Mateusz Grzesiak: Transformacji podlega wszystko. Także polski rynek, jeśli chodzi o kwestie biznesowe

Mateusz Grzesiak: Transformacji podlega wszystko. Także polski rynek, jeśli chodzi o kwestie biznesowe

Mateusz Grzesiak
Mateusz GrzesiakŹródło:Mateusz Grzesiak
Świetnie wykształceni Polacy w umiejętnościach twardych właściwych dla niektórych branż są w światowej czołówce. Mamy doskonałych nauczycieli - pasjonatów swojego zawodu. Kwestią innego rodzaju jest sprawa umiejętności miękkich - mówił w wywiadzie dla Wprost.pl Mateusz Grzesiak, psycholog i doradca biznesowy.

Bojakowski Jakub: Rzeczywiście wstał pan o tej 7:30?

Mateusz Grzesiak: Wcześniej.

Jak pan to robi? Ponieważ ja też postanowiłem wcześnie wstać i nie udało mi się.

Pierwsze pytanie powinno brzmieć: o której pan poszedł spać wczoraj?

Ale podobno pan też mało śpi.

Tak. Śpię zdecydowanie mniej, niż standardowo. Średnio po 5-6 godzin. Dzień rozpoczynam porannym treningiem.

Też miałem taki ambitny plan. Niestety nie wyszło.

Bo to się planuje w odpowiedni sposób. Wiele osób ma jednorazowe „zrywy” typu - „To ja zrobię sobie dziś trening”. Ale to nie o to chodzi, trzeba zbudować system oparty na nawykach, które nas motywują i organizują.

Codziennie trenowanie musi być tym trudniejsze, że ma pan też inne obowiązki: rodzinę, pracę, różne poboczne projekty. Robi pan wiele rzeczy naraz. Czy w biznesie - bo o nim mieliśmy rozmawiać - podobnie trzeba być dziś wielofunkcyjnym?

O kimś, kto wykonuje wiele czynności naraz mówi się „generalista”. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia w kategoriach eksperckich. Ktoś eksploruje jakąś konkretną dziedzinę, stając się z jednej strony merytorycznie coraz bardziej kompetentnym, ale z drugiej strony zaczyna nie zwracać uwagi na inne kwestie.

Przykładem niech będzie rewelacyjny naukowiec, który wie o swojej dziedzinie dużo, ale nie umie tej wiedzy sprzedać i umiejscowić jej na rynku – krótko mówiąc ją spieniężyć. W efekcie czego nie zarabia odpowiednich do swoich kwalifikacji pieniędzy, utrudniona jest jego praca naukowa, itd.

Generalista ma inne myślenie: on stara się być optymalny, czyli posiadać wiedzę w różnych kontekstach, które są potrzebne do tego, żeby np. efektywnie prowadzić przedsiębiorstwo. Jeśli podzielimy to prowadzenie przedsiębiorstwa na: sprzedaż, na zarządzanie, na marketing, na przywództwo, na budowanie kultury organizacyjnej i budowanie relacji, to okaże się, że w każdej z tych dziedzin trzeba posiadać pewną dozę „eksperckości” po to, żeby móc prowadzić taką organizację.

Czy teraz dokonuje Pan tej kolejnej przemiany w swoim życiu i skupiając się na doradztwie biznesowym, nie porzuca tych dziedzin, którymi się wcześniej zajmował?

Nie można porzucić umiejętności jako takich, bo pozostają na całe życie. To jest jak z jazdą na rowerze. Natomiast to, w jaki sposób coś prowadzimy, jak się wyrażamy czy w końcu jak działamy, zmienia się u każdego z nas. Zmieniam się również ja. Nie można tu mówić o jednej zmianie, a raczej o transformacji. Inaczej się komunikuję, inaczej myślę niż kilkanaście lat wcześniej, kiedy w młodości eksplorowałem różne dziedziny i metodą prób i błędów kształtowałem siebie, jakim jestem dzisiaj – psychologa, doradcę biznesowego. Transformacji podlega wszystko, także polski rynek, jeśli chodzi o kwestie biznesowe. Kilkanaście lat temu, gdy ja na nim zaczynałem, ten rynek wyglądał zupełnie inaczej. Taka transformacja to naturalny proces.

