Jak Taco Hemingway stał się arystokratą polskiego hip-hopu

Jak Taco Hemingway stał się arystokratą polskiego hip-hopu

Zdjęcie zapowiadające album "Pocztówki z WWA, lato '19"
Zdjęcie zapowiadające album "Pocztówki z WWA, lato '19"Źródło:asfaltshop.pl
„Pocztówka z WWA, Lato ‘19” to bez wątpienia największe wydarzenie muzyczne w ostatnim czasie. Taco Hemingway perfekcyjnie wykorzystuje swój kapitał, także kulturowy.

Żeby wiedzieć, co się na „Pocztówce…” dzieje, wystarczy spojrzeć na jej niezapisaną stronę. Okładka ukazuje Taco na basenie. Jest sam, trzyma się biało-czerwonych sznurków oddzielających puste tory, utrzymuje się na powierzchni wody między nimi. Nie wydaje się zadowolony – nigdy zresztą nie był, patrzył cierpko na warszawskie targowisko próżności spod charakterystycznego wąsa, a potem sława męczyła go bardziej niż brak sławy.

Wąs Taco jest zwodniczy. Nawet jeśli osiada na nim piwna pianka i podnosi się do góry przy meczach piłki nożnej, nie jest atrybutem dobrze odżywionego alfasamca, mądrzącego się z kanapy i obwiniającego o połowę krzywd świata polityków, roszczeniowe grupy zawodowe i swoją partnerkę. Przeciwnie. Jego podejście w pełni wyrażają wersy będące wypadkową Masłowskiej i własnego, protekcjonalnego podejścia: „Dosyć niemiłe jest to społeczeństwo / Doświadczam tego, gdy ganiam po mieście / Chłopcy chcą manifestować swą męskość / Znowu zapiją niepewność i bezsens”. W otwierającym płytę „Człowieku z dziurą zamiast krtani” rapuje: „Blondwłose licealistki znów kąpały się w tej bieli / Ich spódnice skąpsze są niż pensje ich nauczycieli / koledzy brzdąkają w struny, kolegom pękają gumy / opony na brzuchu, a chcą pań jak kalendarz Pirelli”, nie bez sarkazmu przyglądając się stolicy miastu „VIPów wpychających w gardło seafood / mięsożernych wegan, niewierzących katolików”. Gdy przylatuje do niej z Londynu, nie zapomina o antysmogowej masce w swoim „carry-on baggage”. „Pizza” rapuje się do „cristal”, elity napojów wyskokowych. Wszystko to dzieję się na podkładach robionych w duchu współczesnej muzyki klubowej, szytej z różną wrażliwością, nierzadko według wzorców z aktualnych notowań amerykańskich list przebojów.

Warszawski raper Sokół, który w tym roku w końcu wydał znakomity, wyczekiwany debiut, dwie dekady pracował na to, żeby obco brzmiące nazwy luksusowych marek brzmiały na jego ustach naturalnie, u kolegi po fachu to zajęło ułamek tego czasu. Taco Hemingway na tle nadal leczącej się z kompleksów branży wygląda jak przechadzający się w szlafroku, brytyjski arystokrata w gronie upakowanych w drogie ciuchy hodowców warzyw. Umie obnosić się ze swoim kapitałem, również tym kulturowym. Inni raperzy najchętniej powiększyliby ekskluzywne loga tak, żeby było je widać z dwustu metrów, uderzali po głowach fanów tomami książek, które raczyli przeczytać. Artysta zachowuje w tym rozum i godność człowieka. Nie separuje się od sceny, nagrał przecież Taconafide z raperem Quebonafide, wpadał z wizytą do Bedoesa, Sokoła i Otschodzi, a na jego nowej płycie odwiedzili go chociażby Pezet i Schafter. Idzie z nią razem, ale osobno.I nieustannie w górę.

Czytaj też:
Rządowa instytucja dziękuje Taco Hemingwayowi. „Jesteśmy dumni”

Źródło: Wprost