Pamiętniki z kwarantanny. Jak wygląda dzień Ani Rusowicz?

Pamiętniki z kwarantanny. Jak wygląda dzień Ani Rusowicz?

Ania Rusowicz
Ania Rusowicz Źródło:Honorata Karapuda
Izolacja ma różne odcienie. Na początku było zaniepokojenie podszyte ekscytacją – ciekawe, co dalej? Potem przyszedł etap zaprzeczenia – wszystko OK, uśmiechamy się, będzie dobrze. A teraz powoli zaczynają puszczać nerwy. Słyszę od znajomych, że słabo teraz śpią, mają jakieś dziwne sny.

Ania Rusowicz jest wokalistką, autorką tekstów, kompozytorką, współtwórczynią projektu niXes. Z wykształcenia psycholog. Kiedy nagrała płytę „Przebudzenie”, a na niej utwór „Świecie stój”, wszystko toczyło się jeszcze normalnym trybem. W marcu przestało.

6.00-8.00

Godzina pobudki, podobnie jak reszta dnia, jest uzależniona od synka. Tytus ma niespełna trzy lata i to on jest naszym budzikiem. O ile wcześniej mogłam liczyć na żłobek czy nianię, o tyle teraz niebywale trudno znaleźć czas na pracę, nawet zdalną. Kwarantanna z dziećmi na głowie to osobna kategoria, ale myślę, że dla całego społeczeństwa to sprawdzian z relacji, jak żyć razem pod jednym dachem.

8.30

Plus tej sytuacji: możemy zjeść wspólnie śniadanie. W ogóle posiłki stały się teraz ważne, wyznaczają rytm dnia, zbliżają. Artystką jestem na scenie, w domu zamieniam się w mamę, ogrodniczkę, sprzątaczkę, praczkę, opiekunkę ogniska domowego. Te role wychodzą teraz na pierwszy plan.

Bycie dobrą siostrą, partnerką, żoną, itd. jest chyba trudniejsze niż role zawodowe.

10.00

Raz na kilka dni mam 40 minut na jogę. To dlatego, że młody nie śpi w ciągu dnia. Przed urodzeniem dziecka znajdowałam czas na medytacje, czytanie artykułów o astrologii czy parapsychologii. Wrócę do tego kiedyś.

10.40

Rysujemy, lepimy z plasteliny, wycinamy maski, śpiewamy. Synek jest aktywny, wszędzie go pełno. Wymieniamy się z mężem opieką nad nim, ale to i tak wyzwanie. Utrzymanie nerwów na wodzy bywa trudne. Izolacja ma różne odcienie. Na początku było zaniepokojenie podszyte ekscytacją – ciekawe, co dalej? Potem przyszedł etap zaprzeczenia – wszystko OK, uśmiechamy się, będzie dobrze. A teraz powoli zaczynają puszczać nerwy. Uruchamia się lęk. Docierają konsekwencje pandemii. Do głosu dochodzą złość, smutek, rozżalenie. Dawno już w takim natężeniu nie baliśmy się o własne życie. A to jest najbliższy skórze lęk, jaki można sobie wyobrazić. Nagromadzony w tylu domach.

13.00

Rozmawiałam z koleżanką, która mieszka na Mokotowie. Zadzwoniła, żeby powiedzieć, że wciąż słyszy dźwięk sygnałów karetek. Ten ślad zostaje w głowie, jest jak wirus, który infekuje myśli.

14.00

Siadam do komputera. Staram się ogarnąć sprawy zawodowe, wywiady, odpowiadam na propozycje grania online, włączam się w charytatywne inicjatywy, których jest sporo, na przykład ostatnio #koncertdlabohaterów. Każdy artysta jest teraz sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem – obsługuję social media, promuję singla „Do lasu”. Pamiętam, jak rozmawiałam w zeszłym roku, czyli tuż po wydaniu płyty „Przebudzenie”, z kolegą i on stwierdził: „Wiesz, Ania, napisałaś piosenkę „Świecie stój”, ale to jest tak nierealne... Jak by to miało wyglądać? Ludzie się nie zidentyfikują z tymi tekstami”. Minęło parę miesięcy, zadzwoniłam do niego. Zaśmiał się: „Idź, ty czarownico!”. Miałam przeczucie, nagrywając płytę, że świat zabrnął w ślepy zaułek, że zaraz się coś stanie z naszą planetą, jak nie zaczniemy działać.