Podam taki przykład: aktualnie w Polsce przedsiębiorcy - a mamy ich oficjalnie 1,8 mln - którzy tworzą firmy rodzinne, mają ogromne wyzwanie pod tytułem „komu oddam swoje dziedzictwo, na które pracowałem przez tyle lat”. Okazuje się, że ich dzieci nie chcą przejmować biznesów po rodzicach. Często jako doradca spotykam się z taką sytuacją, że ktoś przez kilkadziesiąt lat budował firmę, ale nie skonstruował żadnego manuala, w którym byłoby wszystko zapisane, jak to robił. Mówi więc dziecku, że ma prowadzić dalej jego biznesy, ale nie mówi jak to robić. Nie mieliśmy problemu z sukcesją w przeszłości, bo nie było po kim czego dziedziczyć. Ale dziś, by przedsiębiorcy nie zabierali swej cennej wiedzy do grobu, muszą ją przełożyć na modele biznesowe. A te są zbudowane przede wszystkim na umiejętnościach miękkich, bez których nie da się dziś prowadzić biznesu.

Jak obecnie kształtuje się sytuacja na rynku doradztwa? Jest jeszcze miejsce dla kolejnych trenerów?

Ależ oczywiście. To jest dopiero początek tego rynku. W Stanach Zjednoczonych wartość rynku szkoleń wynosi 11 mld dolarów. W okresie prosperity w Polsce do 2009 było to 2,5 mld złotych. Różnica jest bardzo duża. Amerykanie przeznaczają na szkolenia około 1,1 proc. - 1,3 proc. przychodów ogółem w swoich firmach, Polacy tylko 0,06 proc. Według badań Bilansu Kapitału Ludzkiego, w Polsce wydaje się na szkolenia pracownika 194 zł rocznie, z czego główny temat szkoleń to BHP. A przecież na przykład tzw. milenialsi, urodzeni po 80 roku, jako jeden z głównych powodów do pozostania w pracy albo przy jej wyborze wymieniają rozwój, możliwość samorealizacji czy budowania relacji, czyli tzw. umiejętności miękkie. Na rynku pracy jest obecnie 8,5 mln osób z tej grupy.

Rynek szkoleniowy wchodzi teraz w Polsce w fazę upowszechnienia. Z punktu widzenia mechanizmów rynkowych nie różni się to niczym od tego, przez co przechodził chociażby fitness, czy public relations jakiś czas temu.

Potrzeba aktywności fizycznej została tak rozpowszechniona, że w niektórych kręgach to jest nawet wstyd przyznać się, że ktoś nie uprawia jakiegoś sportu. Biznesowo nastąpiła stratyfikacja tego rynku i stworzenie przestrzeni zarówno na produkty masowe i tanie, jak i te przeznaczone dla klientów zamożnych. W niektórych środowiskach rządzą takie dyscypliny jak triathlon, gdzie bariera wejścia - przede wszystkim finansowa - jest bardzo duża. Kilkanaście lat temu to nie istniało.

Każdy może podpowiadać innym jak żyć, doradzać w biznesie?

Rynek szkoleniowy jest rozproszony i oficjalnie nieregulowany. Jest też słabo reglamentowany, dlatego każdy może ogłosić się szkoleniowcem. Niezależnie od tego jakie ma wykształcenie, jakie ma podstawy, czym się zajmuje i czy ma faktyczną wiedzę, czy nie. Nie ma barier wejścia, więc jest bardzo łatwo zostać trenerem, coachem, szkoleniowcem, motywatorem, itd. To znaczy też, że do jednego worka np. coachingu wrzuca się absolutnie wszystko. Ale na rynku szkoleniowym mamy zarówno mówców motywacyjnych (występuje przed większą grupą w czasie np. wigilii firmowej i robi 40-minutowy speech inspiracyjny), konsultantów (jako doradcy mają wiedzę w zakresie branży, którą się zajmują), trenerów rozwoju osobistego (szkolą z określonego zakresu umiejętności miękkich), mentorów i coachów.

Czym w takim razie dokładnie zajmuje się coach?

Coach zajmuje się pomocą klientowi w osiąganiu określonych celów zawodowych i prywatnych. Pracuje m.in. w formie zadawania pytań podczas sesji najczęściej twarzą w twarz.

Jakiego rodzaju firmy najchętniej się do pana zgłaszają, a jakie pańskim zdaniem powinny to robić?

