Wiktor Krajewski: Co dzieje się w głowie pisarki Katarzyny Bondy, która doskonale zna ciemne zakamarki ludzkiego umysłu i meandry mrocznego życia, gdy jej nastoletnia córka nie wraca o wyznaczonej godzinie do domu i nie odbiera telefonu?
Katarzyna Bonda: Automatycznie wychodzę wtedy z funkcji „pisarka” i wchodzę w funkcję „matka". Fakt, że na co dzień zawodowo wymyślam brutalne historie, ma ogromny wpływ na to, że dostaję wówczas totalnego fioła. Obsesyjnie dzwonię do niej, wysyłam wiadomości i czekam na nią cała w nerwach. I gdy napięcie rośnie, nagle dostaję od niej wiadomość: „Zaraz jestem. Nie denerwuj się, przecież nie jestem dzieckiem”.
Wniosek z tego taki: nie jesteś wyluzowaną matką? Można uznać, że Katarzyna Bonda to „control freak”?
Nie, ale w przypadku sytuacji, gdy nie wiem, co się z nią dzieje, zaczyna się absolutna schiza! To jedyny moment, w którym moja fantazja staje się dla mnie ogromną przeszkodą. Staram się tonować i racjonalizować te sytuacje, ale nie jest łatwo. Moja córka ma piętnaście lat. Dziwny wiek. Sama zastanawiam się nad tym, jak moi rodzice dali radę przetrwać ten czas ze mną czy z moim bratem. Dawali nam dużo wolności. Jeździłam na rockowe koncerty. I nie było wtedy telefonów komórkowych.
Jesteś pokoleniem rodzica, które ma dostęp do wszystkich aplikacji, żeby kontrolować swoje dziecka. W dzisiejszych czasach z łatwością możesz śledzić każdy ruch dziecka, każdą złą ocenę w szkole, każdą nieobecność... Strasznej inwigilacji podlegają dziś dzieci.
Jednak w relacji dziecko-rodzic pewnie poziom kontrolowanego zaufania jest konieczny. Nie chciałabym być matką, która obsesyjnie śledzi swoje dziecko, ale...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.