„Uciekaj najszybciej jak to możliwe”. Niezwykła historia Ireny Sendlerowej

„Uciekaj najszybciej jak to możliwe”. Niezwykła historia Ireny Sendlerowej

Fragment rozdziału III „Mury wstydu”

Warszawa, 1941-1942

Irena słyszała wokół siebie odgłosy życia warszawskich Żydów. Przekupnie opowiadali dowcipy w jidysz i zawzięcie spierali się o najlepsze miejsca do handlu. Ulicami niósł się turkot żelaznych kółek pchanych przez nich wózków. Irena usłyszała w oddali jadący Gęsią tramwaj i jazgot mew znad nieodległej Wisły. Przy drzwiach pod numerem pierwszym na moment się zawahała, zaciągnęła się bogatym aromatem ulicznego jedzenia i zimnym, późnojesiennym powietrzem. Po chwili nieśmiało zadzwoniła do klasztoru sióstr urszulanek.

Na twarzy, która powitała ją spod wykrochmalonego czepca, nie było widać zmarszczek starości. Młoda wystraszona zakon-nica zapytała o powód wizyty.

– Przyszłam do pani Rudnickiej, siostro.

Zakonnica skinęła głową i niespiesznie odryglowała ciężkie drzwi. Irena wkroczyła w cień przedsionka, słysząc za plecami, jak rygiel natychmiast wraca na swoje miejsce.

Młoda siostra poprowadziła ją dziedzińcem i dalej amfiladą do nieoznakowanych drzwi. Jakże dziwnie było zmierzać na spotka-nie z kimś, kto nie istnieje! Pani Rudnicka była fikcją. A nawet jeśli osoba o tym nazwisku kiedyś istniała, to zmarła i bezwiednie użyczyła tożsamości zdesperowanej nieznajomej. Helena Radlińska pracowała pod tym nazwiskiem zza murów klasztoru, który stał się jej kryjówką 1. Niektórzy Żydzi podejmowali już działania na rzecz załatwienia sobie fałszywych „aryjskich” dokumentów.

Irena zapukała cicho i przekroczyła próg. W pokoju czekała na nią pani profesor, a gdy Radlińska serdecznie ścisnęła jej dłonie, Irenie zrobiło się ciepło na sercu. Helena Radlińska podziwiała odwagę i hart ducha młodej podopiecznej. Niemniej zauważyła doświadczonym okiem, że Irena nie docenia ryzyka i niebezpieczeństwa, jakie jej grozi. Nie zmienia to faktu, że była ogromnie wdzięczna za pomoc. Jeżeli chciała korzystać z dobroci zakon-nic, potrzebowała pieniędzy.

Pani profesor przy polskim przysmaku, słodkiej herbacie z mlekiem, opowiedziała jej swoją historię. Wskazała na laskę i z goryczą zrelacjonowała bombardowanie jej kamienicy, utratę wszystkich rękopisów i domowej biblioteczki. Wyjaśniła, że znalazła schronienie w klasztorze katolickich sióstr. Spoglądając na grube ściany pokoiku, Helena nie miała żadnych złudzeń. Wiedziała, że Gestapo już ją tropi. Jeżeli zdarzy się najgorsze, zakonnice nie zdołają jej ochronić. Nieważne. Chciała dalej walczyć. Było tyle do omówienia, godziny szybko mijały. Zamknięta w czterech ścianach, wciąż powracająca do zdrowia pani profesor chciała wiedzieć wszystko. Co robi Irena? Co się dzieje w Warszawie?

Irena musiała sama sobie zadać pytanie, czym się zajmuje. Po-lityczne podziemie formowało już tajną armię i tajny rząd, wy-dawało nielegalne gazety. Dowiedziała się, że Radlińska tworzy wraz z innymi profesorami podziemny polski uniwersytet. Jedna z sal wykładowych miała znajdować się właśnie tu, w klasztorze. Ale co robią ludzie z pomocy społecznej? Irena mogła zameldować tylko tyle, że Żydzi stracili prawo do państwowej pomocy i pracy na państwowych stanowiskach. Obie z panią profesor wie-działy z własnego doświadczenia, z czym wiążą się bezrobocie i bieda dla najbardziej bezbronnych członków żydowskiej społeczności. Zadanie Ireny polegało na zdobywaniu informacji po-przez rozmowy środowiskowe z Żydami, więc Radlińska mogła zapytać, czego się dowiedziała. „Były rodziny, które podczas szabasu dzieliły śledzia na sześcioro dzieci”, odpowiedziała, gdy znacznie później zadano jej to samo pytanie