To jest bardzo ciekawe pytanie. Często są to korporacje, ponieważ one nie musiały przebijać się przez pryzmat podejścia do schematu „ja potrzebuję szkoleń”. Rozumieją taką potrzebę, znają ją i wiedzą, jaką rolę pełnią szkolenia. Korporacje wchodząc na rynek polski, wprowadzały utarte na zachodzie procedury i metody zarządzania, marketingu, sprzedaży do nas i traktowały szkolenia jako standard. Obok tej grupy zgłaszają się do nas także liczni polscy przedsiębiorcy, którzy są świadomi tego, że aby rozwinąć określone aspekty, potrzebują fachowej wiedzy z zakresu psychologii biznesu. Potrzebują także często spojrzenia z zewnątrz.

To są młodzi ludzie, czy wiek nie ma w tym wypadku znaczenia?

Najmniej uświadomieni są w kontekście szkoleń ludzie z pokolenia „baby boomers” urodzeni w latach 46-64, w czasach gdy nie było edukacji miękkiej. W związku z czym żyją oni w świecie przekonań: trzeba mieć szczęście, udało mi się, ciężką pracą ludzie się bogacą, itd.

Zupełnie inaczej podchodzą do tego osoby urodzone po 1965 roku oraz w latach 80-tych, z pokolenia X, z pokolenia Y. Są przyzwyczajone do tego, że edukacja akademicka nie jest wystarczająca, szczególnie w Polsce.

Kiedy zaczynałem swoje studia pod koniec lat 90-tych, wyższe wykształcenie było czymś nobilitującym i wyjątkowym. Aktualnie według OECD wśród przedstawicieli młodszego pokolenia milenialsów mamy najwięcej wykształconych ludzi na świecie. Ta liczba zbliża się do 50 proc. W Niemczech jest to tylko 20 proc. Mamy sytuację, gdzie 400 tys. ludzi w Polsce kończy rocznie studia wyższe. Absolwenci, którzy właśnie opuścili uczelnie są świadomi, że bez doświadczenia zawodowego, bez zdolności interpersonalnych, po prostu niczego nie zwojują.

Pan skończył między innymi psychologię.

Tak. Wcześniej także prawo, a teraz właśnie kończę doktorat z zarządzania.

Moja koleżanka studiuje w Toruniu psychologię, gdzie uczą ich w oparciu o badania z lat 90-tych. Najnowsze materiały mają z roku 2005. Jak na tę dziedzinę wiedzy to strasznie przestarzałe dane.

Wobec tego Pana koleżanka ma szczęście, bo ja się uczyłem się na studiach teorii z lat 70-tych (śmiech). To jest również cecha rynku polskiego, jeśli chodzi o kwestie szkoleniowe. Najnowszą wiedzę trzeba czerpać z rynków zachodnich, przede wszystkim z rynku anglosaskiego. Kojarzy pan piramidę potrzeb Maslowa?

Tak.

Co jest na samym końcu?

Najniżej są potrzeby fizjologiczne, najwyżej samorealizacja.

Tylko w Polsce! Maslow - po tym jak opublikował tę wersję piramidy, którą pan zna - pracował jeszcze kilkanaście lat, żeby na samej górze dodać transcendencję, czyli wychodzenie ponad ego. I dokładnie to, co pan pokazał, dotyczy polskich studentów i ich wiedzy. Jak się wrzuci na Googla hasło „piramida Maslowa”, to polska jej wersja kończy się na samorealizacji. Ale ten model się zmienił na zachodzie kilkadziesiąt lat temu!

To również istotne, aby zrozumieć moją branżę, która w Polsce często bazuje na przestarzałych teoriach i modelach dawno obalonych albo zmienionych na wzorcowych rynkach. Dopiero wyjazdy zagranicę, międzynarodowe doświadczenia i współpraca dają możliwości i kompetencje, których polski klient szkoleń potrzebuje.

Tymczasem polska przedsiębiorczość rozwija się na potęgę. Jesteśmy w czołówce Unii Europejskiej, jeśli chodzi o otwieranie własnych firm i coraz częściej polskie firmy wychodzą poza granicę. A tam mamy zarządzanie międzykulturowe, kwestie innej komunikacji, zupełnie inne sposoby funkcjonowania. Mam tutaj kilka ciekawych potwierdzeń. W tej chwili jedna z sieci telefonii komórkowej reklamuje swoje usługi dla Ukraińców, po ukraińsku. Mamy milion Ukraińców tutaj, to jest przepotężny rynek.

Albo i więcej.

Voilà! My musimy wychodzić do zmieniającego się w takim tempie rynku - chociażby pod kontem e-commerce - z otwartą przyłbicą i ze zrozumieniem działania różnych modeli sprzedaży, przywództwa czy marketingu, żeby z tego rynku nie wypaść. Np. w Polsce zadomowił się e-learning i blended learning. Polska jest w pierwszej piątce krajów, w których odnotowano największy wzrost e-learningu. Tuż obok nas są m.in. Chiny, Malezja, Rosja. Do lamusa odeszły szkolenia nudne, akademickie, prowadzone przez ludzi, którzy nie są praktykami.

