Gminogranie

Dodano:   /  Zmieniono: 
W tych wyborach nie ma zwycięzców. Chyba, że uznać nimi wyborców, bo dzięki ich mądrości z życia politycznego Polski zniknie LPR - której kandydat na prezydenta Warszawy Wojciech Wierzejski okazał się gorszy od kandydata Gamoni i Krasnoludków - oraz Samoobrona - której najwyraźniej nie życzą sobie polskie gminy.
Na scenie tak naprawdę pozostały dwie duże partie PiS i PO, nie licząc odradzającej się powoli lewicy i PSL-u. Partia ta przechodzi kolejną metamorfozę, dzięki której na oczach zdumionych gapiów przepoczwarza się z zacofanego małorolnego chłopa rodem z ZSL-u,  w wykształconego europejskiego farmera o konserwatywno-liberalnych poglądach.

Nie dziwi sukces PO w dużych miastach. To partia ludzi wykształconych, radzących sobie w życiu, zwolenników otwartego społeczeństwa obywatelskiego. Nie obce im są losy kraju, miasta, w którym żyją i wychowują swoje dzieci. Właśnie im politycy PO zawdzięczają poparcie. A raczej wielki kredyt zaufania, bo dzisiejsza PO to jednak partia nie na miarę marzeń takich właśnie wyborców. To raczej partia bez wyrazu, energii i dynamizmu, której stan najlepiej oddała twarz jej lidera Donalda Tuska przed kamerami telewizyjnymi tuż po ogłoszeniu zwycięstwa wyborczego Hanny Gronkiewicz-Wlatz. Było to smutne oblicze człowieka, bez pomysłu na przyszłość. 

Na szczęście wielki festiwal partii politycznych, jaki przetoczył się przed polskim społeczeństwem w wyborach samorządowych, dobiegł końca. Pocieszającą wiadomością jest to, że ludzie wiedzieli na kogo głosują. Świadczy o tym przewaga nie utożsamiających się z partiami politycznymi kandydatów i niezależnych komitetów. Wyborcy zaczynają dostrzegać związek między oddanym przez siebie głosem, a tym co dzieje się w ich społecznościach lokalnych. To bardzo ważny zwiastun przemian w dostrzeganiu polityki, dalekiej od partyjnictwa, wodzowskich ambicji i egoizmu.