"Nie było związków między PZU i PO"

"Nie było związków między PZU i PO"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Prezes PZU Jaromir Netzel, b. szefowa biura prawnego spółki Ewa Bechta oraz b. członek zarządu PZU Włodzimerz Soiński zeznali, że nie widzieli dokumentów, potwierdzających związki kampanii PZU "Stop wariatom drogowym" z kampaniami PO.
O pogłoskach na temat związków między kampaniami powiedział w kwietniu poseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Kurski w programie TVN. Platforma Obywatelska i Tusk pozwali go za to do sądu i w procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych domagają się przeprosin oraz wpłaty pieniędzy na cel społeczny. Strona pozwana deklaruje chęć ugody - rozmowy o tym mają się toczyć w najbliższym czasie.

Soiński, który był w zarządzie PZU do 2004 r., powiedział, że o związkach między kampaniami pisali związkowcy z wszystkich central związkowych w PZU, w piśmie z początku roku do ministra skarbu, w którym domagali się odwołania ówczesnego prezesa spółki Cezarego Stypułkowskiego. Twierdzili, że ekipa tego prezesa wspierała PO i że robił to też Stefan Kawalec - dyrektor zarządzający ds. rozwoju i strategii PZU, będący jednocześnie szefem zespołu ekspertów PO. Dokumentów na potwierdzenie tego Soiński nie widział.

Netzel zeznał w poniedziałek, że źródłem jego informacji była Bechta, odwołana w czerwcu szefowa biura prawnego PZU. Według niego, Bechta mówiła, iż ma do niego pretensje, że za ujawnienie nieprawidłowości dokonywanych w PZU na rzecz PO, z pracy zwalnia ją prezes powołany z rekomendacji PiS. O dokumentach potwierdzających związki między kampaniami PZU, PO i Tuska Netzel nic nie wiedział.

"Mówiła o tym niezbornie, był nawet płacz, więc poprosiłem, by mi to wszystko napisała. Ta jej odręczna notatka miała być tylko do mojej dyspozycji, nie pokazywałem jej ani na zarządzie, ani na radzie nadzorczej" - mówił.

Prezes PZU zeznawał zaraz po przesłuchaniu Bechty. Ona przedłożyła sądowi kopię tej notatki, którą - jak zeznała - sporządziła na wyraźne żądanie Netzla. Dodała, że to żądanie w swej początkowej formie było wręcz niedopuszczalne, bo Netzel miał jej kazać napisać wszystko, co poprzedniego dnia zeznała na przesłuchaniu w prokuraturze.

"Jako radca prawny miałam świadomość, że nie mam prawa tego zrobić. Kazano mi usiąść w sali, dano papier, długopis, wodę i kawę i powiedziano, że mogę stąd wyjść jak napiszę" - powiedziała. Po tych obiekcjach Netzel miał jej polecić, by napisała wszystko, co wie o tzw. aferze billboardowej.

Pytany o to Netzel zeznał, że w ogóle nie wiedział, na kiedy Bechta była wezwana do prokuratury, więc nie mógł jej czegoś takiego polecić. Dodał, że to, co Bechta mówiła, było stanowcze, zaś to, co napisała - już "miękkie". Była tam mowa o tym, że "może być jakaś prawda" w plotkach o związkach miedzy akcją PZU a kampanią PO i Tuska.

Bechta zaprzeczyła, by znała jakieś dowody takich związków - powtarzała, że słyszała plotki i o tych plotkach powiedziała Netzlowi, a także Kurskiemu. Gdy jednak Kurski pytał o konkretne związki, o jakich miała mu mówić na spotkaniu wiosną tego roku (co Kurski zanotował na jej wizytówce, którą pokazał Bechcie przed sądem), świadek uznała, że to nie ona, lecz trzeci uczestnik spotkania - Jan Szewczak - mógł to opowiedzieć Kurskiemu.

Poseł dopytywał też Bechtę, czy pamięta, że ten pytał ją, czy powtórzy to, co mu powiedziała, w sądzie. "Powiedziałam, że złożę zeznania zgodne z prawdą" - odparła. Wówczas prawnik Kurskiego oświadczył, że dysponuje nagraniem jednej z telefonicznych rozmów między posłem a Bechtą - nagranie przedłoży na następnej rozprawie.

ab, pap