Koniec z zasypianiem na wykładach?

Dzisiaj mamy dwa fundamenty budujące udane szkolenie: bizuka i edutainment. „Bizuka” to słowo profesora Rybińskiego, który uważa, że biznes i nauka muszą iść w parze. Oznacza takie połączenie biznesu i nauki, z którego powstają nowe, innowacyjne firmy odnoszące sukcesy komercyjne, najlepiej w skali globalnej. Dziś nie może być już tak, że ktoś ex cathedra wygłasza teorie o zarządzaniu, a nigdy nie prowadził własnego biznesu.

„Edutainment” to z kolei połączenie edukacji rozrywki. Ludzie chcą się uczyć, to nade wszystko - szczególnie najmłodsi – co więcej w interesujący sposób i… potrzebują rozrywki. Młodsi się nie będą uczyli w nudny sposób, siedząc w klasie, tylko będą oglądali Youtube.

Tym bardziej, że najmłodsi nie są w stanie skupić się na niczym dłużej niż snapchatowe 3 sekundy.

I przechodzimy do tego, że ta transformacja biznesu, o której mówimy, dotyczy nie tylko rynku, nie tylko jednostek, ale dotyczy też transformacji naszego mózgu. Wszystko się zmienia. Dzisiaj młodzi ludzie najczęściej robią kilka rzeczy jednocześnie, zdecydowanie nie potrafią pozostać w stanie skupienia długo i zdecydowanie mniej zagłębiają się w konkretne zagadnienie.

Przez co ludzie nie czują się najlepiej, są nieszczęśliwi z powodu nieustającego natłoku informacji.

Powstał świat wirtualny, który jest konkurencją dla świata rzeczywistego. W świecie wirtualnym można np. skonstruować post-prawdę. Można skonstruować „fejka”, który rozdmuchiwany zaczyna się tak roznosić, że zanim zostanie zdementowany, już zarobi określoną ilość pieniędzy. Rozwija się cały sektor e-relacji, portali randkowych, gdzie ludzie się coraz częściej poznają. Coraz częściej nasze konto na Facebooku czy w innych mediach społecznościowych, staje się naszą wizytówką. Pracodawcy przeglądają je przed zatrudnieniem pracowników. E-commerce rozwija się na potęgę, za jakiś czas większość rzeczy kupimy przez internet. Warto wiedzieć o tym wszystkim i umieć sobie z tym radzić, a tej wiedzy na pewno nie dostaniemy w szkołach publicznych.

I pan tej właśnie wiedzy tajemnej naucza.

Nie jest to wiedza tajemna, bo opieramy ją na doświadczeniach biznesowych i badaniach. Pracuję w Polsce i na świecie, obserwując różnice i czerpiąc z różnych kultur. Dzięki temu można więcej rozumieć i być skuteczniejszym.

Z tego co słyszałem, ulubionym pana miejscem jest Brazylia.

Aktualnie tak, to moje ulubione miejsce. Podam panu prozaiczne powody, dlaczego Brazylia: 200 mln ludzi, średnia wieku 27 lat, rynek szkoleniowy absolutnie niekonkurencyjny ze względu na brak penetracji przez Anglosasów, którzy nie mają chęci nauczyć się portugalskiego. A Brazylijczycy w większości dosyć słabo mówią po angielsku. Nauczyłem się portugalskiego, więc wykładam w ich języku. Tam dopiero rynek szkoleniowy powstaje, tak jak kilkanaście lat temu w Polsce, co daje mi dużą przewagę konkurencyjną. Do tego dochodzą również różnice kulturowe, jak i inny sposób myślenia. Brazylijczycy ufają i są otwarci, a Polacy - jak wynika z badań - zaufania dopiero się uczą.

Jako że podstawową czynnością, umiejętnością psychologa jest wzbudzanie zaufania, czy nie myślał pan o tym, żeby spróbować swoich sił w polityce? Przekonanie naszych nieufnych wyborców byłoby nie lada osiągnięciem.

