...) realizowane w interesie społecznym.
<br>Nowe znaczenie, jakie nadaje się dziś omówionym wyżej fragmentom to oczywiście wynik zmiany perspektywy patrzenia na Amerykę, będący efektem wpływu wydarzeń 11 września na życie każdego z nas.

<b>Zug i Cessna skorelowane z 11 września? </b>
<br>Nie można dowieść związku, lecz w jego istnienie nikt nie wątpi. Cessna wbita w styczniu 2002 przez nastolatka w 27 piętro wieżowca zdaje się być echem samobójczego ataku terrorystów na WTC. Skoro nie udowodniono związku przyczynowo-skutkowego, można jedynie spekulować. Zdaje się jednak, że w XX wieku samobójcza śmierć aktora czy lidera zespołu muzycznego były tym, czym wiek wcześniej samobójstwo bohatera literackiego. Atak terrorystów, w szczegółach omówiony przez media, wygląda na odpowiednik takich wydarzeń. Zmienił nie tylko perspektywę patrzenia na Amerykę, ale stał się też katalizatorem działań o charakterze terrorystycznym i zarzewiem sytuacji kryzysowych w różnych częściach świata. Upadek Bliźniaczych Wież - symbol wszystkich tragedii z 11 września 2001 - daje co najmniej złudzenie korelacji z tym, co po 11 września. Od tego dnia świat zachodni oczekuje najgorszego.
<br>Tak więc ze swego rodzaju ulgą relacjonowano masakrę dokonaną 27 września w parlamencie szwajcarskiego kantonu Zug. Tu i ówdzie zdarzenia z Zugu niemal nie zauważono. Skąd ta ulga i bagatelizowanie zamachu? Zagrożenie było daleko mniejsze i nie przyszło z zewnątrz (do siedziby parlamentu wtargnął obywatel Szwajcarii), atak szaleńca nie miał bezpośredniego związku z tym, co działo się w Ameryce szesnaście dni wcześniej ani skali uderzenia w Bliźniacze Wieże. Mimo to powszechnie odbiera się owo zdarzenie jako powiązane z zamachem na WTC. Wspólnym punktem jest samobójczy charakter obu ataków, a atmosfera rozgłosu towarzysząca spektakularnym wydarzeniom rodzi naśladownictwo: zasianie śmierci wśród deputowanych Zugu mogło być działaniem naśladowczym. Zug to raj podatkowy, miejsce pobytu bogaczy, siedziba podejrzanych firm. Zamachowiec krzyczał o mafii Zugu i zostawił list, w którym zwiastował jej dzień gniewu. Oto podobieństwo do ataku z 11 września - leżąca u podłoża zamachu niesprecyzowana krytyka ustroju społeczno-ekonomicznego czy modelu życia.

<b>Zaoceaniczna bufonada</b>
<br>Trudno wyciągać wnioski z tego porównania zanim usprawiedliwi się je stwierdzeniem, że Szwajcaria nadawała się na miejsce serii tragedii po 11 września. Zagadnienie podobieństwa między Stanami Zjednoczonymi i Konfederacją Szwajcarską jest skomplikowane i nie wystarczy sprowadzenie go do federalnej zbieżności ustrojów państwowych.
<br>Ameryka zarządzi planetą, jak tylko zechce! - tak zatytułowano w genewskiej gazecie "Le Temps" tłumaczenie artykułu, który P.J. O'Rourke opublikował w "Wall Street Journal". Ten publicysta "Atlantic Monthly" uznany został przez tygodnik "Time" za najbardziej zadziwiającego z komentatorów amerykańskich. Uchodzi za prowokatora i dlatego "Le Temps" pyta, czy O'Rourke naprawdę myśli to, co pisze. Oczywiście jesteśmy unilateralni, jednostronni. Gdybyśmy my, Amerykanie, chcieli otrzymywać rozkazy od Anglików w perukach, od urzędników francuskich, od autorytarnych Niemców, od niezorganizowanych Włochów, od tandetnych latynoamerykańskich dyktatorów lub syberyjskich biurokratów z epoki lodowcowej, nie wyruszylibyśmy stamtąd, skąd jesteśmy.
<br>I dalej: Lecz smutna historia Liberii i styl życia Amerykanów mieszkających w Paryżu dowodzą, że byłby to zły pomysł. Sami będąc cudzoziemcami wiemy bardzo dobrze, do czego jesteście zdolni wy, inni cudzoziemcy, z waszymi faustowskimi seansami negocjacji, waszymi zatrutymi ugodami, waszą hipokryzją przymierzy, waszymi wyrachowanymi kontraktami, waszymi zdradzieckimi serdecznymi porozumieniami, waszymi podstępami. O'Rourke mówi: Nie liczcie na nas i wyśmiewa Rosję, Chiny i Japonię, twierdząc, że żadne z nich potęgi. Wyśmiewa też Anglię, Francję i Niemcy (ciemne filie kultury amerykańskiej) oraz ONZ i Unię Europejską, która zdaje się urzeczywistniać ten dawny sen o stworzeniu państwa z angielskimi kucharzami, niemieckimi amantami, francuskimi żołnierzami i włoskimi ekspertami od skuteczności. Jednak: Ameryka nie jest wyspą. Jeśli wy, inni cudzoziemcy, życzycie sobie, żeby Ameryka przyłączyła się do rodzinnego mariażu narodów, to bardzo dobrze. Ale ostrzegam was, będziemy surowym tatą. Bo ta planeta jest dla nas. I my to powiedzieliśmy.
<br>Przedruk ukazał się w "Le Temps" 30 sierpnia 2001. Wydał się kpiną, nie przepowiednią. Gdy po 11 września interes narodowy Stanów Zjednoczonych rozszerzył się o walkę z terroryzmem, sprawdziła się myśl, że obecność Ameryki nabierze charakteru prawdziwie ogólnoplanetarnego - błędne były jednak przyczyny wskazane przez publicystę "Atlantic Monthly". Nie tyle bowiem świat zaprosił Amerykę do przewodzenia mu, co Ameryka zaprosiła świat do antyterrorystycznej koalicji.

