Fenomenalny koncert pełen wzruszeń. Metallica w doskonałej formie na Narodowym

Fenomenalny koncert pełen wzruszeń. Metallica w doskonałej formie na Narodowym

Koncert zespołu Metallica w Warszawie
Koncert zespołu Metallica w Warszawie Źródło: Bartek Molga/Wprost
To był fenomenalny koncert, pełen wzruszeń (zespół zagrał „Sen o Warszawie”) i pełen ognia. Po raz pierwszy w swojej historii PGE Narodowy brzmiał dobrze. A Metallica pokazała, że jest w doskonałej formie.

Szarpidruty z San Francisco były w Polsce wielokrotnie. Po raz pierwszy, odziani w czarne skóry, z długimi włosami i bez przerwy pijący piwo, zimą 1987 roku, w głębokim PRL. Od tamtego czasu zespół przeszedł drogę, której nikt się nie spodziewał. Z niszowego, hałaśliwego i buntowniczego bandu grającego „zakazaną” muzykę, do rockowego giganta, stojącego w jednym rzędzie z U2, Queen i Bon Jovi.

Metallica to panowie pod sześćdziesiątkę. Lider James Hetfield ma dziś 56 lat, zaczynał jako 18-latek. Swoje przeżył, podobnie zresztą jak wszyscy inni członkowie zespołu, który swego czasu z powodu alkoholu i kłótni był na skraju rozpadu (o czym opowiada film „Some Kind of Monster”). Może właśnie z tego wynika siła grupy, która tak dobrze była widoczna na PGE Narodowym. Tak, Metallica jest w szczytowej formie, a każdemu, kto mówi, że „skończyła się na Kill’Em All”, James pokazuje kostkę do gitary, którą po chwili zaczyna wściekle szarpać struny, jakby znów był młody. Udowodnił to na warszawskim stadionie 21 sierpnia 2019 roku.

Amerykanie są u nas częstym gościem. To już ich 12. wizyta przez niemal 3 dekady. Wydawać by się mogło, że kto miał ich zobaczyć, zobaczył. Tym bardziej, że ceny biletów na Metę są naprawdę wysokie. Tymczasem popularność zespołu – przez młodzież traktowanego nieco z pobłażaniem, bo przecież są „nowe, inne, ciekawsze, bardziej kreatywne grupy” – jest fenomenem. Bilety sprzedają się w kilka minut, Metallica w Polsce, jak w mieście Meksyk, mogłaby z powodzeniem zagrać kilka koncertów dzień po dniu, a i tak by dała radę (tak zresztą na PGE Narodowym zrobił Ed Sheeran, który wystąpił 2 razy).

Co to był za koncert? Byłem i widziałem, ale też rozmawiałem z ludźmi. Fantastyczny, przez duże „F”. Stadion po raz pierwszy w historii brzmiał dobrze. Tylko podczas dwóch pierwszych kawałków – „Hardwired” i „The Memory Remains” – nie wszystko było ok. Ale potem już poszło. Słychać było głos Jamesa, bębny, solówki, bas. Nic się nie zlewało, nie było buczenia i ściany dźwięku zamiast selektywnego brzmienia instrumentów. PGE Narodowemu daleko do Tauron Areny w Krakowie, łódzkiej Atlas Areny i gdańskiej Ergo. Daleko nawet do stadionów takich jak nowo otwarty Śląski w Chorzowie. Ale wreszcie było lepiej niż na Bon Jovi (katastrofa), Philu Collinsie (katastrofa), czy nawet Metallice sprzed kilku lat, bo to nie był pierwszy koncert heavy metalowców z San Francisco.