Dlaczego nie zbudować podziemnego systemu pomocy społecznej? Radlińska rozmyślała nad tym pomysłem. Irena też miała się nad tym zastanowić. Byłoby to przedsięwzięcie war-te zaangażowania. Zgodne z ich powołaniem, z ich wartościami. Nie wiadomo, kiedy dokładnie rozpoczęła się okupacyjna współpraca Ireny z Radlińską. Nie wiadomo, na ile Radlińska kierowała poczynaniami Ireny. Ich współdziałanie jest udokumentowane w prowadzonej przez Armię Krajową teczce z danymi wywiadowczymi na temat działalności Sendlerowej. Na-pisano tam, że Irena Sendlerowa „ma szerokie kontakty wśród Polaków, zwłaszcza na lewicy. Pracuje bezpośrednio z prof. Radlińską z Wolnej Wszechnicy”. Helena Radlińska była wysoko postawioną funkcjonariuszką tej podziemnej armii, z czasem będzie zachęcała część byłych studentów do stworzenia sieci ruchu oporu. Uruchomi też własny, niezależny, tajny program pomocy Żydom. Przywódcy ruchu oporu wypracowali już strategię: chcieli stworzyć jak najwięcej komórek, które dla jak najlepszej ochrony całego ruchu działałyby zupełnie niezależnie od siebie. Jedną z nich miała kierować niezwykle zdolna, drobna kobieta przed trzydziestką: Irena Sendlerowa.

Data rozmowy Sendlerowej z Radlińską jest nieznana, ale z pewnością musiała nastąpić niedługo po upadku Warszawy, ponieważ komórka Ireny zaczęła działać bardzo szybko. W mieście było wie-le pilnych spraw do załatwienia. Najważniejsze pytanie brzmiało: kogo wciągnąć do komórki? Radlińska zapewne gorąco doradziła-by Irenie Irkę Schultz. Ta również była niegdyś jej studentką – później została szefową Ireny w pomocy społecznej.

Profesor Radlińska mogła też bez wahania poprzeć wtajemniczenie innej współpracowniczki i przyjaciółki, Jadwigi Deneko, kolejnej studentki. Jadwiga było obciętą na krótko ładną blondynką, pierwotnie przygotowywała się do zawodu nauczycielki, a przed przejściem do miejskiej opieki społecznej pracowała w nowatorskim sierocińcu Korczaka. Miała dwadzieścia osiem lat, rok mniej od Ireny, i była ruchliwą, energiczną kobietą. Irena dobrze ją znała z Wszechnicy i zebrań Polskiej Partii Socjalistycznej.

W biurze pomocy społecznej pracowała jeszcze jedna absolwentka Wszechnicy – przyjaciółka i współpracowniczka Ireny Jadwiga Piotrowska. Wszyscy mówili do niej „Jaga” i podobnie jak Irena wywodziła się z rodziny o długich tradycjach pomocy potrzebującym. Jej ojciec, inżynier Marian Ponikiewski, projektował dla władz publiczne budynki mieszkalne. Radlińska znała zarówno Mariana, jak i jego bliskiego współpracownika, teoretyka socjologii Romana Piotrowskiego. Jaga wżeniła się w rodzinę Piotrowskich. Z Januszem Piotrowskim połączyła ją burzliwa miłość, mieli małą córkę. Jaga miała mniej więcej trzydzieści pięć lat, o sześć lub siedem więcej od Ireny. Była niską, krzepką kobietą o ciemnych oczach i żarliwą katoliczką. Jaga i Irena pracowały razem od 1934 roku; w opiece społecznej Jaga zajmowała się rozmieszczeniem sierot. W przeciwieństwie do innych dziewcząt była staromodna i głęboko wierząca, ale Irena całkowicie jej ufała.

Zaufanie do Jagi musiało wynikać z przyjaźni Ireny z jej młodszą siostrą Janką. Siostry nie mogły chyba bardziej się od siebie różnić. Janka, bardziej jak Irena, była typem wolnego ducha. Podczas gdy Jaga była zasadnicza i szczera, Janka bardziej wykazywała się zuchwałością i ironicznym podejściem do życia. Mieszkała na Żoliborzu przy Karolkowej, z mężem Józefem, który wstąpił do Armii Krajowej. Pamiętnego, odległego jeszcze o cztery lata poranka, gdy Gestapo w końcu złapie Irenę, Janka będzie z nią w mieszkaniu. W dużej mierze dzięki niej uda się uratować inną ich wspólną przyjaciółkę, Reginę.