Wyłowiono samochód z ciałami policjantów

Wyłowiono samochód z ciałami policjantów

Dodano:   /  Zmieniono: 
W samochodzie wydobytym z rozlewiska rzeki Kostrzyń przy drodze między Mińskiem Mazowieckim a Siedlcami, znaleziono ciała dwojga poszukiwanych od kilku dni policjantów. Wszystko wskazuje na to, że zginęli w wypadku samochodowym.
Biegły lekarz medycyny sądowej wstępnie wykluczył, by ich śmierć sierż. Tomasza Twardo i st. post. Justyny Zawadki była efektem zabójstwa. Zakończyły się też wstępne oględziny samochodu. Policja brała pod uwagę możliwość, że zaginieni wpadli w poślizg i wjechali do wody lub też, że doszło np. do kolizji z innym samochodem. Jednak, jak poinformował dyrektor biura komunikacji społecznej KGP Paweł Biedziak, eksperci stwierdzili, że na aucie nie ma poważniejszych wgnieceń, które musiałyby powstać po ewentualnym zderzeniu z innym autem. "Nie można jednak wykluczyć, że nie doszło np. do otarcia o inny samochód osobowy czy ciężarówkę. To jednak potwierdzą lub wykluczą dalsze specjalistyczne badania" - dodał.

Samochód (nieoznakowany zielony polonez) przewieziony zostanie na strzeżony policyjny parking. Tam zajmą się nim eksperci z KSP i Centralnego Laboratorium Kryminalnego. Ciała policjantów zostały już przewiezione do zakładu medycyny sądowej.

Poszukiwania policjantów z komisariatu kolejowego policji w  Warszawie trwały ponad trzy doby. Funkcjonariusze zaginęli po tym, gdy odwozili do domu w Siedlcach urzędnika z MSWiA na - niezgodne z procedurami - polecenie swojego komendanta. Urzędnik - b. dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego sam podał się do  dymisji, komendanta komisariatu kolejowego odwołał jeszcze w  niedzielę szef policji. Warszawska prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie niedopełnienie przez niego obowiązków.

Po raz ostatni samochód policjantów zarejestrowały kamery monitoringu stacji paliw Statoil w miejscowości Gręzów pod  Siedlcami ok. godz. 3 w nocy z piątku na sobotę. Trzy dni zaginionych policjantów poszukiwano w całym kraju. We wtorek rano funkcjonariusze z Mińska Mazowieckiego dostali sygnał od mężczyzny, który przejeżdżał drogą Siedlce-Mińsk i zatrzymał się na chwilę. Zauważył on fragment opony, wystającej z rozlewiska biegnącej w  pobliżu rzeki.

"Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, znaleźli na brzegu fragment zderzaka. Płetwonurek, który wszedł do wody, nie potrafił jednak początkowo stwierdzić, czy to poszukiwany przez nas polonez. Zamulenie było tak duże, że musiał wyczuwać ręką kształt samochodu" - relacjonował później dziennikarzom rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Sokołowski. Zdecydowano więc o wyciągnięciu na powierzchnię tablicy rejestracyjnej auta -  okazało się, że w wodzie znajduje się poszukiwany polonez.

Na miejscu zabezpieczono też m.in. ślady opon auta, widoczne aż  do skarpy nad rozlewiskiem.

Cały czas na miejscu byli bliscy policjantów. Opiekowali się nimi policyjni psycholodzy. Rozmawiał z nim też komendant główny policji Marek Bieńkowski.

Biedziak, pytany dlaczego policjanci wcześniej nie zauważyli opony, mimo poszukiwań prowadzonych w tym rejonie, odpowiedział: "Tu jest zbiornik wodny, którego poziom raz się podnosi, raz opada. Dzisiaj akurat odsłoniło się 15 cm opony".

Odnosząc się do samego problemu wydawania policjantom przez ich przełożonych poleceń, dotyczących np. podwożenia określonych osób podkreślił, że z takimi patologiami policja walczy. Dodał, że tego typu przypadki są wykrywane, a osoby za nie odpowiedzialną ponoszą konsekwencje.

Zdaniem okolicznych mieszkańców, w tym miejscu często dochodzi do  wypadków. "Droga jest nierówna. Ślisko jest, bo to tuż za  mostkiem. Często są mgły. Dwa lata temu utopiła się tu pani prokurator, miesiąc wcześniej był inny wypadek" - mówił jeden z  mieszkańców.

"Jest to bardzo niebezpieczna droga, szczególnie ten prosty odcinek, bo tu kierowcy przyspieszają. Jest to skarpa, przy której nie ma żadnych zabezpieczeń. Są przecież służby za to  odpowiedzialne i powinny zadbać, by nie było takich miejsc" -  podkreślał inny mieszkający w pobliżu mężczyzna.

pap, ss, em