Maja Ostaszewska ubolewa nas losem migrantów na granicy. „Boją się, są bici, rażeni prądem”

Maja Ostaszewska ubolewa nas losem migrantów na granicy. „Boją się, są bici, rażeni prądem”

Maja Ostaszewska na demonstracji w Warszawie
Maja Ostaszewska na demonstracji w WarszawieŹródło:Facebook / Maja Ostaszewska
Maja Ostaszewska po raz kolejny opowiedziała o trudnej sytuacji migrantów, którzy zostali wykorzystani przez przywódcę Białorusi. Aktorka podczas marszu w Warszawie relacjonowała, co zastała w pobliżu granicy polsko-białoruskiej.

W sobotę 20 listopada Maja Ostaszewska pojawiła się w Warszawie na „Marszu Troski o Oszukanych”. Aktorka po raz kolejny upomniała się migrantów, którzy koczują przy . – Spotkaliśmy tam pięknych ludzi, aktywistów i lokalnych mieszkańców, którzy każdego dnia, bez wsparcia państwa, robią, co mogą, by pomóc nie umrzeć drugiemu człowiekowi w lesie – relacjonowała.

– Żadna z tych osób przez nas spotkana ani razu nie bała się nikogo z uchodźców. Wiedzieli, że spotykają tam zmęczonych, przerażonych, zrozpaczonych, oszukanych ludzi, całe rodziny, maleńkie dzieci, ich matki, młodych chłopców i mężczyzn, którzy uciekają przed wojnami lub po prostu marzyli o lepszym życiu, tak jak każdy z nas – dodała.

Granica polsko-białoruska. Ostaszewska czyta list Tokarczuk

W dalszej części swojego wystąpienia Maja Ostaszewska odczytała list Olgi Tokarczuk. „Wiedzcie, że w każdej części naszego kraju każdy z was może zrobić niezwykle dużo. Przy obrzydliwej propagandzie antyuchodźczej i odczłowiaczaniu ludzi, którzy uciekają przed wojnami i biedą, każda rozmowa, uświadamiająca, że musimy pomagać, że jest to naszym człowieczym obowiązkiem, to jest wielkie działanie” – stwierdziła laureatka literackiej Nagrody Nobla. „To, co możemy robić każdego dnia, to rozmawiać i mówić ludziom, jak jest naprawdę. Nasz kraj zachorował na brak empatii, to jest gorsza zaraza niż koronawirus” – podkreślała.

Granica polsko-białoruska. Maja Ostaszewska o incydentach w Kuźnicy

Aktorka odniosła się także do incydentów, do których doszło w Kuźnicy. Maja Ostaszewska zaznaczyła, że migranci często nie mają wyboru, dlatego decydują się na siłowe szturmowanie granicy. – Jest bardzo wiele materiałów, które mówią o tym, że ci ludzie są do tego zmuszani przez białoruską stronę. Boja się, są bici, rażeni prądem, wpychani do wody, przykłada im się broń do skroni. Często dlatego to robią, nie chcą tego robić – tłumaczyła.

– Jedna z grup, owszem, zdecydowała się na taki wspólny szturm mężczyzn, 100 metrów za nimi były obozy ich rodzin, malutkich dzieci. Czy gdyby tutaj grupa mężczyzn wiedziała, że 10 metrów od nich na granicy śmierci są ich dzieci i kobiety i że od miesięcy błagają o pomoc i wszczęcie procedur w zgodzie z prawem, to czy w momencie desperacji nie stwierdziliby: »Chodźcie, spróbujmy przerwać ten mur i druty, nie mamy już nic do stracenia«? Proszę, pamiętajcie również o tym – komentowała.

Czytaj też:
Barbara Kurdej-Szatan ponownie o migrantach. Udostępniła fragment listu