Skrzydłowska-Kalukin: Będzie brakować profesora Dębskiego

Skrzydłowska-Kalukin: Będzie brakować profesora Dębskiego

Odszedł lekarz, który był ostatnią deską ratunku zarówno dla tych pacjentek, którym odmówiono aborcji, jak i dla tych, które walczyły o urodzenie zdrowego dziecka.

– Kiedy zaczyna się życie? – Jestem przekonany, że życie zaczyna się w chwili poczęcia. To wymiana zdań z rozmowy z prof. Romualdem Dębskim, którą usłyszałam kiedyś w telewizji. Z prof. Dębskim znanym w całej Polsce z tego, że jako jeden z ostatnich lekarzy nie boi się pikiet różańcowych i przeprowadza aborcję ze wskazań lekarskich.

Prof. odszedł w nocy ze środy na czwartek. Do końca towarzyszyły mu skrajne emocje. Matki, które dzięki niemu urodziły swoje dzieci podarowały mu plakat ze podziękowaniami, który zawisł nad jego łóżkiem w sali oddziału OIOM, gdzie leżał przez ostatnie dni życia. A działacze pro life modlili się w tym czasie o to, by choroba skłoniła „abortera” do refleksji nad swoim postępowaniem.

Te skrajne emocje towarzyszyły profesorowi od lat. Przez Szpitalem Bielańskim, w którym pracował regularnie ustawiały się pikiety z pociętymi płodami na plakatach i obelgami pod adresem Dębskiego. Latem w obronie profesora swoją demonstrację urządzili z kolei rodzice, którzy zawdzięczają mu szczęśliwe porody. Czyli ten sam mechanizm, jak teraz.

Nękanie za pomocą różańca to bardzo skuteczny sposób na zniechęcanie lekarzy do przeprowadzania aborcji ze wskazań lekarskich. Dlatego pro. Dębski rzeczywiście był ostatnią deską ratunku dla kobiet, które przez innych, zastraszonych lekarzy były skazywane na donoszenie ciąży kończącej się cierpieniem i śmiercią dziecka zaraz po porodzie. Nie uginał się przed natrętnymi pikietami, przed bolesnymi oskarżeniami, był odważny. Mimo tego, że sam wierzył w to, że życie zaczyna się od poczęcia. Wiedział jednak też, co dzieje się z dzieckiem, które rodzi się bez mózgu, bez szans na przeżycie, z a to z gwarancją bolesnej śmierci. I co się dzieje z jego matką, która na ten poród czeka. Był lekarzem i właśnie to, że mimo osobistych przekonań pomagał pacjentkom w tragicznej sytuacji czyniło jego podejście do swojego zawodu godnym najwyższego podziwu.

Był też ostatnią deską ratunku dla kobiet, którym w innych szpitalach kazano już się tylko modlić nie dając nadziei na urodzenie żywego, albo zdrowego dziecka. Był więc nie tylko lekarzem z powołaniem, ale też znakomitym fachowcem.

Będzie go bardzo brakować.

Źródło: Wprost