Nie interesuje mnie polityka. Niezależnie od tego, po czyjej stronie ktoś stoi, w polityce zawsze jest spór. Według mojej mentalności, z konfliktów należy wychodzić. Robi się to za pomocą edukacji i komunikacji. Ja mam inny plan; chciałbym pracować nad wprowadzeniem psychologii interdyscyplinarnej, czyli edukacji miękkiej do szkół. Zrobili to np. Duńczycy, wprowadzając w ubiegłym roku do programu nauczania jako przedmiot „empatię”.

Uważam, że nasza mentalność i nasze podejście do wielu różnych spraw ulegnie kolosalnej zmianie, gdy zainwestujemy w najmłodszą grupę społeczną, czyli w dzieci. Badania nie pozostawiają żadnych wątpliwości, jeżeli chodzi o istotność inteligencji emocjonalnej. Wprowadzenie chociażby jednego takiego przedmiotu do szkół zacznie kształtować nowe pokolenie ludzi, którzy w zupełnie inny sposób zaczną podchodzić do przedsiębiorczości, budowania relacji, radzenia sobie z emocjami.

To śmiała wizja. Podam pierwszy z brzegu problem, jaki mi się nasuwa - nieodpowiedni nauczyciele będą w stanie kompletnie pogrzebać takie zajęcia.

Świetnie wykształceni Polacy w umiejętnościach twardych właściwych dla niektórych branż są w światowej czołówce. Mamy doskonałych nauczycieli - pasjonatów swojego zawodu. Kwestią innego rodzaju jest sprawa umiejętności miękkich. Polacy lokują się na 6. miejscu na świecie, jeżeli chodzi o znajomość języka angielskiego, ale kiedy Polak jedzie do Londynu i staje przed koniecznością rozmowy, zaczyna się zastanawiać, czy użyć Present Continous czy Present Simple. Czasami z tego powodu kończy na zmywaniu przysłowiowych garów, chociaż jest wykształconym magistrem. I to nie ma nic wspólnego z jego umiejętnościami technicznymi, ale jest to bardzo połączone z jego wiarą w siebie. To jest kwestia mentalna, to jest kwestia psychologiczna.

Wierzy pan, że w ciągu 20 lat będzie w szkołach taki przedmiot?

Jestem przekonany, że będzie nawet wcześniej. Widać to po mediach społecznościowych. Staram się w nich działać szeroko i mam kontakt z 500 tys. ludzi - to duży zasięg. Jeżeli jakiś mój artykuł staje się popularny, zwykle przekracza 2 mln wyświetleń. Świadczy to o ogromnym zainteresowaniu Polaków kwestiami psychologii życiowej. Okazuje się, że nowe media i nowe technologie bardzo ułatwiają ludziom komunikację z rynkiem. Wcześniej to było nie do pomyślenia, bo bariery wejścia były inne. Taki zasięg dawał program telewizyjny. To też kolejny przykład transformacji w obszarze komunikacji.

Ludzie m.in. na moich profilach szukają praktycznych i prostych narzędzi związanych z tym, jak wychowywać dzieci, jak rozmawiać w związkach, jak skuteczniej planować czas, w jaki sposób lepiej sprzedawać, w jaki sposób lepiej promować swoje profile – chcemy takich wskazówek i lubimy je czytać. To jest proste! „Nie klikałoby się”, gdyby internauci nie chcieli tego klikać. Bardziej niż polityka interesuje mnie więc szukanie rozwiązań na problemy społeczne nacji, dla której pracuję i pomoc w ich rozwiązywaniu poprzez psychologię.

Ile mniej więcej kosztowałoby zamienienie się w Mateusza Grzesiaka? Chodzi mi o zdobycie całej tej wiedzy, wszystkich umiejętności, zaliczenie szkoleń z rozwoju personalnego.

Od kilkunastu lat szkolę się nie mniej niż 50 dni szkoleniowych w roku. Każdego tygodnia przychodzą do mojego biura ludzie reprezentujący bardzo różne dyscypliny. Cały czas uczę się i korzystam z pomocy m.in. psychologów, socjologów, filozofów. Nie wspominam o konsultantach stricte biznesowych. Badania, które przeprowadzałem, nauka języków obcych – razem to bardzo pokaźna suma i spory koszt. Od lat inwestuję w siebie, bo uważam, że to konieczne. To mnie rozwinęło i tak naprawdę kolosalnie zmieniło na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Uważam, że każdy z nas jest najlepszą inwestycją dla samego siebie, bo zdobytych umiejętności nikt nam nie odbierze.

Zdobytą za tę cenę wiedzę przekazuję rynkowi, a rynek odpowiada mi na temat tego, czy ta wiedza jest potrzebna i przydatna - biznes oczekuje skuteczności.

