Marion Cotillard: Hollywood jak roller coaster

Marion Cotillard: Hollywood jak roller coaster

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marion Cotillard w filmie Rust and Bone (fot. mat. dystrybutora)
- A wie pan, że niedawno grałam również po polsku? A przynajmniej wypowiadałam kilka zdań - w "Lowlife" wcieliłam się w imigrantkę w Nowym Jorku - mówi w rozmowie z Krzysztofem Kwiatkowskim z "Wprost" Marion Cotillard.
Krzysztof Kwiatkowski: W "Rust and Bone" Jacquesa Audiarda wciela się pani w kobietę, która po wypadku i stracie nóg, próbuje odzyskać poczucie własnej wartości. Taka rola chyba wycieńcza?

Marion Cotillard: Bałam się jej. Spodziewałam się, że będę musiała pracować nad ciałem, ćwiczyć inny sposób poruszania się. Tymczasem dzięki nowej technologii nie musiałam się tym przejmować. Mogłam skupić się na uczuciach. Na emocjach kobiety, której nagle los odebrał znaczną część życia. I tak, to była niełatwa przeprawa.

Po kilku produkcjach amerykańskich chciała pani pracować we własnym kraju?

Bardzo. To ulga znowu wyczuwać niuanse języka. Mniej bałam się fałszu, wiedziałam, że zawsze będę brzmiała prawdziwie. W Stanach często brakuje mi pewności siebie. A wie pan, że niedawno grałam również po polsku? A przynajmniej wypowiadałam kilka zdań - w "Lowlife" wcieliłam się w imigrantkę w Nowym Jorku.

Niewielu europejskim aktorom udaje się pozbyć akcentu i zrobić karierę w Hollywood. Pani błyskawicznie została w Stanach gwiazdą.

U kobiet akcent mniej razi, czasem nawet uchodzi za seksowny i interesujący. Ale ja nie chcę być gwiazdą. Po prostu ciekawi mnie świat. Dla aktora Hollywood jest przygodą. Wielką machiną, ale również miejscem, w którym w kinie wszystko jest możliwe. Czuję się tam jak w wagoniku roller coastera. Jestem wdzięczna Oliverowi Dahanowi, który jako pierwszy we mnie uwierzył i obsadził w roli Edith Piaf w "Niczego nie żałuję". Bo to wszystko dzięki niemu.

W ciągu kilku lat zagrała pani u Woody’ego Allena, Christophera Nolana, Stevena Soderbegha, Ridleya Scotta, Michaela Manna.

I wie pan, co odkryłam? Że każdy z nich jest zupełnie inny. Jedyne, co ich łączy to iskry, które pojawiają się w ich oczach kiedy wychodzą na plan i krzyczą: "Akcja".

A pani Oscar za rolę Piaf został we Francji?

Oczywiście. Bo Paryż jest moim miejscem na ziemi. Nawet jeśli coraz rzadziej tam wracam.