Keith Flint z The Prodigy nie żyje. Podano przyczynę śmierci

Keith Flint z The Prodigy nie żyje. Podano przyczynę śmierci

Keith Flint
Keith Flint Źródło: Newspix.pl / SWNS
Keith Flint, wokalista zespołu The Prodigy, popełnił samobójstwo poprzez powieszenie. Bezpośrednią przyczyną śmierci było uduszenie – informuje BBC.

Muzyk, lider zespołu The Prodigy, został znaleziony martwy w swoim domu w North End w Essex 4 marca. Sekcja zwłok, której wyniki przedstawiono w poniedziałek, wykazała, że 49-letni artysta zmarł w wyniku uduszenia. Władze wciąż czekają na wyniki raportu toksykologicznego. Urzędniczka z biura koronera Lynsey Chaffe przekazała w rozmowie z mediami, że śmierć muzyka nie została uznana za „podejrzaną”.

Flint, urodzony w Redbridge, zyskał sławę wraz ze swoim zespołem The Prodigy w latach dziewięćdziesiątych. Grupa miała w maju rozpocząć trasę po Stanach Zjednoczonych. W listopadzie na rynku pojawił się ostatni album zespołu po tym, jak odbyli trasę po Australii.

W oświadczeniu wydanym po śmierci Flinta, jego koledzy z zespołu Liam Howlett i Maxim opisali go jako „prawdziwego pioniera, innowatora i legendę”. Ed Simons z zespołu The Chemical Brothers złożył hołd artyście, nazywając go „wielkim człowiekiem”, w którego towarzystwie „zawsze świetnie się bawił”.

Dwa dni przez znalezieniem ciała artysty, Flint wziął udział w biegu na 5 kilometrów. Pobił swój osobisty rekord – do mety dobiegł w 22 minuty i 22 sekundy.

Lider „The Prodigy” znany był z charakterystycznego wizerunku i energetycznych występów. Jego kariera rozpoczęła się w latach 80., kiedy to spotkał DJ'a Liama Holetta. Początkowo występował jako tancerz, ale w 1996 roku zaczął karierę w roli wokalisty, podbijając serca publiczności singlem „Firestarter”. W kultowym już klipie do utwory Flint zaprezentował punkowy look, z którego znany był w późniejszych latach. Poza występami z „The Prodigy”, próbował sił w solowych projektach. W 2012 roku wypuścił singiel z dubstepowym artystą Caspą.

Czytaj też:
Kolejna gwiazda „Beverly Hills, 90210” nie żyje. „Będzie mi go brakowało”