Co łączy zamachy w Nowej Zelandii i w Utrechcie?

Co łączy zamachy w Nowej Zelandii i w Utrechcie?

Christchurch. Okolice miejsca, w którym doszło do zamachu
Christchurch. Okolice miejsca, w którym doszło do zamachuŹródło:Newspix.pl / ABACA
Terroryzm to świat naczyń połączonych. Jeden akt terroru na antypodach odbija się czkawką w Holandii, wzmocniony przez polityczne rozgrywki w Turcji

Ledwo skompletowano pełną listę ofiar zamachu na meczet w Christchurch w Nowej Zelandii a już światowe media biły na alarm w sprawie innego terrorysty, który w tramwaju w Utrechcie zastrzelił trzy osoby. Z pozoru tych ludzi nic nie łączy. Bo przecież zamachowiec z Nowej Zelandii, którego nazwiska premier tego kraju, Jacinda Ardern obiecała nigdy nie wymienić, był białym rasistą, stojącym na straży zachodniej cywilizacji. Napadł na prowincjonalny meczet dla imigrantów w przekonaniu, że broni świata przed islamską nawałą. Strzelał z broni, na której namazał nazwiska historycznych pogromców islamu, wśród nich polskiego hetmana Feliksa Kazimierza Potockiego, choć to nie on a król Sobieski dowodził bitwą z Turkami pod Wiedniem. Zabójca z Christchurch mógł być niedouczonym fanatykiem, ale jedno w jego bełkotliwych manifestach było spójne: wielka niechęć do Turków i ich rzekomej inwazji na Europę i świat zachodni.

Nie trzeba było długo czekać, żeby turecki prezydent Tayyip Recep Erdogan wziął sobie te słowa do serca na tyle, żeby użyć zamachu w Nowej Zelandii jako elementu swojej politycznej kampanii. Na wiecach z udziałem prezydenta, krytykowanego powszechnie na Zachodzie za dyktatorskie zapędy pokazywano fragmenty transmisji na żywo, prowadzonej przez mordercę z Christchurch na Facebooku i powielonej potem w milionach kopii w internecie. Erdogan wykorzystał nagrania w lokalnej kampanii wyborczej, by zaatakować politycznych rywali jako słabych i podatnych na presję Zachodu. Uznał też publicznie, że zamach w Nowej Zelandii był wymierzony w Turków, odwołując się do poczucia narodowej i religijnej wspólnoty, bardzo starając się jednocześnie pokazać tragedię w Nowej Zelandii jako dowód, że terroryzm nie jest wyłącznie specjalnością radykalnych muzułmanów.

Zagranie obliczone na potrzeby wyborów municypalnych w Turcji szybko rezonowało jednak w sercu Europy w najbardziej krwawy sposób. Oto turecki imigrant, który najpewniej wysłuchał uważnie judzącego w cyniczny sposób Erdogana wsiadł do tramwaju w Utrechcie i zaczął strzelać do pasażerów. Padli zabici i ranni. Sam sprawca okazał się pospolitym opryszkiem, mającym problemy z narkotykami i serię zarzutów kryminalnych, poczynając od gwałtu a kończąc na kradzieżach rowerów.

Jeden z sąsiadów przyznał wręcz, że zamachowiec miał IQ na poziomie krewetki. Okazało się ono jednak wystarczające do odebrania przekazu, wysłanego przez Erdogana. I tak szokujący cały cywilizowany świat zamach, dokonany w znanej z liberalnej polityki migracyjnej Nowej Zelandii, wzmocniony odpowiednim przekazem politycznym w Turcji stał się pretekstem do erupcji przemocy w dalekiej Holandii. Świat terroru to jest jednak świat naczyń połączonych.

Źródło: Wprost