Przed wyborami w Nowoczesnej. W czym partia Petru przypomina PSL?

Przed wyborami w Nowoczesnej. W czym partia Petru przypomina PSL?

Konferencja Nowoczesnej
Konferencja Nowoczesnej Źródło: Newspix.pl / DAMIAN BURZYKOWSKI
W czwartek ogłoszono, że Rafał Trzaskowski będzie wspólnym kandydatem PO i Nowoczesnej na prezydenta Warszawy. Z kolei już w sobotę odbędą się wybory na nowego przewodniczącego partii założonej przez Ryszarda Petru. Startuje w nich sam dotychczasowy lider, Piotr Misiło oraz Katarzyna Lubnauer. Wcześniej z ubiegania się o fotel szefa ugrupowania wycofali się Kamila Gasiuk-Pihowicz oraz Paweł Pudłowski. Jak wyglądać może Nowoczesna w nowej odsłonie, jak wpłynęło na partię zamieszanie z kandydatami i czy wspólny pretendent na prezydenta Warszawy to dobre rozwiązanie? O tym rozmawiamy z dr Jarosławem Flisem, socjologiem, publicystą i komentatorem politycznym.

Piotr Misiło,Katarzyna Lubnauer, Ryszard Petru. Który z tych kandydatów ma największe szanse na to, żeby zostać przewodniczącym w Nowoczesnej? Dr Jarosław Flis zaznacza, że ciężko o podstawy do przewidywania w tej kwestii. – W przypadku Nowoczesnej jest to pierwsza próba i nie wiadomo co przeważy – czy zasługi autorskie, czy wpadki indywidualne, czy nadzieja na zmianę, czy raczej stabilność i wiara w mocne postanowienie poprawy u dotychczasowego szefa – tłumaczy i dodaje, że najważniejsze jest to, że nie jest to z góry wiadome i mamy do czynienia z realnym starciem.

– To jest troszeczkę tak, jak w Polskim Stronnictwie Ludowym. Jak to powiedział kiedyś znajomy wójt: „PSL to taka partia, w której nigdy nie wiadomo kto wygra, dopóki się nie policzy głosów wewnętrznych”. Rozumiem, że teraz doczekaliśmy się takiej drugiej partii. Trudno to powiedzieć o Platformie Obywatelskiej czy o Prawie i Sprawiedliwości. Jeżeli chodzi o Nowoczesną, to myślę, że to nie będzie wiadome dopóki się nie policzy głosów i to jest jakaś nowa jakość w tej dziedzinie – mówi.

„Wielość kandydatów jest utrudnieniem”

21 listopada Kamila Gasiuk-Pihowicz poinformowała, że rezygnuje z ubiegania się o przewodnictwo w Nowoczesnej, jako powód podając fakt, iż ma „podobną diagnozę i podobną receptę na poprawę sytuacji w partii”, jak jej konkurentka Katarzyna Lubnauer i to na nią odda swój głos. Wcześniej z wyścigu o fotel lidera wycofał się także Paweł Pudłowski.

– Jak już się z kimś walczy i chce się obalić tego, który już jest, to wielość kandydatów nie daje żadnej przewagi, tylko jest utrudnieniem. Robi mniej czytelną alternatywę i część osób wtedy jest zachowawczych. Muszą być istotne powody ku temu, aby była zmiana, a jednym z powodów, żeby nie było zmiany, jest za duże zamieszanie. W związku z tym, jeżeli jest więcej kandydatów to zwykle daje to przewagę temu, który już jest, a nie któremuś z pozostałych – tłumaczy dr Jarosław Flis, pytany o możliwe powody wycofania się kandydatów.

W opinii komentatora nie ma zagrożenia, że zamieszanie z kandydatami wpłynąć może negatywnie na odbiór tej partii. – Zawsze jest tak, że raczej to podnosi zainteresowanie, że w ogóle dzieje się coś ważnego. Wiadomo, że wygra jedna osoba, a nie trzy. Problem byłby wtedy, gdyby się okazało, że ktoś podważa wyniki, że ktoś się obraża, wychodzi, zakłada konkurencję, trzaska drzwiami. A jak to się odbędzie w takim stylu amerykańskim, tzn. że przegrany gratuluje zwycięzcy, to nie ma wtedy żadnego problemu, żeby było dużo kandydatów. Jest to tylko sygnał, że dzieje się, że jest to ważna sprawa – mówi dr Jarosław Flis.

Możliwe scenariusze w Nowoczesnej

Czy natomiast z punktu widzenia notowań partii Ryszarda Petru trafiony jest pomysł wspólnego kandydata Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej na prezydenta Warszawy? – Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma – zauważa ekspert. – Problem samego trwania Nowoczesnej, jako ugrupowania jest tutaj najważniejszym problemem, a to, kto jest kandydatem w Warszawie to jest tylko mała wypustka tego problemu w całości – ocenia. – Wiadomo, że po tej stronie „innej niż PiS” jest w tej chwili pięć partii, a powinny być trzy. Więc teraz pytanie, które dwa elementy odpadną, wliczając Platformę Obywatelską, Nowoczesną, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojusz Lewicy Demokratycznej i Razem. To jest o dwoje „za ciasno”. Jeszcze dla trzech się daje znaleźć uzasadnienie, ale dla pięciu nie ma żadnego uzasadnienia poza tym, że może tylko zacierać ręce partia rządząca – dodaje.

Dr Jarosław Flis zwraca uwagę na to, że ważne będzie to, kto się z kim połączy, a kto „wypadnie”. – Można sobie wyobrazić, że nagle Nowoczesna pod nowym kierownictwem nie zbliża się wcale do Platformy Obywatelskiej, tylko do Razem – zjadają resztki po lewicy i tworzą jakąś lewicową alternatywę. Oczywiście też można sobie wyobrazić, że się nie jednoczą – idą w pięć partii i podarowują zwycięstwo przeciwnikowi. Dotychczasowe doświadczenia są takie, że ilość partii jest silnie związana z tym, ile ma zwycięzca. Jeśli zwycięzca jest silny to wtedy zwykle integruje się cała reszta – wyjaśnia komentator.

Źródło: WPROST.pl