Trump, pogromca islamistów

Trump, pogromca islamistów

Donald Trump
Donald Trump Źródło:Newspix.pl / ABACA
Kiedy Barack Obama wycofywał wojska z Bliskiego Wschodu, był to krok w kierunku pokoju. Takie same decyzje Trumpa oznaczają nie tylko oddanie całego regionu pod kontrolę Rosji i Iranu, ale też stawiają pod znakiem zapytania nadzieje na stworzenie stałej amerykańskiej bazy wojskowej w Polsce.

Łaska komentatorów na pstrym koniu jeździ. Mało kto dziś chwali się entuzjazmem, z jakim chwalił dzielnego prezydenta Baracka Obamę za wycofanie amerykańskich wojsk z Iraku i Afganistanu i niechęć do mieszania się w wojnę domową w Syrii. Był to przejaw dalekowzrocznego pacyfizmu Obamy, zrywającego z imperialnym, militarystycznym traktowaniem świata przez Amerykę. Po prostu, brawo, panie prezydencie! Efekt tych dalekowzrocznych działań Obamy był taki, że wojny i rzezie wybuchły w opuszczanych przez US Army krajach ze zdwojoną siłą a miejsce USA jako głównego rozgrywającego bliskowschodnie wojny wszystkich ze wszystkimi zajęły Iran i Rosja.

Nie trzeba być specjalnie przenikliwym, żeby zauważyć, że lepiej chyba mieć do czynienia z imperializmem w wykonaniu zachodniej demokracji niż z pokojowymi rzekomo misjami zamordystów irańskich czy rosyjskich. No, ale trudno, mleko się wylało. Poprzez nieodpowiedzialną politykę Obamy Bliski Wschód wpadł w ręce Moskwy i Teheranu i USA nic nie mogą w tej sprawie zrobić. Stąd pewnie bierze się decyzja Donalda Trumpa o wycofaniu wojsk z Syrii. Przy okazji okazuje się też, że Amerykanie wyjdą także z Afganistanu, co szczególnie zaniepokoiło NATO, prowadzące tam misję wspierającą afgańskie siły rządowe. O Afganistanie w siedzibie Sojuszu dowiedzieli się podobno przypadkiem, nerwowo przetrząsając twitterowe kontro prezydenta w poszukiwaniu jakiś szczegółów co samo w sobie jest tragicznym dowodem upadku zachodnich sojuszy.

Pytanie oczywiście, co dalej? W jakim kierunku pójdzie teraz polityka Białego Domu, skoro Trump przestaje słuchać co bardziej przytomnych doradców i twierdzi na Twitterze, że z Syrii może się wycofać, bo pokonał Państwo Islamskie, jedyny powód amerykańskiej obecności w tej części świata. Ktoś powinien Trumpowi powiedzieć, że amerykańscy żołnierze nie siedzieli tam tylko po to, żeby walczyć z ISIS, ale przede wszystkim po to, żeby powstrzymywać Iran i Rosję. I nie oni wygrali wojnę z ISIS, tylko Rosjanie i Irańczycy, a jeśli nawet nie oni sami, to walnie się do pokonania tej islamistycznej zarazy przyczynili. I teraz to oni rozdają karty w strategicznie ważnym rejonie świata. Ktoś by to mógł Trumpowi powiedzieć, ale chyba nie bardzo ma kto.

Jeden z najważniejszych ludzi, którzy bardzo długo to powtarzali po prostu poddał się i zrezygnował z pracy dla prezydenta. Jest nim szef Pentagonu, James Mattis, który podał się do dymisji zaraz po ogłoszeniu przez decyzji o Syrii i Afganistanie. Był to jeden z tych polityków, który najostrzej reagował na rosyjską agresję nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale też na Ukrainie. Był to także ten ważny człowiek w Waszyngtonie, który popierał polskie starania o stworzenie stałej amerykańskiej bazy wojskowej w naszym kraju jako skutecznej zapory dla imperialnych roszczeń Rosji. Dziś już go nie ma. Amerykanie znikną za chwilę z Syrii i Afganistanu, zostawiając wolną rękę Putinowi i jego sojusznikom z Teheranu. A Kreml wolną rękę w tamtych częściach świata może zrozumieć, tak jak zrozumiałby to każdy: że ma także wolną rękę wszędzie indziej. To jest dopiero prezent pod choinkę!

Czytaj też:
Szef Pentagonu zrezygnował ze stanowiska. Powodem odmienne poglądy od Trumpa?

Źródło: Wprost