16.00

Wychodzę z domu tylko do ogródka. Mąż robi raz w tygodniu zakupy. Mam swoją werandę, z której mogę popatrzeć w niebo, ogród. Niespecjalnie go pielęgnuję, wszystko rośnie w swoim tempie. W zeszłym roku zasadziłam dynie, cukinie, papryki, fasolki, groszek, owoce... Do dzisiaj to jemy, bo porobiłam słoiki. Moja decyzja o wyprowadzce z miasta była jedną z ważniejszych w życiu. Parę razy mieszkałam w centrum i dusiłam się tam. Ogródek założyłam dla synka. To niesamowite, jak dzieci odczuwają naturę. Tytus nie chciał jeść pomidorów, kiedy leżały na stole, ale z krzaka już tak. Uwielbia zrywać kwiatki i podlewać rośliny. To będzie kiedyś ważna część jego wspomnień.

16.30

Miałam mnóstwo planów na kwarantannę. Że zadbam o ogród, pomaluję stare meble... Z tego wszystkiego najlepiej udaje mi się gotowanie.

Dzisiaj nastawiłam zakwas z buraków, wczoraj zrobiłam kimchi. Włączyłam „tryb ochronny” – jeśli nie możemy nic zrobić, to chociaż zadbajmy o zdrowie. Może to próba zrobienia czegoś, co sprawi, że będzie się miało poczucie sensowności, dobrze spędzonego dnia? Idę w stereotyp – chlebek bananowy też już piekłam, ale chleb na zakwasie mi się nie udał. Zrobiłam wszystko zgodnie z przepisem, a wyszedł „gliniok”. Teraz piekę bułki.

18.00

Staramy się często z Hubertem (Gasiulem, perskusistą i mężem Ani Rusowicz – przyp. red.) dzwonić do znajomych muzyków, wrażliwców, zapytać, jak sobie radzą. Wesprzeć ich na duchu. Mam świadomość, że to wsparcie będzie szczególnie potrzebne po zakończeniu pandemii. Martwię się, że niektórzy nie podniosą się z tego kryzysu psychicznie i finansowo. Wielu z nas zastanawia się, jak państwo potraktuje naszą wąską grupę zawodową. Musieliśmy odwołać koncerty i nie wiadomo, kiedy będziemy grali kolejne.

Czy będę dalej mogła uprawiać swój zawód? To pytanie zadaje sobie też cała rzesza ludzi stojących za nazwiskami znanych artystów. Technicy, kierowcy, dźwiękowcy, tour menedżerowie, specjaliści od światła, którzy zostali odcięci od źródeł dochodu. Myślę o nich.

19.00

Czuję się dużo bardziej przeciążona niż wtedy, gdy pracowałam poza domem. Nie wiem, z czego to wynika.

Pod spodem jest jakiś rodzaj przygnębienia. Dużo osób popadło w letarg, nic im się nie chce robić. Tyle planów, a ciało się buntuje. Może dlatego, że poruszając się wśród ludzi, nakręcaliśmy się nawzajem, pobudzaliśmy do większej aktywności. Przeżywam różne stany. Czasem się uniosę, ale daję sobie na to przyzwolenie. Nie ma sensu się biczować. Nikt nie przećwiczył wcześniej trybu „pandemia” i tylko próba zrozumienia tego, co się z nami teraz dzieje, może pomóc trzymać się w garści.

22.00

Rytuał wieczorny – zazwyczaj ja usypiam synka, do kąpieli puszczam mu Led Zeppelin, czytamy bajki, śpiewam Tytusowi kołysankę, którą napisałam specjalnie dla niego. Zauważyłam ciekawą rzecz i mogę podpowiedzieć rodzicom, że często, kiedy wyśpiewuję synowi swoje prośby, to spełnia je chętniej niż wtedy, gdy czegoś żądam. Lubię, kiedy współpraca wychodzi nam śpiewająco.

23.00

Siadamy z mężem do komponowania. Zostaje nam energii na jakieś pięćdziesiąt minut, po czym padamy. I dzień się powtarza. Słyszę od znajomych, że słabo teraz śpią, mają jakieś dziwne sny. Mnie się śni, że jest epidemia na świecie. Budzę się, a to prawda.

Czytaj też:
Domowy surwiwal

Źródło: Wprost