Obywatele zbierają się w sobie, czyli jak demonstrować obywatelskie nieposłuszeństwo, nie zagrażając sobie i innym

Obywatele zbierają się w sobie, czyli jak demonstrować obywatelskie nieposłuszeństwo, nie zagrażając sobie i innym

Wściekły mężczyzna
Wściekły mężczyzna Źródło:Unsplash / christian buehner
Na ulicach pustka i spokój, a w internecie aż buzuje. Przyduszona energia obywatelska szuka ujścia, podczas gdy rządzący zachowują się tak, jakby świadomie zmierzali do konfrontacji

Akty obywatelskiego nieposłuszeństwa otwarcie zapowiadają Obywatele RP – organizacja słynąca z obrony konstytucji i niezawisłych sądów oraz z wykończenia przy pomocy białych róż jednopartyjnych obchodów miesięcznic smoleńskich. W filmie zamieszczonym na YouTube i na stronie obywatele.news ORP zapowiadają spalenie kart wyborczych, gdyby doszło do planowanych przez partię rządzącą korespondencyjnych wyborów prezydenckich.

„Akcja nieposłuszeństwa w czasie głosowania polega na świadomym łamaniu przepisów z gotowością poniesienia konsekwencji. Jeśli w maju zarządzone zostanie głosowanie, to nie będą to wybory. Bandyckie przepisy nie są prawem” – tłumaczą.

„Niezależnie od tego, co władza ostatecznie postanowi o karach za nieposłuszeństwo (…), wszystkie możliwe przepisy będziemy w czasie głosowania łamać: te o ciszy wyborczej, o postępowaniu z kartami, o zgromadzeniach” – zapowiada w mediach społecznościowych jeden z przywódców ORP, Paweł Kasprzak.

Pod osłoną pandemii

Wybory w czasach zarazy to skrajny przykład nieliczenia się władzy z zasadami demokracji i bezpieczeństwem obywateli. W ostatnich tygodniach pojawiło się jednak mnóstwo drobniejszych nowych zasad życia społecznego. Niektóre z nich większość Polek i Polaków akceptuje bez mrugnięcia okiem, ponieważ nie ma wątpliwości, że ich celem jest chronienie nas przed wirusem.

Ale zdarzają się też przepisy czy posunięcia władzy sprawiające wrażenie absurdalnych, a przynajmniej nie do końca przemyślanych. To właśnie te niezrozumiałe działania czy zarządzenia zmuszają ludzi do kombinowania, w jaki sposób, nie narażając własnego i innych zdrowia, dać władzy do zrozumienia, że jej postępowanie nam się bardzo, ale to bardzo nie podoba.

Część obywateli zdaje sobie sprawę, że szkodliwe zmiany w prawie wprowadzone pod osłoną pandemii pozostaną z nami na dłużej, więc póki czas trzeba przeciwko nim protestować. Ale jak to zrobić, jeśli wychodzić z domu można jedynie „w celu zaspokojenia niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego”?

Pandemia powoduje, że choćby władza robiła nie wiadomo co, wielkie manifestacje nie są możliwe. Nie ze strachu przed restrykcjami, ale po prostu z szacunku dla zdrowia własnego i innych. Krążący wirus odebrał społeczeństwu najbardziej skuteczny środek obrony przed autorytarną władzą.

Dronami w Sejm

Jak więc społeczeństwo może się teraz bronić? Czy jest sposób, by bezpiecznie wyrażać swoje nieposłuszeństwo wobec złych, głupich i nieprzemyślanych poczynań władzy?

Jest mnóstwo sposobów. Tak przynajmniej wynika z deklaracji kobiet, którym znowu pomachano przed nosem groźbą kolejnego ograniczenia prawa do aborcji. Na najbliższym posiedzeniu Sejmu, 15 i 16 kwietnia, ma być rozpatrywany projekt zakazujący usunięcia ciąży w przypadku ciężkiego nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Zupełnie jakby posłowie mieli za mało roboty z ratowaniem kraju przed koronawirusem i chcieli rozjuszyć przestraszone i zamknięte w domach społeczeństwo. Wyraźnie im się to udało.

Wkurzone dziewczyny z licznych kobiecych organizacji siedzą na Facebooku i wymyślają, co zrobić, żeby władza zrozumiała swój błąd. Jeden z oryginalniejszych pomysłów to wysłanie chmury dronów nad Sejm w czasie obrad nad ustawą Kai Godek. Gdyby były to drony towarowe, mogłyby zasypać gmach odpowiednimi ulotkami, zaprojektowanymi przez artystki, które aż się palą do roboty.