I co mówią przedsiębiorcy, którzy do pana przychodzą?

„Panie Mateuszu, oto stan, w jakim się aktualnie znajdujemy, sprzedaż jest na takim poziomie, zastanawiamy się nad wejściem z panem w projekt. Ile czasu pan potrzebuje na to, aby podnieść tę sprzedaż o 5-10-15, itd. proc.?” Albo „panie Mateuszu - wprowadzamy na rynek produkt, który się świetnie sprawdził w Niemczech i Holandii. Chcemy go teraz wprowadzić do Polski, to jest bardzo ważny dla nas rynek, chcemy skorzystać z Pana usług w zakresie wsparcia działów sprzedaży i marketingu”.

To może na koniec, jako że zbliżają się Walentynki, mógłby pan udzielić jako psycholog jeszcze naszym czytelnikom kilku rad, które pomogą im uczynić ten dzień wyjątkowym. Chyba, że pana zdaniem nie warto w ogóle zawracać sobie głowy tak komercyjnym świętem.

Warto zdecydowanie. Jak pan pyta psychologa, czy warto uczynić jakiś dzień wyjątkowym i to jeszcze dla par, to odpowie, że zawsze warto (śmiech). To jest świetna okazja, by odnowić relację, szczególnie tam, gdzie płomień zgasł po wielu latach. Jednocześnie powtarzam, że Walentynki powinniśmy świętować każdego dnia. Rozumiem przez to utrzymywanie pewnego poziomu dbałości w relacjach przez cały czas trwania związku. Uważam, że jednorazowe danie kilograma złota jest mniej skuteczne niż dawanie jednego grama dziennie.

Zarzuca się Walentynkom - i słusznie - że jest to sztuczny amerykański sposób na to, żeby zaludnić wszystkie restauracje, a przy okazji dać zarobić kwiaciarzom, ale jednocześnie racją jest także to, że należy ludziom przypominać o tym, że mają partnera, którego warto kochać i okazywać mu uczucia.

Poproszę o wskazówki.

Tego dnia z całą pewnością powinniśmy robić to samo, co każdego dnia, tylko może z większą pompą. Powinniśmy dbać o kogoś, być pomocnym, okazywać uczucia. Warto zadać sobie na randce kilka pytań: dlaczego jesteśmy razem szczęśliwi, jakie mamy plany na przyszłość, czego się uczymy od siebie, czego się dowiedzieliśmy o sobie przez ostatni czas? To są wszystko rzeczy, które ja z moją żoną robimy na cotygodniowych Walentynkach, tylko nazywamy to randką. Na randki pary powinny chodzić także po ślubie, chociaż zwykle się to robi przed ślubem (śmiech).

I tego będzie pan uczył w szkołach - za mniej, niż 20 lat.

Oby tego uczono w szkołach i oby robiło to jak najwięcej osób. Kto nie potrzebowałby nauki tego jak się uczyć, w jaki sposób wychowywać dzieci, komunikować się z innymi i wychodzić z konfliktów? To są życiowe sprawy.

Wierzy pan, że przekona do swojej wizji konserwatywnych decydentów?

Atmosfera wokół tych zagadnień bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich 15 lat. Proszę popatrzeć jak ludzie tego szukają. O szkoleniach jest coraz głośniej: w sposób zarówno pozytywny, jak i negatywny, ale jest coraz głośniej. To się staje coraz bardziej popularne, powszechne. Oczywiście są też osoby mocno krytykujące ten segment, ale ich jest statystycznie mniej, bo biznes się zawsze opiera na osobach pozytywnie nastawionych. A zainteresowanie szkoleniami dzisiaj to także kolejny przykład transformacji Polaków, którzy rozumieją, że obok wykształcenia szkolnego potrzebuję również umiejętności życiowych, bez których nie będą mogli osiągnąć życiowych celów. To np. umiejętność sprzedaży, która przyda się też rodzicom, by przekonać dziecko bez krzyku do odrobienia pracy domowej, albo marketing, dający możliwość zbudowania dobrego CV bądź profilu w mediach społecznościowych, albo inteligencja relacji, pozwalająca na wybór właściwego partnera i budowanie szczęśliwych związków czy w końcu zarządzanie, które pozwala świadomie planować i organizować. Dzięki tym kompetencjom każdy z nas może być kowalem własnego losu, a to obok bycia kompetentnym i związków jeden z komponentów szczęśliwego życia. A to przecież o nie nam wszystkim chodzi.

Źródło: WPROST.pl