<b>Żaba w sercu Europy wołem?</b>
<br>Amerykańskie zaproszenie-ultimatum wystosowano w odpowiedzi na zamach o niespotykanej skali, przeprowadzony na terytorium Stanów Zjednoczonych, który obrócił w pył bufonadę publicysty atlantyckiego miesięcznika. Zachód - i nie tylko - zadeklarował solidarność z wielkim pokrzywdzonym, bo krzywda przydarzyła się wszystkim, którym bliska jest wielokulturowość.
<br>11 września uwypuklił różnice kulturowe i późniejszy rozdźwięk między Amerykanami a ich europejskimi towarzyszami można postrzegać jako do pewnego stopnia triumf terrorystów. Podobnie myślę, gdy znalazłszy się przypadkiem w wysokiej klasy urzędniczo-profesorsko-dziennikarskim towarzystwie słyszę dowcipy o Arabach. W społeczeństwach zachodnich następuje zwrot do wewnątrz, ogarnia je bojaźń przed innymi. Niejako w odpowiedzi na pytanie, kto będzie następnym celem terrorystów, słyszy się zapewnienie, że nie ma odwrotu od integracji europejskiej; że procesy integracyjne znacznie się nasilą na poziomie politycznym i makrospołecznym. W opinii paryskiego korespondenta dużej gazety po 11 września przed polityką francuską nie ma innej drogi niż szukanie wspólnego języka ze wszystkimi mieszkającymi we Francji muzułmanami.
<br>Jak w tym kontekście patrzeć na tekst O'Rourke'a w "Wall Street Journal"? Redakcja "Le Temps", porządnego genewskiego dziennika reklamującego się hasłem "Szwajcaria wchodzi do Unii Europejskiej", okrasiła go zdjęciem ciemnoskórego przechodnia w bogatej amerykańskiej dzielnicy, eksponującego na koszulce napis "Fuck the world" i zamówiła komentarze. Barbara Polla, liberalna pani polityk z Genewy nawiązała do "Planety małp" i stwierdziła, że jeśli w Ameryce pozostaną same małpy, będzie się można zanudzić na śmierć. Ale, zapytała, jak żyć w Ameryce bez Europy? I odpowiedziała: Być może byłoby to trochę tak, jak żyć w Szwajcarii. Zaraz jednak uznała, że nie ma porównania między szwajcarską żabą i amerykańskim wołem, a bardziej adekwatnie jest porównać sytuację Ameryki z wizji O'Rourke'a do życia w Europie bez Szwajcarii. Prawdziwa szkoda dla Szwajcarii, podsumowała. Inaczej ujmuje tę sprawę Christoph Mörgeli, nacjonalistyczny polityk z Zurychu. Ameryka i Konfederacja muszą wieść raczej swoje własne życie, niż mechanicznie powtarzać to, co mówią i robią inni i co jest w dobrym tonie czynić. Stany Zjednoczone mają według niego tę samą wizję wolności, którą jeszcze parę lat temu miała Szwajcaria.

<b>Patrzeć na Ameropę</b>
<br>Te głosy sprzed 11 września wykazują spójność w zakresie amerykańsko-szwajcarskiego podobieństwa. Czy to ono sprawiło, że szwajcarscy bankierzy zgodzili się współpracować z Ameryką w walce z terrorystami? Wcześniejsze naciski Unii Europejskiej na Szwajcarię, by ta porzuciła tajemnicę bankową, doprowadziły do odrzucenia przez Szwajcarów inicjatywy wstąpienia do UE. Analitycy szwajcarskiej prasy twierdzą, że Szwajcarzy zjednoczeni w ostrożności nie dali dowodu odwagi podczas referendum na temat zniesienia armii. Po 11 września zachodnie demokracje chcą nabrać otuchy. Szwajcarom nie było to dane, gdy patrzyli na zamach w Zugu, upadek narodowej firmy lotniczej Swissair, pożar w tunelu Gotharda i rozbicie się małego samolotu Crossairu. Wszystkie te cztery katastrofy wymienia się w Szwajcarii jednym tchem z datą 11 września... Dla polityki globalnej data ta będzie cezurą. By poznać przyszłość Ameryki i świata, warto odtąd uważnie patrzeć także na Szwajcarię - jedyne spośród europejskich państw, o którym można mówić Ameropa. Paradoksalnie, niezbyt atrakcyjna dla rodzeństwa ze Starego Kontynentu.