Inne propozycje to protesty przed sklepami (bo tam jeszcze wolno się ustawiać w kolejce) w odpowiednio ozdobionych koszulkach lub maskach (od czwartku 16 kwietnia maski na twarzy będą obowiązkowe, warto sobie wyhaftować jakiś adekwatny slogan na ustach).

Kolejny pomysł to protest zmotoryzowany – blokada Sejmu przy pomocy kolumny wolno jadących samochodów. Dobrze byłoby, gdyby przejazd był zgrany w czasie z ogólnopolskim protestem balkonowo-okiennym, który polega na robieniu możliwie największego hałasu na balkonach i w otwartych oknach.

Tego rodzaju „obywatelskie walenie garami w balkony i parapety w proteście przeciwko temu, co dzieje się w państwie i z państwem” zainicjował w poniedziałek na Facebooku profil Sztuczne Fiołki, zalecając, by walić od strony ulicy, nie ogródka.

Samochodowa manifestacja miała już z kolei miejsce 7 kwietnia w Krakowie. Lokalni przedsiębiorcy jeździli wokół urzędu wojewódzkiego autami oklejonymi hasłami w rodzaju „Nie kradnij, rząd nie znosi konkurencji” czy „Załóż maskę, rząd pluje ci w twarz”.

Samochody są już od dawna wykorzystywane jako mobilne słupy ogłoszeniowe przez zwolenników zakazu aborcji, ale ostatnio z tej formy protestu skorzystali też słuchacze radiowej Trójki, zniesmaczeni polityczno-propagandowym profilem radia i odejściem legendarnego dziennikarza muzycznego Wojciecha Manna. Przed rozgłośnią zaparkował samochód z napisem „NO MANN, NO FUN”.

Nie damy się zastraszyć

Po mediach społecznościowych krąży wiele pomysłów na indywidualne i zbiorowe sposoby pokazywania władzy, że społeczeństwo nie da się zastraszyć ani zamydlić sobie oczu. Swoje zdanie wyrażają poszczególne grupy zawodowe, w tym ci z pierwszej linii frontu.

Gdy władza w osobie premiera wygłosiła dziękczynny pean do służb medycznych, zarząd krajowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w odpowiedzi nie owijał w bawełnę:

„Ochrona zdrowia i jej pracownicy od 30 lat traktowani są w III RP w sposób niezwykle lekceważący przez wszystkie kolejne rządy, z obecnym włącznie”.

Hipokryzja władzy polega też na tym, że wcześniej kilkoro lekarzy i pielęgniarek postraszono konsekwencjami, bo ośmielili się powiedzieć głośno, w jak tragicznych warunkach przyszło im walczyć z pandemią. Dobrze byłoby, gdyby rządzący uświadomili sobie, że teraz jest czas na mówienie prawdy i żeby zaczęli traktować poważnie skierowane do nich petycje, listy, emaile.

Sposobem na wyrażenie obywatelskiego sprzeciwu jest również odmowa przyjmowania mandatów, jeśli uważamy, że są one niezgodne z prawem i zdrowym rozsądkiem.

O nałożeniu mandatu w związku z pandemicznymi przepisami decydują zwykle policjanci. Czasem oni też są zdenerwowani, wydaje im się, że wypełniają swoje obowiązki, gdy próbują się trzymać nieprecyzyjnych lub sprzecznych przepisów. Jeśli odmówimy przyjęcia kary, sprawa może trafić do sądu, a tam będzie okazja, by przedstawić i obronić swoje obywatelskie racje. Na pewno warto próbować.

Podobnie jak warto wspierać finansowo dziennikarstwo obywatelskie i organizacje watchdogowe, które próbują w tych trudnych warunkach patrzeć władzy na ręce. Organizacje takie przestrzegają, że w kraju prawdziwie demokratycznym, nawet w czasie nadzwyczajnych zagrożeń, dozwolone jest „stosowanie takich ograniczeń praw jednostki, które są konieczne, proporcjonalne i uzasadnione” (Panoptykon.org).

Wszystko, co władza, korzystając z okazji, próbuje zaaplikować społeczeństwu ponad tę miarę, to zmierzanie ku wspólnej katastrofie. Lepiej zatem, by rządzący wzięli sobie do serca hasło, jakiego na niedawnej manifestacji (złożonej z dwóch osób wyposażonych w maseczki i rękawiczki i zachowujących przepisową odległość dwóch metrów) pod Instytutem im. Lecha Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu użyli Obywatele RP – „pull up”, czyli zatrzymaj się.

Źródło: Wprost