Tyle brzmienie, a jak repertuar? Metallica była w Polsce przed rokiem, w Krakowie. Na tym koncercie zagrała podobny set. Wtedy scena stała pośrodku, teraz stadionowo, czyli z ogromnymi telebimami. Mimo że to ta sama trasa, było inaczej. Ale i wtedy i teraz nie obyło się bez wzruszeń. Przed rokiem w Krakowie Metallica zagrała „Wehikuł czasu” Dżemu, a Tauron Arena oszalała. Zwyczaj grania przez basistę Roberta Trujillo i gitarzystę Kirka Hammetta kawałka bliskiego sercu fanów w danym kraju przyjął się i nie został zarzucony.

W Warszawie Metallica zagrała więc „Sen o Warszawie”, co doprowadziło zebranych do ekstazy. Stadion wył, Trujillo fałszował, widziałem na własne oczy łzy wielu osób. Hej, w 1987 roku, kiedy Metallica była w Polsce po raz pierwszy, na miejscu PGE Narodowego gnił Stadion X-lecia, był głęboki PRL i nikt nie wierzył, że coś się zmieni. A teraz w sercu Warszawy gra amerykański zespół, jeden z największych na świecie, i śpiewa piosenkę drogą każdemu mieszkańcowi stolicy, ale nie tylko, Polakowi w ogóle. Kiedy na telebimach wyświetlono zdjęcie Czesława Niemena, nastąpił kulminacyjny moment wzruszenia.

No dobrze, ale Metallica to heavy-metal jednak, nie przyjechali tu dla wzruszeń. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy zespół gra ten gatunek muzyki, powinien zobaczyć co działo się na PGE Narodowym. Stare kawałki brzmiały świeżo. Nowe – z płyty „Hardwired… To Self-Destruct”, której występ był promocją – agresywnie i świeżo. Oni naprawdę łoją, a wolniejsze i bardziej nastrojowe ballady tego nie zmieniają. Od zawsze łączyli ostre granie z nastrojem, nic się nie zmieniło.

Hetfield zapuszcza włosy i wygląda naprawdę dobrze. Nie fałszuje, ma energię i siłę. Lars Ulrich się dobrze bawi, nie jest wirtuozem, ale to mózg zespołu, a nie następca Gingera Bakera. Kirk Hammett to klasa sama w sobie, widać, że kocha to, co robi. A Robert Trujillo przynajmniej wizualnie odmładza ekipę, bo wcale młodzieniaszkiem nie jest.

W secie nie zabrakło starych dobrych kawałków tak uwielbianych przez fanów. Był „Master”, „Seek”, „Ride”, „One”. Grupa zagrała sporo z nowej płyty. Właściwie nic nie pominęła, a drugą turę wzruszeń zaserwowała na zaplanowane bisy. Można było się przytulić podczas „Nothing Else Matters” i podsłuchać radiowego „Enter Sandman”. Po czym jeszcze raz przyjrzeć się tłumowi, który był w euforii: że PGE Narodowy brzmiał, że idole wciąż w formie i to jakiej, że zabawa przednia. Metallica deklasuje wiele rockowych grup, które mają lepszą prasę, bo są rockowe, a nie heavy-metalowe. Deklasuje większość z nich. Po koncercie na PGE Narodowym mam wrażenie, że deklasuje wszystkie.

Setlista koncertu:

  • The Ecstasy of Gold
  • Hardwired
  • The Memory Remains
  • The Four Horsemen
  • Harvester of Sorrow
  • The Unforgiven
  • Now That We're Dead
  • Moth Into Flame
  • Sad but True
  • The Day That Never Comes
  • Kirk i Rob solo, w tym „Sen O Warszawie”, „ManUNkind'” i „Orion”
  • St. Anger
  • One
  • Master of Puppets
  • For Whom the Bell Tolls
  • Creeping Death
  • Seek & Destroy
  • ...
  • Spit Out the Bone
  • Nothing Else Matters
  • Enter Sandman

Czytaj też:
Metallica podbiła serca fanów na koncercie w Warszawie. Muzycy zaśpiewali po polsku

Galeria:
Koncert zespołu Metallica w Warszawie
Źródło: WPROST.pl