Napuszczanie na siebie podzielonych grup nie powinno być wyzwaniem dla Kościoła. A jest (dla jego części)

Napuszczanie na siebie podzielonych grup nie powinno być wyzwaniem dla Kościoła. A jest (dla jego części)

Jasna Góra
Jasna Góra
Polscy duchowni zachowują się tak, jakby nie było ich stać na firmę PR, a koniecznie chcieliby, żeby o nich mówiono. Nieważne, jak, byle dużo. Straty wizerunkowe Kościoła nie są najgorszym zagrożeniem płynącym z tych działań, jest ono znacznie poważniejsze.

Żal mi znajomych księży i zakonników, którzy muszą oglądać to, co robią ostatnio inni przedstawiciele polskiego Kościoła. Nie godzą się na to, oczekują zmian i nie identyfikują się z tym, ale wstydzą się, bo należą do instytucji i wspólnoty, której przedstawiciele robią rzeczy dla nich nieakceptowalne, a z którą oni sami są też identyfikowani.

Paulini z klasztoru na Jasnej Górze nie są całym Kościołem, a jednak uosobiają go błogosławiąc kolejnej pielgrzymce narodowców. Ksiądz z Gdańska paląc książki nie jest wszystkimi księżmi, a jednak to on daje gębę księżom w trakcie spektaklu, którego przerażająca symbolika jest tak oczywista, że aż nie możliwe, że jej nie skojarzył. Biskupi z konferencji episkopatu, którzy do pedofilii w polskim Kościele odnieśli się tak, że relacjonowała to ze zgrozą zagraniczna prasa nie są każdym biskupem, ale to oni połączeni w konferencję stanowią ich głos. Reasumując – co z tego, że są różni księża i zakonnicy, kiedy widać i słychać tych, którzy z Kościół kojarzą z nienawiścią i krzywdą. To oni nadają mu twarz.

Ostatnio przydarzyło się to znowu na Jasnej Górze. Znowu, bo przydarzało się tam już sporo, ojcowie Paulini lubią środowiska narodowców, lubią polityków obecnej władzy i pozwalają im wygłaszać w kościele konfliktujące przemówienia i demonstracje. Teraz, goszcząc w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej Pielgrzymkę Środowisk Narodowych, też pozwolili jej na ceremonię we własnym stylu, ale nie to było najgorsze. To, że narodowcy pielgrzymują do Częstochowy i są tam przyjmowani wiemy od dawna i chociaż wielu to oburza, bo pielgrzymi niosą transparenty z obraźliwymi, ksenofobicznymi i pełnymi nienawiści hasłami, to już nie widać szansy na sukces protestów. Jednak teraz nie tylko narodowcy mówili z nienawiścią, robił to ksiądz. Był to ksiądz Henryk Grządko, który przyjechał do Częstochowy razem z narodowcami i w swoim kazaniu włączył się w kampanię nienawiści wobec części społeczeństwa zapoczątkowaną przez najwyższych polityków PiS. Mówił o „napaści cywilizacyjnej na Polskę”, i o tym, że „pod znakiem tęczowej flagi próbuje się okraść nas z wartości wewnętrznych, takich jak prawda, miłość, życie ludzkie, rodzina”. W zamian, według księdza, proponuje się coś, co sprawia, że można czynić zło.

Zaczął się właśnie kwiecień, miesiąc świadomości autyzmu. Wyobraźmy sobie, że ksiądz nie mówi o znaku tęczowej flagi, tylko o znaku spektrum autyzmu, pod którym próbuje nas się okraść z wartości. To dobre porównanie, bo zarówno orientacja seksualna, jak cechy ze spektrum autyzmu to część tożsamości człowieka i obie w podobnym stopniu zagrażają wartościom takim, jak miłość, rodzina, czy życie, czyli w żadnym. Wyobraźmy sobie jednak, że ksiądz w kościele i to nie byle jakim, bo w miejscu symbolicznym, świętym, zachęca zgromadzonych w szyku, nastawionych na bój młodych ludzi do wojny z osobami ze spektrum autyzmu. Tak do wojny, bo mówi przecież o napaści cywilizacyjnej i zagrożeniu wewnętrznym, a więc można zrozumieć, że temu atakowi trzeba dać odpór. Czy po takich zachętach wobec osób ze spektrum nie powinna zająć się księdzem prokuratura? A jeśli powinna, to dlaczego nie zajmuje się nim teraz, kiedy szczuje na osoby LGBT? A co, jeśli po osobach LGBT wrogiem staną się inne grupy? Dopiero wtedy wymiar sprawiedliwości zacznie chronić zagrożonych obywateli państwa? Oczywiście te pytania są retoryczne w czasach, kiedy ataki słowne na mniejszości seksualne stały się częścią kampanii wyborczej, a Kościół hierarchiczny jest sojusznikiem władzy, która tę kampanię prowadzi. Jednak dla porządku, żeby przypomnieć właściwy mechanizm działania organów państwa należy je zadać.

Słowa księdza na Jasnej Górze można by uznać za element wystroju, nic więcej. Narodowcy lubią specyficzną oprawę, pochodnie, race, szyk, to można dać im też bojowe słowa, żeby poczuli się ugoszczeni. Tym bardziej, że ich pielgrzymka była niewielka, do Częstochowy nie zjechała jakaś znacząca społeczna siła. Jednak tych słów bojowych, piętnujących, szczujących, albo obojętnych wobec skrzywdzonych jest w polskim kościele więcej i słucha ich szersza publiczność. To te słowa są najbardziej słyszane. Ci, którzy są skłonni je przyjąć i wcielić w życie też je słyszą. Umacniają się dzięki nim. Kościół jest dla nich drogowskazem. Coraz głośniej słychać też osoby duchowne i świeckich Katolików, którzy wzywają swój Kościół do zmiany wizerunku. Bez wątpienia jesteśmy świadkami procesu przewartościowania we wspólnocie, a kto wie, może, jeśli będzie więcej takich spraw, jak konferencja biskupów w sprawie pedofilii, to i w instytucji. O tym, czym to starcie wartości może się skończyć dyskutują już od dawna katoliccy publicyści. Społecznie ważne jest (i zawsze było) w jaką kampanię włączy się Kościół. Póki co, jego przedstawiciele włączyli się w kampanię jątrzącą i napastliwą. W dzisiejszych czasach rosnącej nienawiści jednych grup społecznych wobec innych jest to strategia bardzo niebezpieczna.

Czytaj też:
Pielgrzymka narodowców na Jasną Górę. Ksiądz: Jesteście cennym środowiskiem

Źródło: Wprost