Ekspert Sejmu przyłapany na plagiacie. UW ukarał konstytucjonalistę

Ekspert Sejmu przyłapany na plagiacie. UW ukarał konstytucjonalistę

Jarosław Szymanek (z lewej)
Jarosław Szymanek (z lewej) Źródło:Wikimedia Commons / Michał Józefaciuk
Komisja Dyscyplinarna Uniwersytetu Warszawskiego stwierdziła, że dr hab. Jarosław Szymanek splagiatował fragment pracy swojej studentki. Portal OKO.Press zwraca uwagę, że jest to prawnik, którego ekspertyzami PiS posługiwał się podczas sporu o Trybunał Konstytucyjny.

Dziennikarze OKO.Press przypominają, że o plagiacie doktora Szymanka pisali w grudniu 2018 roku. Zarzucali mu, iż pod własnym nazwiskiem nazwiskiem opublikował artykuł, w którym wykorzystał fragment pracy magisterskiej swojej podopiecznej. Wyliczyli, że chodzi o kradzież 18 stron, do których konstytucjonalista miał dodać jedynie „drobne wtrącenia, krótkie zakończenia oraz przypisy, w tym przypis do własnego artykułu”. Decyzję komisji dyscyplinarnej UW w OKO.Press przyjęto jako potwierdzenie tych zarzutów.

Jak podkreśla OKO.Press, Jarosław Szymanek jest głównym specjalistą Biura Analiz do spraw społecznych. To on w 2015 roku na zamówienie biura przygotował ekspertyzę uznającą za nieważny wybór pięciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez poprzedni Sejm.

Uniwersytet Warszawski ukarał swojego pracownika karą rocznego odebrania prawa do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Na wysokość kary wpłynąć miała m.in. postawa prawnika, który miał powiedzieć: „postępowanie nauczyło mnie dystansu do osób, których jestem promotorem”. Obecnie Szymanek nie prowadzi zajęć na UW, jego umowy nie przedłużono po tym, jak wygasła w czerwcu 2018 roku.

Kara z UW to nie koniec?

Naukowiec wciąż prowadzi jednak zajęcia na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Prof. Andrzej Piasecki z UP zapowiedział już, że skieruje do rektora wniosek o rozwiązanie umowy z Szymankiem. Komisja ds. Stopni i Tytułów zawiesiła postępowanie, po którym mógłby uzyskać tytuł profesora. Sprawa plagiatu trafiła też do prokuratury. Z to przestępstwo grozi kara grzywny, ograniczenia wolności, lub więzienia do lat trzech.

Czytaj też:
Do czterech razy razy sztuka, czyli jak PiS wybiera Rzecznika Praw Dziecka

Źródło: OKO.press