Zbigniew Boniek oraz władze PZPN postawiły sprawę jasno. Koniec z powoływaniem do reprezentacji zawodników, którzy nie grają regularnie i nie mogą znaleźć sobie miejsca we własnych klubach. To reakcja na zgłaszane od początku kadencji Brzęczka wątpliwości co do zasad doboru piłkarzy do kadry narodowej. Dziennikarze i kibice wielokrotnie zwracali uwagę na tego typu praktyki, których uosobieniem stała się w końcu postać Jakuba Błaszczykowskiego – prywatnie krewnego Brzęczka, który niemal w ogóle nie grał w piłkę, za to w reprezentacji miał pewne miejsce.
– Powiedziałem Jurkowi: na pewne rzeczy, które mogłeś robić jesienią, wiosną, my, jako właściciele drużyny, ci nie pozwolimy. Oczywiście ma pełną wolność selekcji, bo kadra narodowa to jest zbiór nie tylko najlepszych polskich piłkarzy w najlepszej formie, ale też pasujących do koncepcji. Nie może być jednak tak, że powołujemy tych, którzy w ogóle nie grają w piłkę. To profanacja reprezentacji – podkreślał Boniek.
– I żeby nikt nie myślał, że mam cokolwiek przeciw Błaszczykowskiemu. Lubię go i szanuję, więc muszę chronić i jego, i drużynę. Jeśli Kuba nie będzie grał, nie ma prawa przyjeżdżać na reprezentację. Zasady muszą być – dodawał. Oprócz przypadku Błaszczykowskiego, kontrowersje wzbudzały także powołania dla Jana Bednarka, który w obecnym sezonie zagrał zaledwie w czterech meczach Southampton we wszystkich rozgrywkach. U Brzęczka z kolei mógł liczyć na pięć pełnych meczów i pół godziny w towarzyskim spotkaniu z Irlandią. Na początku jesieni pomimo braku gry w swoich klubach z orzełkiem na piersi grali też Arkadiusz Reca (były podopieczny Brzęczka) i Rafał Kurzawa.
Czytaj też:
Deja vu ze spotkania z Japonią. Niehonorowa końcówka meczu o honor