Berlinale: Wreszcie świetny film!

Berlinale: Wreszcie świetny film!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Berlinale: Wreszcie świetny film!(fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Po seansie „Boyhood” Richarda Linklatera widzowie berlińskiego festiwalu odetchnęli. Po dniach artystycznego marazmu, w konkursie pojawiła się propozycja, która dotyka do głębi.
Pozornie nic takiego. Amerykańskie przedmieścia, zwyczajna rodzina, dojrzewanie chłopaka i jego starszej siostry. Ale właśnie w tej niepozornej scenografii Richard Linklater tworzy piękną opowieść. Melancholijną, ale i pogodną historię o czasie, przemijaniu, bliskości i poszukiwaniu swojego miejsca na świecie.

Amerykański reżyser lubi długofalowe projekty. Sprawił, że w „Przed wschodem słońca”, „Przed zachodem słońca” i „Przed północą” Ethan Hawke i Julie Delpy spotykali się co 9 lat. „Boyhood” jest projektem jeszcze bardziej spektakularnym. Linklater kręcił materiały od 12 lat. Z tymi samymi aktorami. Przed jego kamerą dorastał odtwórca głównej roli, Ellar Coltrane, starzeli się Patricia Arquette i Ethan Hawke. – Nie wiem w ogóle czy takie działanie jest legalne – żartował twórca w Berlinie. – Według amerykańskiego prawa najdłuższy kontrakt przewiduje siedmioletni czas realizacji.

W jego filmie zmieniają się gadżety, technologia, wystrój wnętrz. Inne filmy rozpalają wyobraźnię, inna muzyka leci z radia w – również coraz to nowszych – samochodach. W codzienności odbijają się losy Ameryki: gdy chłopak wtyka w ogrodzie tabliczkę „Głosuj na Obamę” albo matka zakochuje się w weteranie wojny irackiej.

– Richard pokazał nam dopiero gotowy film – mówił Coltrane. – I jestem mu za to wdzięczny. Przyjrzenie się sobie w różnych etapach życia to katarktyczne doświadczenie. Myślę, że wcześniej mógłbym tego nie znieść.

– Chociaż to jednak wstydliwe oglądać siebie z okresu buntu na ekranie – dodawała córka reżysera Lorelei Linklater, która również zagrała w „Boyhood”.

Richard Linklater potrafi precyzyjnie konstruować postacie, dawkuje informacje, pisze dobre dialogi. Jego bohaterowie nigdy nie mówią o słowo za dużo. Są wielowymiarowi. Matka, która kocha ponad wszystko swoje dzieci, ale też nagle orientuje się, jak szybko z młodej dziewczyny stała się dojrzałą kobietą. Oddany jej syn przeżywający pierwsze miłości i szukający dla siebie zajęcia odkrywającego świat. Były mąż, który nie umiał wziąć na siebie odpowiedzialności. A kiedy dojrzał, było już za późno. Wszyscy oni co jakiś rzucają jakiś banał. Ale „Boyhood” odróżnia od tandetnych propozycji z Hollywood to, że ów banał brzmi boleśnie prawdziwie.