"Łowcy skór": nie opłacało się ratować ludzi

"Łowcy skór": nie opłacało się ratować ludzi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Proceder handlu informacjami o zgonach spowodował, że oskarżonym nie opłacało się ratować ludzi, jak wynika z wyjaśnień jednego z nich, b. sanitariusza Andrzeja N. Przekonywał o tym prokurator Robert Tarsalewski.
Kary dożywotniego więzienia domaga się prokurator dla dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia oskarżonych w procesie "łowców skór" o zabójstwa pacjentów. Dla dwóch lekarzy, którym zarzuca się narażenie życia i zdrowia pacjentów i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci, oskarżyciel zażądał kar 10 i 8 lat więzienia.

Prokurator Robert Tarsalewski przez ponad siedem godzin w mowie końcowej uzasadniał oskarżenie. Przekonywał, że szalona, nieprawdopodobna pogoń za pieniędzmi pochodzącymi od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach była motywem zabójstw i nieudzielania pacjentom pomocy, a proceder handlu informacjami o zgonach w łódzkim pogotowiu spowodował, że oskarżonym nie opłacało się ratować ludzi.

Prokurator mówił o poszlakach i dowodach, które pozwoliły oskarżonych postawić przed sądem, w tym m.in. o statystykach wskazujących na duża liczbę niewytłumaczalnych zgonów w zespołach, w których jeździli oskarżeni; o tym, że pobierały one duże ilości pavulonu, a recepty na ten lek zwiotczający mięśnie fałszowali obaj sanitariusze.

Oskarżyciel szczegółowo omawiał każdy przypadek zgonu objęty aktem oskarżenia. Przekonywał, że dowodami w tej sprawie są nie tylko wyjaśnienia oskarżonego Andrzeja N., który w śledztwie przyznał się do zabójstw, ale także opinie biegłych, billingi telefoniczne oskarżonych, dokumentacja medyczna pogotowia i zeznania świadków. Podkreślił, że sprawa wyszła na jaw dzięki odwadze niektórych pracowników pogotowia, którzy ujawnili aferę.

W końcu prokurator zwrócił się o uznanie dwóch b. sanitariuszy za winnych zabójstwa w latach 2000-2001 - w przypadku 37-letniego Andrzeja N. czterech pacjentów, a o dwa lata starszego Karola B. - jednej osoby, którym podali lek zwiotczający mięśnie - pavulon. Tego ostatniego prokurator oskarża także o pomocnictwo w zabójstwie czterech osób. Dla obu zażądał kar dożywotniego pozbawienia wolności, 10-letniego zakazu wykonywania zawodów związanych z leczeniem pacjentów i pozbawienia na 10 lat praw publicznych.

Prokurator przypomniał, że przesłuchiwany kilkadziesiąt razy w śledztwie N. przyznał się do podawania pacjentom pavulonu, aby uzyskać więcej pieniędzy od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach. W śledztwie wskazał także sanitariusza Karola B. jako drugą osobę, która fałszowała receptariusze i podawała pavulon pacjentom.

Dla oskarżonych w tym procesie lekarzy - 50-letniego Janusza K. i 34-letniego Pawła W. - prokurator domaga się kary odpowiednio 10 lat i 8 lat pozbawienia wolności. Oskarżyciel chce, aby sąd uznał ich za winnych narażenia pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci; w przypadku Janusza K. - 10 pacjentów, a Pawła W. - czterech. Prokurator chce także, aby sąd na 10 lat zakazał obu lekarzom wykonywania zawodu.

Zdaniem prokuratora, Janusz K. naruszał zasady sztuki lekarskiej; w niektórych przypadkach nie przeprowadził akcji reanimacyjnej bądź podał niewłaściwe leki, które powodowały zatrzymanie krążenia. "Z braku wiedzy, a wręcz głupoty powodował zagrożenie życia pacjentów, a potem nie potrafił ich ratować" - uzasadniał Tarsalewski. Podkreślił jednocześnie, że ten oskarżony się przyznał, a poza tym nie prezentuje takiej buty jak drugi z oskarżonych lekarzy.

"Oskarżony Paweł W. kłamie na rozprawie w taki sposób, który powoduje, że ja nie widzę jakiejś pozytywnej prognozy u tego człowieka; jakiegoś żalu w tym wszystkim, co się stało. Widzę tylko jakiegoś strasznie butnego, młodego człowieka, którego, mam nadzieję, że życie przerzeźbi" - podkreślił prokurator.

Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. Oskarżeni przed sądem nie przyznają się do większości zarzutów. B. sanitariusze przyznają się jedynie do przyjmowania pieniędzy od firm pogrzebowych oraz do fałszowania recept.

Proces toczył się ponad półtora roku; w tym czasie odbyło się sto rozpraw, przesłuchano około 400 świadków, m.in. pracowników pogotowia, właścicieli firm pogrzebowych i rodziny zmarłych pacjentów oraz biegłych z zakresu anestezjologii i intensywnej terapii. Łącznie zbadano 91 przypadków zgonów pacjentów w latach 2000-2001.

Przed zamknięciem przewodu sąd uprzedził o możliwej zmianie kwalifikacji niektórych czynów zarzucanych oskarżonym. Na kolejnych rozprawach, w grudniu, mowy końcowe wygłosić mają pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych oraz obrońcy oskarżonych. Wyrok może zapaść jeszcze w tym roku.

Łódzka prokuratura apelacyjna nadal prowadzi śledztwo w sprawie afery w łódzkim pogotowiu. Jego główne wątki dotyczą: pozbawiania życia pacjentów przez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków, korupcji oraz sprawy opóźniania wysyłania karetek do pacjentów. W sumie podejrzanych jest 41 osób. W pierwszym wątku podejrzanych jest czterech lekarzy, w wątku korupcyjnym - 10 właścicieli zakładów pogrzebowych, siedmiu lekarzy oraz 24 pracowników pogotowia. Dwa kolejne akty oskarżenia są już w sądach.

pap, ab