Udało się, ale tylko na chwilę. Kaczyński bowiem, nie bacząc na obiecane wszystkim obywatelom w kampanii wyborczej "tanie państwo" niefortunnie upchnął Mojzesowicza w swojej kancelarii na stanowisku sekretarza stanu ds. rolnictwa, czyniąc go de facto zwierzchnikiem Leppera. Ten niespodziewany policzek dla przewodniczącego Samoobrony może teraz drogo kosztować PiS. Zapatrzony w siebie i pewny sukcesu Andrzej Lepper, ma w obronie swej urażonej dumy armaty na każdą okazję. W odwecie za nielojalność premiera Kaczyńskiego po raz kolejny zagroził rozpadem koalicji, jeżeli PiS nie ugnie się przed koncepcją przyszłorocznego budżetu według Samoobrony.
Andrzej Lepper wcale nie musi wiedzieć (bo i skąd?), że kotwica budżetowa deficytu na poziomie 30 miliardów złotych to zaledwie niezbędne minimum. Bo dla dobra gospodarki i całego kraju rząd powinien stale zmniejszać deficyt. Tylko dzięki strategii obniżania skali nierównowagi między dochodami a wydatkami państwa możliwe będą mniejsze podatki, a co za tym idzie coraz szybszy rozwój kraju.
Andrzej Lepper nie zrozumie, że nie wolno oszukiwać ludzi, wmawiając im, że można bezkarnie, wręcz w nieskończoność, rozciągać budżet. On wie swoje. "Znalazły się trzy miliardy, to i znajdą się trzy kolejne" - mówi i domaga się dodatkowych pieniędzy na cele socjalne. To jest jego walka o rząd dusz. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w tej walce zakładnikiem Samoobrony stał się rząd Jarosława Kaczyńskiego, a wraz z nim całe społeczeństwo, a Andrzej Lepper już dziś rządzi Polską.