„Staram się zawsze zaskoczyć”. Katarzyna Puzyńska opowiada o najnowszej książce

„Staram się zawsze zaskoczyć”. Katarzyna Puzyńska opowiada o najnowszej książce

Katarzyna Puzyńska
Katarzyna PuzyńskaŹródło:Emil Biliński
Na rynku wydawniczym niedawno ukazała się „Śreżoga”, czyli najnowsza książka Katarzyny Puzyńskiej napisana w ramach sagi kryminalnej o Lipowie. – Staram się zawsze zaskoczyć. Nie tylko Czytelników, ale też siebie. Bo przecież pisanie musi też być radością dla mnie. To już dwunasta odsłona sagi, więc stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej – powiedziała autorka w wywiadzie dla Wprost.pl. Katarzyna Puzyńska opowiedziała, jak odbiera porównania do Agathy Christie i Camilli Läckberg. Wspomniała także o zaangażowaniu swoich czytelników, dla których stworzyła tajną grupę w mediach społecznościowych.

Magdalena Frindt, Wprost.pl: Zacznijmy z przymrużeniem oka. 500 stron to absolutne minimum, aby w precyzyjny sposób stworzyć portrety postaci i intrygującą książkową historię?

Katarzyna Puzyńska: (śmiech) Ciężko mi powiedzieć. Moja najkrótsza książka miała chyba 560 stron. A tak na poważnie uwielbiam długie książki. Zarówno jako czytelniczka, jak i autorka. Faktycznie objętość stwarza nam wiele możliwości. Nie tylko, żeby planować zaskakujące zwroty akcji. To można zrobić również w krótszych utworach. Natomiast w dłuższych możemy poświęcić więcej miejsca precyzyjnemu ukazaniu naszych bohaterów i miejsca akcji. Bo miejsce akcji, na przykład w moich książkach, też niejako staje się kolejnym bohaterem tekstu.

Jeżeli dodać do tego fakt, że moje książki tworzą sagę, mam jeszcze więcej miejsca, żeby pokazać, jak bohaterowie zmieniają się na przestrzeni dłuższego czasu. Jak wydarzenia z ich życia wpływają na to, kim się stali. W moim przypadku najlepiej widać to chyba na przykładzie Daniela Podgórskiego, czyli jednego z policjantów. W pierwszej książce poznajemy go jako nieco dobrotliwego i ciapowatego. W ostatniej jest kimś zupełnie innym. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, żeby nie psuć przyjemności z lektury.

Prawa do publikacji serii o Lipowie zostały sprzedane do ponad 20 krajów, a w przestrzeni medialnej Pani książki są porównywane do pozycji Agathy Christie i Camilli Läckberg. Takie zestawienia cieszą, prawda? Widzi Pani punkty wspólne?

Dla mnie to przede wszystkim olbrzymi komplement, bo obie autorki niezwykle cenię. Zresztą, kto by się nie cieszył z takiego porównania! Moje książki wpisują się trochę w skandynawski nurt, bo oprócz tej warstwy kryminalnej mamy równie rozbudowane inne wątki. O tym mówiłyśmy trochę przed chwilą. Jest to kryminał, ale mocno rozszerzony, m.in. o kwestie społeczne, ale też obyczajowe, czy oczywiście związane z psychologią. Myślę też, że mroczny. Zwłaszcza moje późniejsze książki. Nie chodzi tu tylko o mrok dotyczący aury, czy miejsca zdarzeń. Bardziej o mrok, który kryje się w człowieku. To jest coś, co moim zdaniem pojawia się również w twórczości Skandynawów.

Z kolei Agatha Christie to klasyczne kryminały. Często tak zwana zagadka zamkniętego pokoju. Moje książki też takie są. Nie ma, co prawda, zamkniętej przestrzeni jakiegoś pomieszczenia, ale akcja rozgrywa się w Lipowie. Jest niejako ograniczona terytorialnie. I wśród postaci, które pojawiają się w tej przestrzeni musimy wytypować mordercę. Jest jedną z osób, które widzimy, jak na dłoni w tym naszym „pokoju". I wtedy zaczyna się gra pomiędzy autorem, w tym wypadku mną, a Czytelnikiem. Ja staram się ukryć sprawcę, ale jednocześnie zostawić ślady, które umożliwią jego wytypowanie, a Czytelnik rusza ich śladem. Wiem, że część moich czytelników prowadzi śledztwa naprawdę na poważnie! Robią zapiski, jak prawdziwi dochodzeniowcy, i typują sprawców. To zaangażowanie w lekturę jest super. Bardzo lubię w czytaniu to, że jest to czynność bardzo aktywna. Tworzy się historię razem z pisarzem. Bo każdy odbiorca dodaje swoje własne doświadczenia do już napisanej historii.

Nawiasem mówiąc, mam super zaangażowanych Czytelników. To jest naprawdę cudowne. I jestem za to niesamowicie wdzięczna.

„Śreżoga" to Pani najnowsza książka napisana w ramach sagi kryminalnej o Lipowie. Czym wyróżnia się na tle pozostałych? W jaki sposób zaskoczyła Pani czytelników?

Staram się zawsze zaskoczyć. Nie tylko Czytelników, ale też siebie. Bo przecież pisanie musi też być radością dla mnie. To już dwunasta odsłona sagi, więc stawiam sobie poprzeczkę coraz wyżej. Ta część jest mocno powiązana z poprzednią – choć zawsze staram się układać historię tak, żeby Czytelnik mógł dołączyć do sagi w dowolnym momencie i wszystko zrozumieć. „Śreżoga" wyjaśnia morderstwo, które zakończyło „Pokrzyk". Ginie pewien młody chłopak. Jego dłonie i stopy zostały odrąbane, a zamiast nich sprawca ułożył ptasie nóżki. Oprócz tego wokół ciała słychać bardzo dziwne odgłosy, a na trupa skierowany jest obiektyw pozostawionego na miejscu zbrodni aparatu fotograficznego. Jednocześnie kilkanaście kilometrów stamtąd giną jeszcze dwie osoby. Jak to wszystko jest związane z morderstwem sprzed dwóch lat?

