Natalia Przybysz: Pewne aspekty slow life mnie przerażają

Natalia Przybysz: Pewne aspekty slow life mnie przerażają

Natalia Przybysz
Natalia Przybysz Źródło: Newspix.pl / fot. Łukasz Wieszała/FOKUSMEDIA
– Slow life dla mnie nie jest do końca altruistyczny. Obejrzałam holenderski film, który usprawiedliwia jedzenie mięsa tym, że jeśli pochodzi ono z hodowli „eko” i „slow”, to jest okej. Te aspekty slow life mnie przerażają. Okazuje się, że jest zbyt „slow”, żeby mogły zachodzić jakieś społeczne zmiany - mówi w rozmowie z „Wprost” Natalia Przybysz.

Piosenkarka opowiedziała o swoim życiu w wersji slow.Zapytana, czym dla niej jest filozofia slow life, odpowiedziała: - Dobrym, łagodnym, cierpliwym stosunkiem do dzieci i partnera, ale też do ludzi o innych poglądach. Choć tak naprawdę najbardziej chciałabym odpowiedzieć uwzględniając jogiczny punkt widzenia. Fakt, że od 18 roku życia jest ze mną joga, że oddaję się jej praktykowaniu, ćwiczeniu asan, przekłada się na moje spojrzenie na rzeczywistość i całkowicie wpisuje się w filozofię slow life'u.

Coś nieopłacalnego

Dodała, że dzięki jodze „wśród całego zamętu rozkręcającego się wokół, tego, że świat przyspiesza” ona znajduje czas, by „porobić coś zupełnie nieopłacalnego, dzięki czemu poprawia swój stan psychofizyczny, duchowy”. - „Jogowa” perspektywa pozwala zrozumieć ideę slow life. W jodze istnieje bowiem pojęcie toksyn, które występują na poziomie wszystkich zmysłów: możemy zjeść coś, co nam zaszkodzi, zobaczyć coś takiego, znaleźć się wśród ludzi ze złą energią i zgodnie z filozofią jogi, od takich toksyn właśnie trzeba uciekać. Dbać o czystość ciała i umysłu, by bezwiednie nie oglądać, nie słuchać, zwracać uwagę na to z kim rozmawiamy. Ale też jeść prosto, lokalnie i raczej mniej niż więcej. Poza tym slow life oznacza dla mnie pokorę, wewnętrzny hamulec, by nie chcieć za dużo, bo skoro mamy wszystko na wyciągniecie ręki, możemy być wszędzie, jeść wszystko i robić co tylko chcemy, chodzi o to, by się zatrzymać. A najbardziej zaawansowany przejaw slow life to dla mnie hodowla własnych warzyw, bycie jak najbliżej roślin, ich pielęgnacja - dodała.

Piosenkarka zaznaczyła z podejściem do mięsa w filozofii slow life ma pewien problem. - Slow life dla mnie nie jest do końca altruistyczny. Obejrzałam holenderski film, który usprawiedliwia jedzenie mięsa tym, że jeśli pochodzi ono z hodowli „eko” i „slow”, to jest okej. Te aspekty slow life mnie przerażają. Okazuje się, że jest zbyt „slow”, żeby mogły zachodzić jakieś społeczne zmiany. Poza tym niektóre rzeczy slow life'owe wydają mi się ignorancją, wysublimowanym, droższym wariantem, burżujstwem. Sama chciałabym, by ta filozofia promowała raczej prostotę, skromność, mnisze podejście. Tak żeby nie generować cierpienia – dodała.

Rozliczenia w naturze

Natalia Przybysz opowiedziała o tym, że bardzo ogranicza wyjazdy. I ze względu na ekologię, i dlatego, że ciągle podróżuje po Polsce i gra koncerty, co oznacza ogromną tęsknotę za domem. ­- A w domu mamy jeden samochód, gdzie się da jeżdżę więc rowerem, albo chodzę na nogach. Choć za moment lecę na Islandię, zagram tam koncert, za który rozliczam się w naturze. Gram, a w zamian moja rodzina i ja mamy na miejscu lokum. Lubię się rozliczać w naturze. Ostatnio Marcin Meller chciał przyjść na mój koncert, kupić bilety. Gdy powiedziałam, że jest za późno, bo biletów nie ma, ale już wpisałam go na listę, obruszył się, bo wyznaje zasadę, że płaci za bilety na koncerty znajomych. Ale wtedy poprosiłam, by zamiast pieniędzy, które wydałby na wejściówki, przyniósł mi kiszonki. I przyniósł. Dostałam też suszone irańskie cytryny – wyznała.

Źródło: Wprost