Recenzja serialu fantasy „Cień i kość”. Nowość Netfliksa nie jest kolejną „Grą o tron”

Recenzja serialu fantasy „Cień i kość”. Nowość Netfliksa nie jest kolejną „Grą o tron”

Kadr z serialu „Cień i kość”
Kadr z serialu „Cień i kość” Źródło: Netflix
„Cień i kość” na podstawie bestsellerowych powieści Leigh Bardugo, szturmem podbiła Netfliksa, plasując się na pierwszych miejscach na liście najpopularniejszych produkcji na platformie w wielu krajach na świecie. I trudno się temu dziwić. Serial wciąga, bez względu na to, czy jesteście fanami gatunku.

Po serialach „The Umbrella Academy”, „Wiedźmin”„Przeznaczenie: Saga Winx”, „Cień i kość” jest kolejną propozycją dla fanów fantasy. Oczywiście przy okazji każdej z premier produkcji tego gatunku na platformie pojawiają się porównania do „Gry o tron”. Czy jest to podobny serial? Fanów produkcji muszę zasmucić – chociaż występują między tymi produkcjami pewne podobieństwa, to jednak mamy tutaj do czynienia z zupełnie innym sposobem przedstawienia tematu. Nie oznacza to jednak, że nie warto dać się pochłonąć światu stworzonemu przez Erica Heisserera.

Przyznam, że jako osobie, która nie miała wcześniej styczności z książkami z serii, na początku było mi ciężko nadążyć za światem wykreowanym w serialu (podobne opinie słyszałam też od innych, którzy mieli już czas się z nim zapoznać). Poznajemy zupełnie nowe uniwersum – z wieloma krajami (Kerch, Nowoziemie, Ravka, Shu Han, Fjerda), słyszymy po raz pierwszy wyrazy wymyślone przez Leigh Bardugo (volcry, zmrocz, mierzost, piaskołódź), a akcja jest wartka i nie ma czasu na zastanawianie się długo nad tym, co właściwie oznacza dany wyraz czy sformułowanie. Tutaj z pomocą przyszedł Netflix, udostępniając słowniczekprzewodnik po Uniwersum Griszów.

Od serialu jednak trudno się oderwać i pomijając świetną i często zaskakującą fabułę, przyczyniają się do tego znacząco bohaterowie. Autorka i twórcy „Cienia i kości” zadbali o to, żeby nie było w nim miałkich i nijakich postaci. Każda z nich znacząco się wyróżnia i nie została zbudowana w sposób banalny w scenariuszu. I tak np. Kaz Brekker (w tej roli Freddy Carter), który początkowo jawi się widzowi jako pozbawiony skrupułów i żądny władzy gwiazdor półświatka, z każdą minutą serialu pokazuje nam swoją prawdziwą naturę. Postać ta zresztą – jak przyznała Bardugo – jest wzorowana na niej samej. Kaz podpiera się laską, podobnie jak pisarka, która cierpi na jałową martwicę kości. Opisywanie jego zmagań, jak przyznała w wywiadzie, dało jej wiele siły i pewności siebie. Towarzysząca Kazowi Inej Ghafa (Amita Suman), która jest niebezpiecznym szpiegiem, sprawnie posługującym się nożami, zaskakuje z czasem widzów swoją wrażliwością. A Kit Young, wcielający się w Jespera Faheya, który – jak zdradził – kreując postać czerpał inspirację z postaci takich jak Brudny Harry czy kapitan Jack Sparrow – nieustannie bawi widza swoją swobodą i frywolnością. Z jego postaci bije miłość do życia – Jesper czerpie z każdej chwili pełnymi garściami i rozświetla swoim blaskiem nawet najgorsze sytuacje. Ogromną przemianę przechodzi w serii także Malyen Orecev (Archie Renaux), utalentowany tropiciel z Pierwszej Armii, który robi wszystko, aby być blisko Aliny.

Charyzmatyczne charaktery nie ustępują kroku głównej bohaterce, wokół której toczy się cała ta historia. Alina Starkov (Jessie Mei Li), początkowo zahukana i pozbawiona wiary w samą siebie, zdaje sobie w końcu sprawę z tego, jaką moc daje jej miano przywoływaczki słońca. Chociaż trudno jej jest odnaleźć się nagle w centrum – na piedestale, jaki zafundował jej nowy tytuł, w najgorszych momentach potrafi odnaleźć w sobie siłę, aby chronić swoich najbliższych.

Każda postać w serii – również te poboczne, jak Genya Safin, Nina Zenik, Zoya Nazyalensky czy Matthias Helvar, mają swoje własne życia i nie są tylko dodatkiem do głównej historii.

W „Cieniu i kości” mamy także dużo magii – która przez samych Griszów co prawda nie jest wcale za takową uznawana. Nazywają to Małą Nauką, tj. umiejętnością manipulowania materią na jej najbardziej podstawowym poziomie. Griszowie dzielą się na Somatyków (Ciałobójcy i Uzdrowiciele), Eteryków (Szkwalnicy, Piekielnicy, Akwatycy) i Materialników (Sustantycy i Alchemiści). Te trzy zakony wprowadzają do fabuły serialu bardzo wiele scen i momentów rodem z najlepszych produkcji fantasy, oczarowując widza.

„Cień i kość” jest baśniowym serialem o ścieraniu się dobra ze złem, pełnym miłosnych zawiłości i osobistych relacji. Nie zobaczymy tutaj odważnych scen seksu, nagości i krwawych starć, jak w . Myślę jednak, że dobrze bawić przy nim mogą się zarówno młodsi widzowie kochający fantastykę, jak i ci starsi, którzy wcale nie chcą z niej wyrastać.

Czytaj też:
„Cień i kość” – quiz z nowego serialu Netfliksa. Sprawdź, ile zapamiętałeś!

Galeria:
„Cień i kość" – zdjęcia z nowego serialu Netflix