Jak podaje serwis CNN, Justin Bieber i jego ojciec podczas lotu czarterowanym odrzutowcem z Kanady do New Jersey rzekomo mieli palić marihuanę i ignorować ostrzeżenia pilota, by tego nie robili. Powołując się na anonimowe źródło z kręgów federalnych, portal informuje, że dymu z marihuany było tak dużo, że załoga samolotu musiała użyć masek tlenowych w obawie, że testy na obecność narkotyków w ich organizmie mogłyby wyjść pozytywnie.
Bieber miał wielokrotnie ignorować zalecenia pilota. Ponadto zarówno piosenkarz jak i jego świta dopuszczali się "agresji werbalnej" w stosunku do załogi samolotu. Pilot zalecił więc stewardessie, by unikała kontaktu z Bieberem i pozostawała w kabinie pilotów tak długo, jak było to możliwe.
Po wylądowaniu na lotnisku w Teterboro, agenci federalni Straży Granicznej, DEA (departament do zwalczania przestępczości narkotykowej) i Urzędu Imigracyjnego przy pomocy psów policyjnych przeszukali samolot, jednak nie znaleźli żadnych nielegalnych substancji.
Bieberowi i jego znajomym przyznano więc powtórnie prawo wstępu do USA. Sam wokalista odmówił komentarza w tej sprawie.
DK, CNN
Po wylądowaniu na lotnisku w Teterboro, agenci federalni Straży Granicznej, DEA (departament do zwalczania przestępczości narkotykowej) i Urzędu Imigracyjnego przy pomocy psów policyjnych przeszukali samolot, jednak nie znaleźli żadnych nielegalnych substancji.
Bieberowi i jego znajomym przyznano więc powtórnie prawo wstępu do USA. Sam wokalista odmówił komentarza w tej sprawie.
DK, CNN