Na pewno niespodzianką w tej części jest jedna z jej bohaterek. Zawsze dużo czasu poświęcam budowaniu postaci. Tym bardziej więc, byłam bardzo ciekawa, jak odbiorą ją Czytelnicy. Budzi różne emocje. To też mnie cieszy. Bo bohaterowie powinni je wywoływać. Nie mogą być obojętni. Zresztą dyskusje o bohaterach pojawiły się nie tylko przy okazji tej książki. Ciężko mówić o kryminałach, żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Dlatego w końcu zdecydowałam się założyć prywatną grupę dyskusyjną na Facebooku. Należą do niej osoby, które już wszystko przeczytały i mogą tam podyskutować otwarcie o wszystkich wątkach z książek. Przedtem było to możliwe, albo w rozmowach prywatnych, albo podczas Zlotów Czytelników w Lipowie.

Stworzyła Pani tajną grupę w mediach społecznościowych, w której można dyskutować o Lipowie „bez cenzury". Tutaj żaden spoiler nie jest straszny, a bilet wstępu gwarantują poprawne odpowiedzi na kilka pytań. Jak zareagowali fani, jest duży odzew?

Tak! W pierwszych dniach było tam już kilkaset osób. Strasznie byłam wzruszona tym zainteresowaniem. Cenię sobie media społecznościowe, bo zapewniają kontakt z Czytelnikiem. Zwłaszcza teraz w czasach pandemii. Ale nawet wcześniej, kiedy jeszcze mogłam jeździć na spotkania autorskie, nie byłam przecież w stanie dotrzeć do wszystkich zakątków kraju. Wtedy social media zapewniały tę możliwość rozmowy. Jestem dość aktywna. Staram się zamieszczać posty i odpowiadać na komentarze. Cieszę się, że ktoś chce zaglądać na moje profile. Dla mnie to bardzo dużo znaczy. Tym bardziej, że jestem bardzo uczuciową osobą i naprawdę czuję się wyróżniona tym, że ktoś docenia moją pracę i chce jeszcze spędzić ze mną czas na Facebooku czy Instagramie. Przecież pisarza nie ma bez Czytelników. Nie piszemy dla siebie. Chcemy, żeby ktoś naszą historię przeczytał. Fajnie jeszcze móc o tym potem podyskutować.

Poinformowała Pani swoich czytelników, że prawa do „ekranizacji sagi znajdują się w rękach dużej firmy producenckiej". Czy może Pani zdradzić, na jakim etapie są prowadzone prace? Kiedy można się spodziewać mocnego uderzenia?

Niestety nic nie mogę w tej kwestii zdradzić ze względu na zapisy w umowie. Prawa zostały sprzedane już jakiś czas temu. Pozostaje trzymać kciuki, żeby się udało...

Jest Pani z wykształcenia psychologiem. Przez kilka lat pracowała Pani jako nauczyciel akademicki na wydziale psychologii. Łatwo więc zrozumieć, dlaczego tworzy Pani tak rozbudowane wątki na tym podłożu. Czuje się Pani w tych tematach, tak ważnych dla kryminałów, pewnie?

Nie! Uważam, że zbyt pewnie nigdy nie można się czuć. Trzeba ciągle szukać nowych rzeczy, pomysłów, wiedzy. Tak, jak wspomniałam wcześniej, stawiać sobie coraz wyżej poprzeczkę. Na pewno jednak mam na punkcie tej kreacji psychologicznej lekkie zboczenie zawodowe (śmiech). Bardzo dużo czasu poświęcam tworzeniu bohaterów. Ale takie podejście procentuje, bo wtedy oni zaczynają niejako żyć własnym życiem i podejmować swoje decyzje. To być może dziwnie brzmi, ale do pewnego stopnia tak jest. Możemy wymyślić plan całej powieści, ale bohater i tak inaczej zachowa się w danej scenie, bo okazuje się, że to, co dla niego wymyśliliśmy nie do końca pasuje do jego charakteru. Wtedy możemy nieoczekiwanie znaleźć jakieś nowe, fajne rozwiązanie. Lubię takie zaskoczenia. One są jednak możliwe tylko, jeśli faktycznie włożymy sporo pracy w tę warstwę psychologiczną.

Koniec roku zawsze wiąże się z pewnego rodzaju podsumowaniami i planami na przyszłość. Jaki okazał się dla Pani 2020 rok? Czego spodziewa się Pani po nadchodzącym?

Myślę, że rok 2020 zaskoczył nie tylko mnie. Kto przed Świętami 2019 spodziewałby się, jak bardzo zmieni się nasz świat przez te miesiące? Tak naprawdę nie wiemy, co będzie dalej, nie robię więc planów. Zresztą nigdy za bardzo ich nie robiłam. Postanowień noworocznych też nie spisywałam. Bo z reguły i tak nic z nich nie wynikało (śmiech). W tym roku najbardziej zabrakło mi spotkań z Czytelnikami. Takich twarzą w twarz. W realu. No, ale jakoś musimy sobie radzić i przez to wszystko przejść. Miejmy nadzieję, że 2021 zaskoczy nas, ale pozytywnie.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Czytaj też:
„Jedyna instrukcja obsługi, którą naprawdę musisz przeczytać”. Ks. Pawlukiewicz z pakietem rad