Początek końca reżimu w Wenezueli

Początek końca reżimu w Wenezueli

Nicolas Maduro w trakcie wiecu
Nicolas Maduro w trakcie wiecuŹródło:Newspix.pl / ABACA
Polityczna opozycja próbuje odsunąć od władzy prezydenta Maduro. Dowództwo armii ogłasza lojalność wobec reżimu, ale wielu niższych rangą wojskowych może poprzeć demokratów

Wielki i nieszczęsny dla większości jego uczestników eksperyment wenezuelski dobiega chyba końca. Polegał on na wieloletnim testowaniu możliwości obrócenia w ruinę jednego z najzamożniejszych kiedyś krajów Ameryki Łacińskiej. Zasobna w ropę Wenezuela stała się w ostatnich latach synonimem nędzy i galopującej inflacji na niebotycznym wprost trudnym do wyobrażenia w Europie poziomie. W początkach ubiegłego roku wynosiła ona 200 procent - dla porównania, w Polsce wedle GUS ok 1,2 procent. Ale już pod koniec 2018 roku wenezuelski rząd pobił rekord świata, doprowadzając do inflacji na poziomie 1400 procent!

Opowieści o ludziach pracujących tydzień, żeby kupić jedno jajko, brakach podstawowych produktów, jak lekarstwa czy żywność brzmią nieprawdopodobnie w XXI wieku a jednak są codziennością dla 32 milionów Wenezuelczyków. 3 miliony z nich już uciekło do sąsiednich krajów. Żeby było straszniej, zapaść dawnej naftowej potęgi nie jest spowodowana żadną wojną, tylko 20 letnimi rządami socjalistycznej junty. Jej twórcą był Hugo Chavez, który u schyłku życia, wyniszczonego nowotworem przekazał władzę swojemu zaufanemu człowiekowi, Nicolasowi Maduro.

Wenezuelczycy już dawno stracili cierpliwość do tej ekipy, ale odsunięcie jej od władzy normalnymi, demokratycznymi metodami jest praktycznie niemożliwe. Gdy w 2015 roku wyborcy zdecydowali o tym, że parlamentarną większość stworzy opozycja, Maduro po prostu powołał do życia alternatywny parlament, zgromadzenie ustawodawcze, któremu przekazał wszystkie legislacyjne kompetencje. Dla pewności lider opozycji został zamknięty w domowy, areszcie.

Dziś Leopoldo Lopez przewodzi buntowi przeciw wszechwładzy Maduro, wystawiając do ulicznych wieców i demonstracji przewodniczącego zmarginalizowanego parlamentu, Juana Guaido. Ogłosił się on tymczasowym prezydentem, zapowiadając przeprowadzenie wolnych demokratycznych wyborów, których od lat nie było w Wenezueli. Od słów do czynów jest jeszcze długa droga, bo w pierwszych dniach protestów policja zastrzeliła już kilkunastu opozycjonistów. Wezwana przez nich do pomocy w przewrocie armia na razie opowiada się po stronie reżimu, ale nie jest pewne, jak długo to będzie trwało.

Generalicja stoi za Maduro murem, ale niżsi rangą oficerowie niekoniecznie, czego dowodem są niedawne próby zamachu na niego, przeprowadzone latem za pomocą dronów przez niechętnych mu wojskowych. Być może więc Wenezuelę czeka nawet piekło wojny domowej, bo zwolennicy reżimu już gromadzą się pod pałacem prezydenckim. Gorzej jednak i tak już być nie może. Wygląda więc na to, że dni Maduro są już policzone.

Czytaj też:
Lider opozycji w Wenezueli ogłosił się „tymczasowym prezydentem”. Poparł go Trump

Źródło: Wprost