Bonk: po zdobyciu medalu włączyłem komputer i siedziałem na internecie

Bonk: po zdobyciu medalu włączyłem komputer i siedziałem na internecie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bartłomiej Bonk, fot. PAP/EPA/Rainer Jensen 
Sztangista Budowlanych Opole Bartłomiej Bonk dzień po zdobyciu brązowego medalu przyznał, że musiał sporo wycierpieć, by stanąć na podium. Jak dodał, gdyby nie kontuzje, w Londynie mógł osiągnąć lepszy wynik.

Wszechobecny ból, zmęczenie i urazy sprawiły, że Bonk zastanawiał się na sensem wyjazdu na igrzyska w Londynie.

- Tyle się wycierpiałem w tym roku. Jeszcze dwa miesiące temu nie byłem w stanie dźwigać dużych ciężarów. Zacisnąłem zęby i zjadłem chyba tonę tabletek przeciwbólowych. Ale i to nie zawsze pomagało. W pewnym momencie poszedłem do trenera Szewczyka i zapytałem się czy jest sens, żebym tutaj jechał. Szansa występu na igrzyskach motywowała mnie do pracy - opowiadał 27-letni opolanin.

Jak dodał, ostatnie dwa miesiące udało mu się w miarę płynnie przepracować. Ale w ogóle nie myślał, że może stanąć na podium. - Gdyby ktoś mi powiedział, że zdobędę medal, to kazałbym mu puknąć się w głowę - śmiał się. Dodał, że stać go jeszcze na lepszy wynik.

- Rezerwy są jeszcze, ale nie ma zdrowia. Gdyby nie dokuczały mi bóle, urazy i mógłbym normalnie się przygotowywać, to naprawdę była szansa by jeszcze więcej dźwignąć  - podkreślił.

W trudnych momentach wspierała go żona, najwierniejszy kibic. - Ten medal właśnie jej zawdzięczam, jest taką osobą, która zawsze we mnie wierzyła, nawet gdy ja już miałem chwile zwątpienia. Zawsze powtarzała, że będzie dobrze, że się uda - opowiadał.

Po powrocie z zawodów do wioski olimpijskiej, szefostwo misji i działacze zgotowali owacyjne powitanie.

- Był szampan, śpiewano mi sto lat. To było bardzo miłe. Otrzymałem setki maili, sms-ów i telefonów z gratulacjami. Niestety, nie jestem wyspany. Po powrocie do pokoju nie położyłem się grzecznie spać tylko posiedziałem z chłopakami, pogadaliśmy. Potem byłem już tak pobudzony, że nie miałem ochot na sen. Włączyłem komputer i siedziałem na internecie - przyznał.

Bonk treningi łączy z nauką w Wyższej Szkole Zarządzani i Administracji w Opolu, gdzie studiuje marketing sportowym. Z tym kierunkiem wiąże swoją przyszłość. - Jestem na piątym semestrze, zacząłem pisać pracę licencjacką o organizacji dużych imprez. W lutym zamierzam ją obronić - wyjaśnił.

Brązowy medalista nie ukrywa, że podnoszenie ciężarów to nie jest eldorado finansowe, ale uprawianie tej dyscypliny pozwala żyć na w miarę przyzwoitym poziomie.

- To zawsze był sport niszowy, nie było wielkich pieniędzy sponsorów. Grupa ludzi zapaleńców męczy się na treningach. Mi pomaga miasto, są pieniądze z klubu i ministerstwa sportu, trochę się tego uzbiera. O sponsorach indywidualnych można jednak tylko pomarzyć - wyznał.

A przed opolskim sztangistą spore wydatki, bowiem w listopadzie powiększy mu się rodzina. Z żoną oczekują narodzin bliźniaczek. - Imion jeszcze nie wybraliśmy. A premia za brązowy medal na pewno się przyda - powiedział. Brązowy medal igrzysk olimpijski Polski Komitet Olimpijski wycenił na 50 tysięcy złotych.

mp, pap