Profesor doktor niehabilitowany

Profesor doktor niehabilitowany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeżeli PiS-owi uda się przekonać polskich naukowców, że habilitację można zlikwidować - chwała mu za to.
W wielu krajach, które są dla nas swego rodzaju wzorem, naukowiec robiąc doktorat wypływa na szerokie wody. Oczywiście musi się uczyć, zdobywać nowe doświadczenia (to będzie zresztą robił do końca swojej aktywności zawodowej), ale generalnie jest samodzielny. Pracuje na swój rachunek i z tego jest rozliczany. Niepisaną zasadą jest odbycie odpowiedniej liczby stypendiów czy staży w ośrodkach naukowych na całym świecie, stąd trudno w tym systemie zarzucić komukolwiek kumoterstwo czy pobłażliwe traktowanie. Habilitacja - kiedyś obecna w systemach naukowych wielu krajów - przeszkadza o tyle, że wstrzymuje badacza w okresie w którym jest najbardziej płodny intelektualnie. Habilitacja wymaga długotrwałej procedury. Zdawania egzaminów, nie tylko z zakresu swojej dziedziny. I w końcu napisania rozprawy. Rozprawy, która nie może być prostą kompilacją swoich wszystkich dotychczasowych dokonań. Tym bardziej, że zdarza się, iż naukowiec w trakcie trwania swojej kariery zmienia zainteresowania. W takim przypadku zbieranie materiału do habilitacji musi zacząć od początku. Tego typu podejście powoduje, że już na linii startu naukowiec z kraju w którym rygorystycznie przestrzega się procedur habilitacyjnych jest na straconej pozycji. Nie na straconej pozycji w wyścigu o wiedzę, ale na straconej w wyścigu o samodzielność. W Polsce praktycznie nie zdarza się (choć nie jest to zabronione), by profesorem został ktoś bez habilitacji. By być profesorem, potrzebna jest rekomendacja... profesorów. Koło się zamyka. Na uczelniach państwowych jest obowiązek jej zrobienia. Po kilku latach bez habilitacji nie ma możliwości dalszej pracy naukowej. Nie ma wątpliwości, że zniesienie habilitacji nie naprawi wszystkich bolączek polskiej nauki. Ale trzeba jasno powiedzieć, że na pewno przyczyni się do polepszenia sytuacji. Spowoduje, że większa liczba młodych i ambitnych naukowców będzie chciała pozostać i pracować w kraju. Bez habilitacji będzie miała większe możliwości awansu i uprawiania nauki a nie biurokracji. PS. Wypadałoby także skomentować słowa posłanki Syneszyn. Doktor habilitowanej - nomen omen. Ale nie zrobię tego. W dyskusjach nad zniesieniem habilitacji często przytacza się argument, że dodatkowe egzaminy nikomu jeszcze nie zaszkodziły. Że mogą jedynie podnieść poziom wiedzy kandydata, a przez to zmusić do rozwoju intelektualnego. Na przykładzie Posłanki Syneszyn widać, że nie we wszystkich przypadkach system działa doskonale. No chyba, że przed habilitacją opowiadała jeszcze większe brednie.