Czy po zagraniu u Quentina Tarantino polski aktor może osiągnąć w swoim zawodzie jeszcze coś więcej? Rafał Zawierucha uważa, że jego kariera nie musi skończyć się na roli Romana Polańskiego. Przyznaje jednak, że jest gotowy na mniej głośne projekty. – To jest cudowne w tym zawodzie, że dzisiaj możesz pracować z Quentinem Tarantino, a jutro z debiutantem, który mówi: Słuchaj, chciałbym, żebyś zagrał u mnie w filmie – stwierdził.
Odpowiedział też na pytanie o zazdrość i hejt, które spotkały go po tak niespodziewanym sukcesie. – Nawet nie czytam takich rzeczy. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś potrzebuje wylać z siebie jakieś negatywne emocje i to jest jego sposób ekspresji, to ma do tego prawo, ale po co ja mam to przejmować? – mówił. W rozmowie z Filmawką przypomniał, że nie urodził się w rodzinie milionerów i nie podano mu wszystkiego na tacy.
Przy okazji rozmowy o rodzinie pochwalił się, że w Los Angeles nie zrezygnował z popisowego dania swojej mamy. – Tak, na moje urodziny zamówiłem pierogi i zajadaliśmy się! – mówił. Miał też szansę na przybliżenie polskim fanom jednej z ciekawszych aktorek młodego pokolenia, córki Umy Thurman i Ethana Hawke'a. – Spotkaliśmy się tylko parę raz na planie. Maya ma w sobie niezwykłą energię, byłem zachwycony nią w filmie. Ma mocny charakter, ale jednocześnie jest bardzo otwarta, kontaktowa – opisywał aktorkę Zawierucha.
Czytaj też:
Rafał Zawierucha robi karierę w Hollywood. „SE” ujawnił zarobki aktoraCzytaj też:
Zawierucha opowiedział o tym, jak grał Polańskiego. „Rock’n’roll! Nie ma rzeczy niemożliwych”Czytaj też:
Zawierucha zadziwił Pitta i DiCaprio. „Mój zwyczaj świadczył o polskim szaleństwie”